<< powrot

 

CIELEC W LUDZKIEJ POSTACI

 

 

         Przyłóż trąbę do swoich ust jak stróż w domu Pana! Złamali bowiem moje przymierze i sprzeniewierzyli się mojemu zakonowi! Krzyczą do mnie: Znamy cię, Boże! Izrael odrzucił to, co dobre, niechże go ściga nieprzyjaciel! Powołują królów, lecz beze mnie, ustanawiają książąt, lecz bez mojej wiedzy. Ze swojego srebra i złota uczynili sobie bałwany na własną zgubę. Odrzuciłem twojego cielca, Samario! Zapłonął mój gniew przeciw nim. Jak długo dom Izraela pozostanie bez kary? A przecież on nie jest bogiem! Rzemieślnik go zrobił! Zaiste - w drzazgi rozleci się cielec Samarii. Bo sieją wiatr i będą zbierać burzę. Zboże nie ma kłosa, nie da więc mąki, a choćby nawet dało, obcy ją zjedzą. Zginął Izrael, jest teraz wśród ludów jak naczynie, na które nie ma popytu. Bo wybrali się do Asyrii - jak dziki osioł, który biega samotnie - do Egiptu, aby składać podarki miłosne. Chociaż je składają wśród ludów, Ja jednak wnet ich rozproszę, tak że przestaną na jakiś czas namaszczać królów i książęta. Zaiste, Efraim zbudował sobie liczne ołtarze, lecz stały się one ołtarzami grzechu. Chociaż spisałem mu wiele moich wskazań, to jednak lekce je sobie ważyli jako coś obcego. Lubią ofiary rzeźne i chętnie je składają, także mięso, i chętnie je jedzą, lecz Pan ich sobie nie upodobał. Będzie teraz pamiętał o ich przewinie i karać ich będzie za ich grzechy! Powrócą do Egiptu! Izrael zapomniał o swoim Stworzycielu i zbudował sobie świątynie. Również Juda zbudował wiele miast obronnych. Ześlę więc ogień na jego miasta, aby zniszczył jego pałace (Oz.8,1-14).

  

         Trudno powiedzieć, gdzie i kiedy do Izraela przeniknął kult złotego cielca. Jednak pewne jest, że po długoletniej niewoli w Egipcie (jednej z córek Wielkiego Babilonu) Izraelici byli oswojeni z oddawaniem czci temu bożkowi. Niebawem po wyjściu ludu Bożego na wolność okazało się, że ich przyzwyczajenie było czymś głębszym. Ich serca były do głębi przesiąknięte tym bałwochwalczym kultem. Oto gdy Mojżesz długo nie wracał z Bożej góry, lud zaczął szemrać i Aaron pod naciskiem ludzi odlał złotego cielca utożsamiając go z Bogiem, który wyprowadził ich z Egiptu. W taki oto sposób Zbór już na początku drogi za Panem uległ obrzydliwemu bałwochwalstwu. Został zbudowany ołtarz grzechu i duchowego nierządu. Lecz mijały lata. Całe bałwochwalcze pokolenie starszych Izraela wymarło na pustyni. Bóg dotkliwie doświadczał i sądził swój naród, który po oczyszczeniu wkrótce wszedł do Ziemi Obiecanej, zajmując ją według przydzielonych przez Pana działów. I oto po latach świetności za czasów Salomona, po rozpadzie państwa na dwie części, Jeroboam, syn Nebata, król Izraela, rozbija jedność religijną ludu Bożego. Człowiek ten otrzymał przez proroka obietnicę Bożą, która bardzo szybko wypełniła się – został on królem nad dziesięcioma plemionami. W zamian za wierność Panu, Bóg obiecał także Jeroboamowi utrwalenie władzy jego domu nad Izraelem. Jednak człowiek ten okazał się bardzo cielesny w swoim postępowaniu, a nawet mówiąc po ludzku bardzo bezmyślny. Jego przebiegłość pozbawiła go Bożej przychylności, a ściągnęła na niego i jego cały ród przekleństwo oraz Boży sąd. Człowiek ten w obawie przed utratą władzy kazał sporządzić dwa cielce ze złota i ogłosić ludowi: Dosyć już napielgrzymowaliście się do Jeruzalemu; oto bogowie twoi, Izraelu, którzy cię wyprowadzili z ziemi egipskiej. I kazał jednego ustawić w Betelu. a drugiego ustawił w Dan. Zatem widzimy tutaj ponowne odrodzenie się w Zborze fałszywego kultu złotych cielców, utożsamianych z Bogiem, który wyprowadził lud Boży z Egiptu. Powstała zwodnicza religia, fałszywy kult Boga Jahwe, który stał się sidłem i przyczyną upadku Izraelitów. Wzniesiono nowe ołtarze poświęcone złotym cielcom i ustanowiono nowych kapłanów, odsuwając na bok Świątynię Pana znajdującą się w Jerozolimie.

 

        I oto w ósmym rozdziale księgi Ozeasza czytamy, że po wielu latach burzliwych wydarzeń w historii narodu wybranego, gdy stolicą Izraela była Samaria, kult złotego cielca miał się bardzo dobrze. Była to szczególnie zgubna religia. Dlaczego? Ponieważ inne kulty bałwochwalcze były jawnie utożsamiane z bożkami pogańskimi i każdy był świadomy, komu oddaje cześć. Natomiast złoty cielec został podstępnie utożsamiony z Bogiem Żywym, przez co powstała w Zborze podstępna religia czcząca rzekomo Świętego Jahwe, która tak naprawdę była dla Niego obrzydliwością. I tak oto naród Boży w swoim zaślepieniu czcił złotego cielca, składając mu ofiary i wołając: Znamy cię Boże! Tymczasem Przymierze ludu z Bogiem zostało złamane, przykazania z kamiennych tablic podeptane. Naród i jego przywódcy rozpoczęli swoje własne rządy bez wiedzy i kontaktu z Bogiem. Święty Jahwe został całkowicie oddalony z życia swojego ludu. Czy to jest możliwe? Jak możliwe jest tak wielkie zaślepienie Zboru Pańskiego? Oto wśród ludzi kwitła cielesna religia pozbawiona całkowicie obecności Pana. Każdy na własne oczy mógł zobaczyć ohydnego złotego cielca nazwanego Imieniem Bożym, a także każdy mógł własnymi oczyma przeczytać w Zakonie Pana:Jam jest Pan, Bóg twój, który cię wyprowadził z ziemi egipskiej, z domu niewoli. […] Nie czyń sobie podobizny rzeźbionej czegokolwiek, co jest na niebie w górze, i na ziemi w dole, i tego, co jest w wodzie pod ziemią. Zatem widzimy, że już od początku wyjścia Izraela z Egiptu wśród ludu Pana istniały równolegle obok siebie dwa kulty Świętego Jahwe. Jeden prawdziwy, a drugi fałszywy, a wyznawcy tych obu religii uważali się za prawdziwych wyznawców Pana i oczekiwali w zamian na Jego przychylność. Przy czym ta fałszywa religia była cielesnym kultem rządów zaślepionego człowieka, pozbawionych całkiem posłuszeństwa Panu.

 

        I oto widzimy, że gdy Święty Jahwe, Syn Boży Jezus Chrystus, osobiście przyszedł do swojego ludu, to wydawałoby się, że po tej zwodniczej religii złotego cielca nie pozostał żaden ślad. Chrystus nie wytknął Żydom żadnego widocznego bałwochwalstwa. Wręcz odwrotnie. Świątynia Boża stała, a w niej składano dokładnie według Zakonu ofiary Świętemu Jahwe. Gorliwie dbano o literalne przestrzeganie Prawa. Ściśle obchodzono wszystkie nakazane święta i dbano o czystość kultową. Przez wieki Izrael wyzbył się obcych kultów, których Bóg nie akceptował. Cóż się stało? Czy lud Boży doszedł do doskonałości przed Panem, a jego wołanie: Znamy cię Boże! stało się prawdą? Ze smutkiem trzeba stwierdzić na podstawie słów samego Chrystusa, że tak nie było. Religijność Izraela za czasów Chrystusa w swojej formie zewnętrznej doszła do perfekcji, ale była to nadal religia ciała pozbawiona Chwały i mocy Bożej. Była to religia, w której w sposób doskonały złoty cielec zamieszkał na dobre w sercach jego zaślepionych wyznawców. Wypełniło się w taki sposób przekleństwo z jednego z Psalmów. Izrael upodobnił się do swojego ohydnego bożka. Żydzi swoją cielesną religię doprowadzili perfekcyjnie do doskonałości, ale o zgrozo w takiej samej mierze ich ludzkie „ja” oraz jego pycha oddaliły ich od Boga Żywego. Chrystus bez ogródek nazwał przewodników Izraela plemieniem żmijowym, czyli dziećmi szatana. Ten cielec, którego kiedyś Mojżesz starł na proch, wrzucił do wody i kazał ją wypić Izraelitom, teraz żył i stał mocno w ludzkich sercach. Ludzkie „ja”, któremu służą wszystkie narody, zajęło miejsce Żywego Boga, a pomimo to ludzie ci wołali: Znamy cię Boże! Chrystus po to przyszedł na świat, aby w Jego ukrzyżowanym ciele ten ohydny cielec został starty na proch i aby tą gorzką wodą Bożego sądu napełnić wnętrza ludu Pana, uwalniając go od mocy ciała, czyli starej grzesznej ludzkiej natury. Tymczasem ten cielec pewnie zasiadał w sercach Żydów. Większość z nich nie porzuciła swojego ohydnego bałwana, dlatego Izrael ostatecznie odrzucił swojego Mesjasza. Odrzucił tę drugą prawdziwą wiarę w Świętego Jahwe pozostając przy legalistycznej religii ciała. Jakaż tragedia ludu Bożego. Ale okazuje się znowu, że nic nowego nie dzieje się pod słońcem. Oto ta sama historia powtarza się w ludzie Bożym Nowego Testamentu. Oto czytamy, że po latach w Zborze Laodycei pojawiła się ta sama cielesna religia ludzkiego „ja”, dostatnia i samowystarczalna, silna i rozjuszona jak byk, jak złoty cielec, który jest bardzo cenny dla swoich wyznawców. Ten złoty cielec stanął w sercu Kościoła wypierając z niego prawdziwe niebiańskie złoto, to jest samego Chrystusa. Ludzie zaczęli swoje cielesne rządy, wypierając ze Zboru proroków i apostołów Pana wraz z Nim samym. Są to ci sami ludzie, którym nie potrzebny jest Bóg i Jego Chwała w Zgromadzeniu, a którzy jednocześnie wołają: Znamy cię Boże! W Zborze pojawiła się zdradliwa jak trucizna fałszywa religia przypisująca sobie autentyczność pochodzącą od apostołów, w której życie kościelne wydaje się być bez zarzutu, w której Pismo Święte wraz ze wszystkimi jego obietnicami jest na ustach każdego jej wyznawcy. Ludzie ci wprawdzie doświadczyli Boga Żywego, doznali Jego łaski, ale wkrótce zasiedli z poganami przy ich obrzydliwych ołtarzach, wnosząc je nawet do Zgromadzenia. W wyniku tego prawdziwa wiara Boża, oparta o ołtarz Pana, czyli Chrystusowy krzyż, została odsunięta na bok, a wkrótce zapomniana. W ósmym rozdziale księgi Ozeasza jest opisany los takiego chrześcijaństwa, które odrzuciło to, co jest dobre. Które samowolnie powołuje swoich przewodników zwiastujących to, co ucho łechce. Jest to Zbór, który ze swojego złota i srebra uczynił sobie bogów, czyli Kościół taki zaczął działać w oparciu o bogactwo ziemskie, w oparciu o możliwości ciała nazywając to działaniem samego Boga. Jahwe tymczasem stoi na zewnątrz tego Zgromadzenia i czeka na jego upamiętanie oraz powrót do prawdziwej wiary opartej na mocy i mądrości krzyża. Dzisiaj z księgi Ozeasza Pan kieruje takie oto przesłanie do Zboru laodycejskiego: Odrzuciłem twojego złotego cielca ludzkiego „ja”, a mój gniew zapłonął przeciwko tobie! Nie mam nic wspólnego z tym ohydnym bałwanem, on jest wytworem ludzkich możliwości. Wypluję go z ust moich, gdyż wasza religia ciała jest odrażającym bożkiem ludów i narodów, z którym Ja nie mam nic wspólnego. Oto beze mnie siejecie wiatr waszej „pięknej” teologicznej religii, dlatego plony będziecie zbierać podczas burzy! Czy może to się udać? Czy można zebrać plon podczas ulewy, grzmotów i wichru? Zaiste, zboże nie ma kłosa, ludzie pozyskani przez was nie wydają owocu na żywot wieczny, a nawet gdyby coś się w nich przejawiało, jednak zły wszystko z ich serc wybierze. Zaiste! W drzazgi rozleci się cielec Laodycei, podrobione niebiańskie złoto. Wypluję go z siebie, odrzucę. Już dawno na Golgocie został wydany na niego wyrok potępienia. Ludu mój! Jesteś jak naczynie wśród ludów i narodów, na które nie ma popytu! Oto na początku, gdy zrodziłem mój Kościół, był on jak cenne złote naczynie, którego pragnęły wszystkie narody, do którego wszyscy pielgrzymowali, aby poznać Pana. Nie tak jest obecnie z tobą. Dlatego teraz to ty zabiegasz o względy Asyrii i Egiptu, biegając samotnie jak dziki osioł, aby składać miłosne podarki w duchowym nierządzie, aby w taki sposób pozyskać sobie wyznawców. Chociaż to robicie z wielką gorliwością i dla mnie, jednak nie przyjmę tego. Dlatego też na pewien czas zabrałem wam moich namaszczonych sług, apostołów i proroków. Ludu mój! Sami sobie nastawialiście ołtarzy oraz wznieśliście sobie świątynię ciała, świątynię ludzkiego „ja”, o mnie zapominając. Dlatego ogień sądu Bożego strawi wasze dzieła. Umiłowaliście wasze Zgromadzenia, chętnie też śpiewacie mi pieśni dziękczynne, lecz Pan ich sobie nie upodobał. Spisałem wam wiele moich wskazań, jednak lekceważyliście je sobie jako coś obcego. Dlatego pamiętam o waszej przewinie i będę was karać za wasze grzechy, moja krew was nie oczyści, gdyż jesteście nadzy. Jeśli nie przyjmiecie mojego karcenia, powrócicie do Egiptu. Wielki Babilon znowu was pochłonie. Dlatego póki jeszcze jest czas upamiętajcie się i przyjmijcie moje karcenie i smaganie, wydając swoje ciała na ofiarę na moim ołtarzu Bożej przychylności. Przylgnijcie z całych sił do krzyża, uchwyćcie się jego, a będziecie żyć. W taki sposób zachowacie swoje życie jako zdobycz dla Pana Zastępów. Jego imię jest ŚWIĘTY. Amen.

 

        Kiedyś w moim sercu zrodziło się takie oto podobieństwo. Jeżeli wrzód jakiejś śmiertelnej choroby zaatakuje ciało człowieka, to albo ten wrzód opanuje całkowicie organizm tak, że on umrze, albo ciało oprze się chorobie i w jakiś sposób wydali z siebie ten wrzód, na przykład poddając się operacji. W ten sposób zostanie ono uzdrowione oraz zachowa swoje życie. W taki mniej więcej sposób Chrystus wyraził się o Laodycei mówiąc, że wypluje ją z siebie. Jednakże to podobieństwo można obrócić w drugą stronę, ponieważ Duch Pana walczy przeciwko ciału, ale ciało także pożąda przeciwko Duchowi Bożemu. Zatem ktoś, kto przychodzi do cielesnego Kościoła z mocą krzyża, z mocą śmierci Pańskiej, jest przeważnie poczytany w tym ciele jako śmiertelny wrzód. Mowa o krzyżu, który jest głupstwem dla takiej społeczności, jest jak odór śmierci i budzi w niej irytację, niechęć, sprzeciw, odrazę i złość. Dlatego istnieją dwie zasadnicze możliwości rozwiązania tego problemu w Kościele. Albo Bóg dotknie się tego Zboru zdejmując z jego duchowych oczu ślepotę, przez co Kościół podda się krzyżowi, napełniając się śmiercią Pańską, przez co ten cielec ludzkiego „ja” umrze w Zgromadzeniu otwierając drogę dla objawienia się Chwały Bożej, czyli Chrystusa, albo ciało to nie przyjmie Bożego napomnienia i wyrzuci z siebie ten nieprzyjemny i odrażający dla niego wrzód, zachowując swoje naturalne życie ludzkiego „ja”. Dzieje się tak dlatego, ponieważ mowa o krzyżu podważa sprawiedliwość cielesnego Kościoła. W konsekwencji tego taki Zbór uchwyciwszy się swojej pewności zbawienia, w wielkim gniewie i z nienawiścią wyrzuca z siebie odrażający dla niego twór. Czy dziwnym jest takie postępowanie Laodycejczyków? Nie! Wszakże Chrystus powiedział, że nie jest większy uczeń nad Mistrza. Jeśli Chrystusa tak potraktowano, tak samo będą traktowani Jego uczniowie idący tą samą drogą co Pan, drogą krzyża. Zauważmy, że żydowska religia ciała tak samo potraktowała Mesjasza. W swojej własnej sprawiedliwości i pewności wybrania Bożego Izraelici znienawidzili Chrystusa wyrzucając Go z siebie poza mur miasta, gdzie w pohańbieniu konał uznany za przestępcę i wichrzyciela prawowiernej religii. Dlatego Słowo Boże w Hebr.13,7-17 przynosi wielkie pocieszenie dla takich kościelnych „wyrzutków”, usuniętych spośród cielesnych Zgromadzeń Laodycei, powiadając tak: Pamiętajcie na wodzów waszych, którzy wam głosili Słowo Boże, a rozpatrując koniec ich życia, naśladujcie wiarę ich. Jezus Chrystus wczoraj i dziś, ten sam i na wieki. Nie dajcie się zwodzić przeróżnym i obcym naukom; dobrze jest bowiem umacniać serce łaską, a nie pokarmami; tym, którzy o nie zabiegali, nie przyniosły one pożytku. Mamy ołtarz, z którego nie mają prawa jeść ci, którzy służą przybytkowi. Albowiem ciała tych zwierząt, których krew arcykapłan wnosi do świątyni za grzech, spala się poza obozem. Dlatego i Jezus, aby uświęcić lud własną krwią, cierpiał poza bramą, wyjdźmy więc do niego poza obóz, znosząc pohańbienie jego. Albowiem nie mamy tu miasta trwałego, ale tego przyszłego szukamy. Przez niego więc nieustannie składajmy Bogu ofiarę pochwalną, to jest owoc warg, które wyznają jego imię. A nie zapominajcie dobroczynności i pomocy wzajemnej; takie bowiem ofiary podobają się Bogu. Bądźcie posłuszni przewodnikom waszym i bądźcie im ulegli; oni to bowiem czuwają nad duszami waszymi i zdadzą z tego sprawę; niechże to czynią z radością, a nie ze wzdychaniem, gdyż to wyszłoby wam na szkodę. Amen.

 

         Drodzy bracia i siostry! Wyjdźmy zatem z radością poza obóz, jeśli Pan nas do tego wzywa. Wyjdźmy tam, gdzie stoi ołtarz poniżenia i hańby naszego „ja”, Chrystusowy krzyż. Z wdzięcznością znośmy pohańbienie naszego Pana, aby nas wywyższył czasu swego. Postępując tak wydamy przed naszym Bogiem świadectwo, że nie mamy tutaj trwałego miasta, ale tego przyszłego szukamy. Ten krzyż Chrystusowej hańby jest Bożym ołtarzem, z którego nie mają prawa spożywać ludzie uprawiający cielesne chrześcijaństwo, cielesną religię ludzkiego „ja”. Laodycejczycy nawet nie mają takiej świadomości, gdyż Pan zakrył to przed ich duchowymi oczami, ponieważ zapragnęli światowych rzeczy, umiłowali swojego złotego cielca oraz zaczęli służyć Panu w przybytku ciała budując swoje własne ołtarze. Ale my bracia i siostry mamy ołtarz, na którym jest nam dane składanie duchowych ofiar miłych i przyjemnych Panu. Zatem każdego dnia świadomie wydawajmy na nim na śmierć nasze ciała, naszą starą grzeszną naturę ludzkiego „ja”. Każdego dnia Bóg będzie nas w tym prowadził smagając ją ogniem doświadczeń. Poddajmy Mu się w tym dziele, a wtedy także nasze ofiary pochwalne, to jest owoc warg, które w prawdzie wyznają Boże Imię oraz ofiary dobroczynności i wzajemnej pomocy znajdą upodobanie w Bożym sercu, wtedy zostaną one przyjęte przez Świętego Jahwe. Na tym ołtarzu mamy także duchowy pokarm, który dane jest nam spożywać. Jest nim ukrzyżowane Ciało naszego Pana. Z radością spożywajmy go napełniając swoje wnętrza śmiercią Pańską, aby i życie Jego w nas się objawiało. Wreszcie mamy także na tym ołtarzu napój darzący zbawieniem i żywotem wiecznym. Jest nim krew Baranka, która oczyszcza nas od wszystkich uczynków ciała, czyli grzechów, jakich dopuszczamy się pielgrzymując do naszej niebiańskiej ojczyzny. Ponadto Bóg dał nam swojego Ducha oraz swoje Słowo. On nam dał swojego Syna, On nam dał samego siebie. A to wszystko całkowicie wystarcza nam do życia i pobożności przed Jego Obliczem. Niech to bogactwo i złoto niebios, czyli Chrystus, w którym wszystko jest nam dane, pomnaża się w nas, przez nas i pośród nas. Jezus Chrystus wczoraj i dziś, ten sam i na wieki. Nie dajmy się zwodzić przeróżnym obcym teologicznym naukom rozumu i ciała, które odwodzą nas od Bożego ołtarza, czyli od Jezusa Chrystusa i to ukrzyżowanego. Umacniajmy serca łaską płynącą z krzyża, a poprzez to także ze zmartwychwstałego Chrystusa. Służąc w Przybytku Pana, porzućmy wszystkie rzeczy, które miłuje ciało, a które nie przynoszą żadnego pożytku. Wychodząc za Panem poza obóz cielesnego i legalistycznego Zboru bacznie pilnujmy się, abyśmy nie uciekali stamtąd ze złotym cielcem ludzkiego „ja” w swoich sercach. Pilnujmy się, abyśmy nie wynosili się ponad innych, ale to nasze pyszne „ja” złóżmy na krzyżu, aby we wszystkim uwielbiony był Bóg i Ojciec nasz. Dlatego nieustannie módlmy się modlitwą celnika: (Łuk.18,13b) Boże, bądź miłościw mnie grzesznemu, aby ten cielec, który mieszka w każdym z nas, zawsze był ukrzyżowany. Pamiętajmy też na wodzów naszych, apostołów, proroków i uczniów Pańskich, którzy na początku głosili Słowo Boże. Oni byli ukrzyżowani z Chrystusem dla tego świata, a świat dla nich. Dlatego żył w nich i objawiał się sam Chrystus. Taka była ich wiara, ich bliska więź z Panem, niczego innego nie potrzebowali i nie znali w swoim duchowym życiu oraz w Bożej służbie. Do końca ci słudzy Pańscy wytrwali w Bogu, w Jezusie Chrystusie i to ukrzyżowanym. Dlatego rozpatrując koniec ich życia, naśladujmy wiarę ich. Chrystus nigdy nie zmienia się, zawsze jest ten sam. Dlatego ci uczniowie Baranka zawsze głosili świadectwa Boże w mocy krzyża Chrystusowego, przynosząc do Zborów żywą obecność samego Boga, a nie martwą i cielesną teologię ludzkiego „ja”. Dążmy zatem do jedności wiary z tymi mężami Bożymi  biegnąc tą samą drogą, co oni. Naśladując ich odrzućmy także od siebie karmienie się owocami teologicznych nauk wyrastających z drzewa poznania dobra i zła, które oddzielają nas od Drzewa Żywota, od żywego Chrystusa. Jezus Chrystus ten sam, wczoraj i na wieki. Bądźmy także posłuszni przewodnikom naszym, którzy zgodnie z drogą apostolską walczą w tej samej mocy i łasce Bożej, które płyną z krzyża Golgoty. Bądźmy im ulegli, tym, którzy nie chcą znać niczego innego, jak tylko Chrystusa i to ukrzyżowanego. Nie poddawajmy się naszemu butnemu ciału, naszemu pieniącemu się „ja”, gdy zwiastowany jest Chrystusowy krzyż – ciało nigdy nie chce umierać, ale z radością przyjmujmy napomnienia wydając nasze ciała jako miłą ofiarę Bogu. Albowiem słudzy ci czuwają nad duszami naszymi i zdadzą z tego sprawę; niech to czynią z radością, a nie ze wzdychaniem, gdyż to wyszłoby nam na szkodę. Amen.

 

 

WSPÓŁCZESNY ZŁOTY CIELEC

 

 

W Pięcioksięgu Mojżesza opisana jest historia odlania przez Izraelitów bałwana – złotego cielca. Mojżesz udał się na polecenie Boga na górę, aby odebrać tablice z Bożym Prawem. Natomiast cały Zbór pod opieką Aarona miał czekać na jego powrót. Lecz mąż Boży długo nie powracał. Dlatego lud zniecierpliwił się i poprosił Aarona, by zrobił im bożka, który miał być obrazem Jahwe, Boga, który wyprowadził ich z Egiptu. I tak się stało. Brat Mojżesza uległ ludziom i kazał każdemu z nich przynieść złote kolczyki, które nosili na uszach. Z nich miał powstać ten ohydny bałwan. Gdy wszystko już było gotowe, lud rzekł:To są bogowie twoi, Izraelu, którzy cię wyprowadzili z ziemi egipskiej. Zobaczywszy to, zbudował Aaron ołtarz przed nim i kazał obwołać: Jutro będzie święto Pana. I wstawszy nazajutrz wcześnie rano, złożyli ofiary całopalne i przynieśli ofiary pojednania; i usiadł lud, aby jeść i pić. Potem wstali, aby się bawić. Kiedy Mojżesz wrócił z Zakonem Pana i ujrzał na własne oczy, co się stało, w wielkim gniewie potłukł Boże tablice oraz spalił złotego cielca w ogniu, starłszy go na proch; a wsypawszy go do wody kazał ludowi napełnić nią ich wnętrza. Było to znakiem dla ludu Bożego, że w podobny sposób w przyszłości miał zginąć w nich złoty cielec, który żyje w każdym człowieku. Na Golgocie w ciele Mesjasza miał on być spalony i starty na proch.Jednakże po tych wydarzeniach ludzie nie opamiętali się i nadal byli rozwydrzeni oraz nieokiełznani. W innym przekładzie Słowo Boże mówi, że […] lud był obnażony, bo go był wyzuł Aaron dla hańby plugawej i między nieprzyjaciółmi nagim zostawił. Zatem wydaje się, że lud Boży stał się jak Sodomici w swojej mentalności i moralności; nie dostrzegał on swojego jawnego grzechu widocznego w zachowaniu i ubiorze. Kościół stał się nagi duchowo i fizycznie, i nadal trwał w swoim bałwochwalczym upojeniu. Wtedy stanął Mojżesz w bramie obozu i zawołał: Kto jest za Panem, do mnie! I zebrali się wokoło niego wszyscy synowie Lewiego. I rzekł do nich: Tak mówi Pan, Bóg Izraela: Przypaszcie każdy swój miecz do boku! Przejdźcie tam i z powrotem od bramy do bramy w obozie i zabijajcie każdego, czy to brat, czy przyjaciel, czy krewny. Synowie Lewiego uczynili według rozkazu Mojżesza i padło w tym dniu z ludu około trzech tysięcy mężów. Potem rzekł Mojżesz: Wyście dziś wyświęcili siebie samych do służby dla Pana, gdyż nikt z was nie zawahał się wystąpić przeciwko synowi czy bratu swemu. Niech więc udzieli wam dziś błogosławieństwa. W taki oto sposób tego dnia Lewitom zostało przeznaczone najwspanialsze złoto i bogactwo, jakie może otrzymać człowiek na tej ziemi; jak jest napisane: W tym czasie oddzielił Pan plemię Lewiego do noszenia Skrzyni Przymierza Pana, do stawania przed Panem, służenia mu i udzielania w Jego imieniu błogosławieństwa aż do dnia dzisiejszego. Dlatego Lewi nie miał działu ani dziedzictwa ze swymi braćmi. Pan jest jego dziedzictwem, jak mu powiedział Pan, twój Bóg. W taki oto sposób Bóg dokonał surowego sądu nad cielesnym Zborem i został na nowo zaprowadzony Boży porządek w obozie Pana.

  

Rzeczą zdumiewającą jest, że ta historia w sposób analogiczny powtarza się  dzisiaj w Zborze laodycejskim. Oto Pan odszedł od Zboru, a raczej został z niego wyproszony przez cielesnych ludzi i jakby ukrył się. Jego wspaniałe dzieła potężnej mocy skończyły się. I oto ciało zaczęło niecierpliwić się i szukać Pana, z utęsknieniem czekając na Jego powrót. Ale On nie wracał. Dlatego przywódcy Kościoła zwrócili się do ludu, aby każdy przyniósł do Zgromadzenia coś cennego, co byłoby przydatne w życiu Zboru. I tak jedni przynieśli złote talenty muzyczne, inni talenty organizacyjne, inni talenty marketingowe, a jeszcze inni talenty krasomówcze, kulturalne, itd. Z tego egipskiego złota przewodnicy uleli pięknego nabożnego cielca, któremu lud Boży zaczął się kłaniać i służyć. Wszystko zaczęło tańczyć wokół tego ohydnego posągu ludzkiego „ja” i wreszcie coś zaczęło się dziać w znużonym i bezczynnym do tej pory Zgromadzeniu dzieci Bożych. Przy czym te zlepione czynności i możliwości ciała nazwano działaniem Pana i tak oto powstał ohydny bożek imitujący Boga Żywego. Wtedy Zbór rzekł: Oto Chrystus, który nas wyprowadził z niewoli świata i szatana zbawiając nasze dusze. Takiego Chrystusa poznaliśmy i tego Chrystusa będziemy zwiastować wszelkiemu stworzeniu. Od tej pory chrześcijanie z samozadowoleniem zaczęli czcić tego „pięknego” idola, którym jest ich ludzkie „ja”. Ono zaczęło bardzo szybko rosnąć i swobodnie żyć, poruszając się wśród ludu Pana. Duch antychrysta, czyli fałszywy demoniczny duch tego świata scalił te złote dary Zboru w jeden „piękny” duchowy posąg ciała i zaczął poprzez niego swoje panowanie w Kościele. Ludzie poczuli się zaspokojeni i dostatni duchowo. Lecz nieoczekiwanie pewnego dnia Pan osobiście przyszedł do swojego Zboru i zaczął wylewać ogień sądu Bożego na złotego cielesnego idola, który jest ohydną i nędzną Jego imitacją, na bożka, który rozrósł się w sercach ludu Bożego. Nasz Pan chciał dać swojemu ludowi prawdziwe złoto, które ostało się w ogniu Bożego sądu Golgoty. Chrystus przeszedł przez krzyż i zwyciężył. Teraz chciał dać siebie na nowo swojemu nagiemu i ślepemu Zborowi, aby okryć samym sobą jego sromotę grzechu ludzkiego „ja”. Pan chciał zniszczyć w ogniu krzyża poruszającą się w Kościele jego cielesność po to, aby sam Chrystus mógł na nowo zacząć poruszać się w swojej Oblubienicy. Pan powiedział, że jeśli ktoś przyjmie ten ogień, który spali w nim ten obrzydliwy posąg podobnie jak Lewici bez miłosierdzia osądzili ohydę grzechu bałwochwalstwa, to Pan wejdzie osobiście do tej osoby i On sam będzie jej jedynym działem wiecznym. Jednakże wielki posąg antychrysta, posąg składający się z ciał ludów i narodów, osiągnął w Laodycei tak monstrualne rozmiary, że już nic nie dało się zrobić z takim Zgromadzeniem. Ludzkie „ja” zostało tak rozwydrzone przez poczynania cielesnych przewodników i nieokiełznane, iż Pan musiał wylać na większą część swojego ludu swój święty i sprawiedliwy Boży gniew. Chrystus wypluł ten Zbór ze swoich ust jako duchową truciznę. Kto ma uszy niech słucha, co Duch mówi do Zboru. Amen.

 

 

BABILOŃSKIE DRZEWO

 

 

       […] oto widziałem na moim łożu: Widziałem, a oto w środku ziemi było drzewo, a jego wysokość była duża. Drzewo to rosło i było potężne; jego wysokość sięgała nieba, a było widoczne aż po krańce całej ziemi. Liść jego był piękny, owoc jego obfity i był na nim pokarm dla wszystkich. Zwierzęta polne szukały pod nim cienia, a w jego gałęziach gnieździło się ptactwo niebieskie i żywiło się z niego wszelkie ciało. A oto co jeszcze oglądałem w widzeniach na swoim łożu. Oto anioł święty zstępował z niebios. Wołał donośnym głosem i tak rzekł: Zetnijcie to drzewo i obetnijcie jego gałęzie, zerwijcie jego liść i rozrzućcie jego owoc: niech się rozbiegną spod niego zwierzęta i ptactwo z jego gałęzi (Dan.4,7-11).

     

       Powyższy fragment Pisma jest częścią opisu snu, który przyśnił się jednemu z królów babilońskich. Dotyczył on pewnego wydarzenia z życia Nebukadnesara. Jednakże nie chcę na tym skupiać mojej uwagi. Chcę byśmy przyjrzeli się innej rzeczy, którą przedstawia to objawienie. Mówi ono między innymi o zagadnieniach dotyczących Wielkiego Babilonu.

 

       To babilońskie drzewo ma swój początek już w Bożym Raju. W tym przepięknym ogrodzie było między innymi drzewo poznania dobra i zła. Pomimo, że ono już wtedy tam rosło, jednak na początku nikt nie był od niego uzależniony ani mu poddany, ani ludzie, ani zwierzęta. Ale w momencie, kiedy człowiek zjadł z niego zakazany owoc, wtedy sam poddał się on dobrowolnie w jego moc i władanie. W człowieku zostało poddane także całe Boże stworzenie. Oto wszelkie ciało zaczęło żywić się z tego drzewa oraz żyć w jego cieniu oraz w jego konarach. Nawet synowie Boży, którzy umiłowali Stwórcę, zostali poddani temu drzewu i tak jest do dzisiejszego dnia. W Objawieniu Jana to drzewo przedstawione jest jako miasto, które rozsiadło się nad wieloma wodami, a którego wino szaleńczej rozpusty piły wszystkie narody. Aż do nieba sięgnęły grzechy Wielkiego Babilonu, miasta, które jest jak piękna i bogata władczyni. W opisie drzewa z księgi Daniele znajdujemy dokładnie te same elementy. Jego wysokość sięgała nieba, podobnie jak pycha Nebukadnesara. Wszelkie ciało żywiło się z tego drzewa. Było ono potężne, jego liść piękny, a owoc obfity. Korzystając z opisu w Apokalipsie, możemy dowiedzieć się, że z tego drzewa ludzkiego „ja”, mówiąc obrazowo, wyrastają potężne konary. Są nimi między innymi bałwochwalstwo, religia ciała, władza, czary, pijaństwo, nierząd, rozrywka, bogactwo, handel i morderstwo. Dziwnym może wydawać się fakt, że Bóg, który stworzył swój lud, a potem także i Kościół, nigdy nie ściął ostatecznie tego szatańskiego drzewa, ale właśnie dokładnie z niego żywi całe swoje stworzenie, także swój wierny lud. O tym właśnie chciałbym nieco więcej powiedzieć w tym słowie.

 

       Księga Daniela uczy nas jednej niesamowitej prawdy. Otóż lud Boży żyjąc w cieniu tego babilońskiego drzewa i będąc jemu poddanym nie musi karmić się jego kuszącymi owocami duchowego nierządu, ale może spożywać jedynie z Drzewa Żywota, którym jest Chrystus. Lud Boży nie jest niewolnikiem bałwochwalczego Babilonu, nie musi w nim mieszkać, ani nawet na chwilę do niego wchodzić. Takie życie Zboru Pańskiego jest prawdziwym świadectwem dla narodów, które nałogowo (niewolniczo) piją z kielicha nierządu wielkiej wszetecznicy. Takie życie Kościoła jest Dobrą Nowiną, czyli ewangelią, która ogłasza, że można być ukrzyżowanym dla tego demonicznego systemu ciała, a on może być także ukrzyżowany dla człowieka.

 

       Już na samym początku tej księgi czytamy, że Daniel wraz ze swoimi towarzyszami siłą zostali sprowadzeni do Babilonu, jednej z duchowych córek Wielkiego Babilonu, do jego imienniczki. Być może młodzieńcy ci przeżyli wtedy wielkie zaskoczenie. Oto król babiloński zamiast ich zgładzić lub męczyć, postanawia ich uszczęśliwić. Ułaskawia ich po to, aby służyli wiernie na jego dworze. Król wyznaczył im dzienne utrzymanie ze stołu królewskiego oraz wino, które sam pijał; miano ich wychowywać trzy lata, po czym mieli iść na służbę do króla. Zatem spotyka tych młodzieńców miła niespodzianka. Sam Babilon stawia przed nimi swój obficie zastawiony stół z najprzedniejszymi pokarmami oraz z najlepszym winem. Współcześni chrześcijanie z radością zasiedliby do tego ołtarza, na którym wszystko było poświęcone pogańskim bogom, cytując przy tym wypowiedź apostoła Pawła, że dla czystych wszystko jest czyste. Nie zauważają jednak oni, że niekiedy spożywanie pewnych pokarmów kala także czystych. Dzisiaj chrześcijanie uważają, że mogą jeść i pić pokarmy okraszone żywym grzechem ze współczesnych stołów duchowego nierządu i będą one dla nich czyste, ponieważ oni sami są czyści. Kościół uważa, że może spożywać mieszankę dobra i zła z szatańskiego drzewa i jednocześnie być czystym. Czy można pić zatrutą wodę i być jednocześnie zdrowym? Cóż za kłamstwo i pycha! Jakaż arogancja duchowa! Lecz Daniel postanowił nie kalać się potrawami ze stołu królewskiego ani winem, które król pijał. Prosił więc przełożonego nad sługami dworskimi, by mógł się ustrzec splamienia. On wiedział, że jest to stół duchowego nierządu, że picie z kielicha obrzydliwości Babilonu jest jednoznaczne ze zdradą wobec Boga, jest kłanianiem się babilońskim bożkom. Dzisiejszy Zbór właśnie to robi. Je obrzydliwe owoce z konarów wszetecznicy i dla niej służy swoim sercem, dla niej się kłania. Jednak Daniel i jego przyjaciele byli konsekwentni w swoim postanowieniu, dlatego także później nigdy nie pokłonili się żadnemu posągowi Babilonu; woleli iść na pewną śmierć, ponieważ już na samym początku nie skalali się kuszącymi pokarmami z diabelskiego stołu. Pozostali czyści, dlatego bez przerwy doświadczali żywej obecności samego Boga, dzięki czemu nasz Pan był wspaniale objawiony pośród pogan. Nawet niektórzy władcy Babilonu, którym służyli ci mężowie Boży, z czasem, dzięki ich świadectwu wiary, poznawali Boga Izraela i Jemu służyli. To przez ich święte życie, oddzielone od nierządu duchowego, Nebukadnesar poznał Boga i stał się Jego wiernym sługą, a królowie Dariusz i Cyrus, będąc posłusznymi Bogu, walnie przyczynili się do odbudowy Świątyni w Jerozolimie oraz do powrotu Izraelitów na swoje ziemie. Takie było życie tych ludzi, taka wiara oraz poznanie Świętego. Oni byli przeciwieństwem współczesnego cudzołożnego chrześcijaństwa, które zdradza duchowo swojego Oblubieńca; ci ludzie byli odpowiednikiem Zboru Apostolskiego. Dlatego dzisiaj Chrystus stoi na zewnątrz Zboru, Jego Chwała ukryła się, a świat tonie we wtórnym pogaństwie, nie mając możliwości poznania Pana.

 

        Gdy myślę o Danielu i jego towarzyszach, to porusza mnie jeszcze jeden fakt z ich życia. Wszystkich ich wszechstronnie wykształcono w całej wiedzy i nauce Babilonu, nauczono pisać i czytać po chaldejsku. Służyli oni wśród wróżbitów i magów królewskich. Potem wyniósł król Daniela na wysokie stanowisko, hojnie go obdarował i powołał go na namiestnika całej prowincji babilońskiej i na naczelnego zwierzchnika wszystkich magów babilońskich. Mówiąc innymi słowy, ludzie ci trafili do prawdziwej duchowej lwiej jamy szatana. Wróżbici i magowie byli mędrcami, którzy są odpowiednikiem współczesnych naukowców i uczonych. Ale to właśnie ci ludzie zajmowali się głównie grzechem, czyli czarami, wróżbami i okultyzmem, czego pod karą śmierci zabraniał Zakon Pana. Ludzie ci mieli kontakt z demonami i służyli jawnie szatanowi. To właśnie najprawdopodobniej stamtąd za pośrednictwem tych ludzi to całe zło rozeszło się po całej ziemi. A jednak Daniel i jego przyjaciele, obracając się w takim środowisku, nigdy nie skalali się jego duchowym nierządem. Byli biegli w rozległej wiedzy Babilonu, ale tego, co mogło ich skalać duchowo, nie przyjęli. Nie dotykali się tego, co poświęcone jest wielkiemu posągowi Babilonu. Okazali się wierni w mamonie niesprawiedliwości i nie pokłonili się bóstwu bogactwa. Zatem Bóg żywił ich i chronił w Babilonie, ale oni nigdy nie zjedli z jego owoców duchowego nierządu, nigdy nie utracili realnej obecności żywego Boga. Nigdy nie byli uczestnikami grzesznych uczynków magów i wróżbitów, nawet wtedy, gdy byli ich zwierzchnikami, do końca nie jedli ze stołu królewskiego, a Bóg był z nimi. Dlatego nie ma żadnego wytłumaczenia dla współczesnego Zboru, który cudzołoży duchowo. Praca, nauka czy cokolwiek nie jest wytłumaczeniem grzechu. Daniel, chociaż był przełożonym magów i wróżbitów, nie zajmował się magią, wróżbami, czarami i okultyzmem. Gdyby go zmuszono to robić, szybciej wybrałby śmierć. Jednak dzisiejszy lud Boży pracuje w takich zawodach, które same w swojej naturze zmuszają do grzechu. Kościół wnosi do domu takie rzeczy, które same w sobie są nośnikami żywego grzechu, tak jak żywy jest obraz i fonia w telewizorach i radiach. Stamtąd płyną między innymi babilońskie wróżby, czary, magia, okultyzm, morderstwo, chciwość, krnąbrność, zwada, złość, pycha, cudzołóstwo, nagość, niemoralność, pijaństwo, nierząd, drwiny, szyderstwa. Treści te przenikają wszystkie programy, nawet kreskówki dla dzieci, a Zbór zachłannie karmi się tymi wymiocinami, oddając się we władanie ducha tego świata, ducha antychrysta. W tym wszystkim w swojej pysze chrześcijanie bezbożnie usprawiedliwiają się: Dla czystego wszystko jest czyste. Biada temu, kto zło nazywa dobrem, a bezbożność ubiera w szaty pobożności. Nie ujdzie taki człowiek przed słusznym Bożym gniewem. Biada człowiekowi, który niszczy Świątynię Bożą, który z pasją i pod przykrywką pobożności wpuszcza do Domu Bożego ducha tego świata razem z jego powabnymi wynalazkami, depcząc tym samym Chrystusowy krzyż. Wyjdź ludu Boży z Wielkiego Babilonu! Ratuj się z tego cudzołożnego pokolenia przesiąkniętego chrześcijańskim faryzeizmem. Amen.

 

        Na koniec chciałbym jeszcze pokrótce nawiązać do drzewa, które przyśniło się Nebukadnesarowi. W wykładzie snu jest ono utożsamione z samym królem, ale bez swojego królestwa człowiek ten nie byłby tym, kim jest. Zatem widzimy, że władca ten jest utożsamiony ze swoim królestwem. Dlatego drzewo to symbolizuje osobę, która działa poprzez swoje królestwo i w nim porusza się. Jest to analogiczne do szatana i jego królestwa, którym jest Wielki Babilon. Czytając Słowo Boże widzimy, że w pewnym momencie to babilońskie drzewo zostaje ścięte, jednak w taki sposób, aby mogło po pewnym czasie odrosnąć. Jest to żywy obraz Wielkiego Babilonu. Jego córki cały czas upadają i powstają. Podobnie jak grzyby, które wyrastają z grzybni, są odcinane, a w ich miejsce wyrastają nowe, tak też przez całe wieki Bóg sądzi i utrąca córki Wielkiego Babilonu. Jednakże to ścięcie jest także zapowiedzą tego, że Bóg kiedyś całkowicie wytnie i zniszczy całą grzybnię, czyli ten cały diabelski system, którym jest Wieki Babilon, i nigdy już się on nie podniesie na całej ziemi. A tymczasem nasz Pan wykorzystuje go dla swojej Chwały. Bóg poprzez niego zaopatruje, karmi, ochrania, ale także doświadcza i oczyszcza swój lud. Poprzez tę diabelską sieć nasz Pan ujawnia pożądliwość, złość oraz cały grzech ludzkości, a także dokonuje poprzez nią swojego sprawiedliwego sądu nad wszystkimi ludźmi, nad swoim Kościołem oraz nad tymi, którzy Go nie znają. Chrystus niepodzielnie włada i panuje. Jemu niech będzie chwała i cześć na wieki wieków. Amen.

 

 

KLEPSYDRA

 

 

       Zabiegam bowiem o was z gorliwością Bożą; albowiem zaręczyłem was z jednym mężem, aby stawić przed Chrystusem dziewicę czystą, obawiam się jednak, ażeby, jak wąż chytrością swoją zwiódł Ewę, tak i myśli wasze nie zostały skażone i nie odwróciły się od szczerego oddania się Chrystusowi. Bo gdy przychodzi ktoś i zwiastuje innego Jezusa, którego myśmy nie zwiastowali, lub gdy przyjmujecie innego ducha, którego nie otrzymaliście, lub inną ewangelię, której nie przyjęliście, znosicie to z łatwością […]. A to, co czynię, czynić też będę nadal, aby odebrać podstawę tym, którzy chcą mieć podstawę, by w tym, czym się chlubią, byli takimi, jakimi my jesteśmy. Tacy bowiem są fałszywymi apostołami, pracownikami zdradliwymi, którzy tylko przybierają postać apostołów Chrystusowych (II.Kor.11,2-4.12-15).

 

      Apostoł Paweł kierując swoje ostrzegające napomnienie do Zboru w Koryncie, w swojej argumentacji sięga bardzo odległych czasów. Sięga on aż do początków ludzkości przestrzegając przed chytrością i przebiegłością szatana. Adam i Ewa pod wpływem Lucyfera, niosącego światło, jawnie zbuntowali się przeciwko Bogu. Ewa zjadła z drzewa poznania dobra i zła, następnie to samo uczynił jej mąż. Gdy to się dokonało, ich oczy otworzyły się i poznali, że są nadzy. Wierzę, że było to konsekwencją odejścia od nich Ducha Bożego. Od samego stworzenia okryciem ludzi była Boża Chwała. I oto apostoł Paweł porównuje Zbór Koryntian do czystej i bezgrzesznej Ewy, która jeszcze nie poznała dobra i zła. Która jeszcze nie uległa duchowemu nierządowi i dlatego pozostawała w stanie dziewiczym. Ona wtedy jeszcze nie była duchowo naga, ale przyobleczona w Ducha Świętego. Bóg stworzył ludzi dla Chrystusa, dla Niego ich przeznaczył. Po to było w Raju Drzewo Żywota, ale Pan miłował człowieka i dlatego dał mu możliwość wyboru, dlatego zasadził tam także drzewo diabelskiego buntu, drzewo utraty społeczności z Panem. Zbór, który zostaje zaręczony z Chrystusem, zostaje także w Niego przyobleczony, w szaty Jego sprawiedliwości. Ten Kościół na wzór Ewy staje się czystą Oblubienicą Pańską poświęconą całkowicie Chrystusowi. W takim stanie duchowym Paweł pragnął do samego końca utrzymać Koryntian. Apostoł walczył o to, aby myśli ludu Bożego nie zostały znowu odwiedzione od szczerego oddania się Chrystusowi, aby znowu ludzie ci nie stali się duchowo nadzy. We spółczesnym świecie, na przełomie wszystkich wieków, Bóg zasadził wiele drzew poznania dobra i zła, a w zasadzie można też powiedzieć, że na świecie było i jest wiele konarów wyrastających z tego samego drzewa, zasadzonego jeszcze w Raju. Są to drzewa utraty społeczności z Bogiem. Nasz Pan tak bardzo umiłował człowieka, że pozwolił mu, aby on i jego wszyscy potomkowie mogli odejść od swojego Stwórcy. Także obecnie jest wiele takich drzew, które powodują, że podobnie jak Ewa lud Pański traci żywą więź z Bogiem i zamienia ją na demoniczne intelektualne poznanie. Zaspokajając przy tym pożądliwość swojego ciała odrzuca on samego Chrystusa. Chrześcijanie napełniają swoje wnętrza soczystymi owocami współczesnej pogańskiej rozrywki oraz innymi diabelskimi wynalazkami, rzekomo godnymi zasmakowania. Kościół rozsmakowany jest całą gamą kuszących owoców, które dostarczają między innymi środki masowego przekazu, a które oferuje Wielki Babilon. To wszystko skaża myśli Zboru Pańskiego i powoduje, że Kościół odwraca się od szczerego oddania się Chrystusowi, który jest prawdziwym Drzewem Żywota. Jednak, gdy czytam powyższy fragment Pisma, to porusza mnie jeden fakt. Paweł nie mówi tutaj o tego typu zwiedzeniu, on nie mówi o jawnym duchowym nierządzie, którego jedynie ślepa Laodycea nie jest w stanie dostrzec. Jest jeszcze coś gorszego, co może skutecznie odwieść od Chrystusa nawet prawowierny Kościół, który szczerze miłuje swojego Pana. Jest to podrobiona ewangelia i podrobione chrześcijaństwo, które na różne sposoby usprawiedliwia grzech ciała, czyli życie dla swojego „ja”. Tą słodką trucizną jest podstępna i kłamliwa pseudo ewangelia, która wykorzystuje w wierzących nawet najmniejsze przejawy ich cielesności, aby odciągnąć ich od Baranka. Dlaczego Koryntianie tak łatwo znosili zwiastowanie fałszywej ewangelii? Ponieważ wielu z nich było cielesnymi. Ich grzech ciała był aktywny, coraz bardziej ujawniała się ich duchowa nagość, ale nie chcieli z tym rozprawić się. Nie chcieli całkowicie przyoblec się w Chrystusa. Pragnęli poklasku i uznania u ludzi, ich kazania były naszpikowane elokwencją i mądrością ludzką, a nie mocą Bożą. To i inne rzeczy powodowały, że chętnie przyjmowali zwiastowanie innej ewangelii oraz innego Chrystusa. Apostołowie zwiastowali im Chrystusa ukrzyżowanego, przynosili im krzyż dla ich cielesności. Dla wielu z nich była to cierpka i trudna do przyjęcia mowa, gdyż wymagała od nich umierania dla siebie samych. Dlatego Koryntianie chętnie przyjmowali ludzi, którzy uważali się za równych apostołom, którzy uzurpowali sobie autorytet apostolski i jednocześnie zwiastowali innego Chrystusa. Było to dobrą wymówką dla Koryntian, by karmić się tym, co ucho łechce. Ci tak zwani arcyapostołowie, jak ich nazywa Paweł, wnosili do Zboru nie tylko fałszywą ewangelię, czyli samą naukę, która jest miła ciału, ale wprowadzali poprzez nią do Zgromadzenia także innego ducha, ducha tego świata. W taki sposób poddawali oni wierzących pod demoniczny wpływ antychrysta. Zatem był tam zwiastowany inny Chrystus, który był bardzo podobny do Chrystusa zwiastowanego przez prawdziwych apostołów. Różniła ich zasadniczo tylko jedna rzecz. Ten kłamliwy Chrystus nie żądał niesienia przez swoich wyznawców krzyża. Tak jak dzisiaj, mowa o krzyżu stała się pustosłowiem i martwą teologią upiększającą bezbożność ludu Bożego. W taki oto sposób obecność żywego Chrystusa, moc Jego śmierci oraz zmartwychwstania, a także zwiastowanie krzyża były powoli zamieniane na mądre zwiastowanie oparte na teologii rozumu i na żywiołach świata. Koryntianie wielką wagę zaczęli przykładać do rzeczy zewnętrznych. Pociągała ich piękna, wzniosła i wzruszająca mowa oraz krasomówstwo, dlatego pogardzali prostą mową apostoła Pawła. Jego zwiastowanie było dla nich nie dość, że prostackie, to jeszcze dodatkowo dotykało się ich cielesności. Inni zaś mówili, że jego listy ważkie są i mocne, lecz jego wygląd zewnętrzny lichy, a mowa do niczego. Jakże żywy jest to opis dzisiejszego Zboru, dla którego, podobnie jak dla Koryntian, liczy się tylko to, co jest zewnętrzne, a nie to, co wewnętrzne, duchowe. Niestety, Koryntianie w swoim postępowaniu nie byli odosobnieni. Podobne słowa zostały skierowane także do Galacjan: Dziwię się, że tak prędko dajecie się odwieść od tego, który was powołał w łasce Chrystusowej do innej ewangelii, chociaż innej nie ma; są tylko pewni ludzie, którzy was niepokoją i chcą przekręcić ewangelię Chrystusową. Ale choćbyśmy nawet my albo anioł z nieba zwiastował wam ewangelię odmienną od tej, którą myśmy wam zwiastowali, niech będzie przeklęty! Jak powiedzieliśmy przedtem, tak i teraz znowu mówię: Jeśli wam ktoś zwiastuje ewangelię odmienną od tej, która przyjęliście, niech będzie przeklęty! A teraz, czy chcę ludzi sobie zjednać, czy Boga? Albo czy staram się przypodobać ludziom? Bo gdybym nadal ludziom chciał się przypodobać, nie byłbym sługą Chrystusowym. W niniejszym fragmencie Pisma zauważalna jest wielka determinacja, stanowczość oraz powaga wypowiedzi apostoła Pawła, jeśli chodzi o kwestie poruszane w naszym rozważaniu. Tak zwane inne ewangelie zawsze chcą przypodobać się ludziom, natomiast mowa o krzyżu jest bezwzględna, bezinteresowna oraz zawsze żąda śmierci ludzkiego „ja”. Pseudo ewangelia nie jest czymś całkowicie nowym dla Kościoła. Ta nauka jest przekręconą ewangelią Bożą, często w bardzo subtelny sposób. Dlatego jest ona takim wielkim zagrożeniem. Cuda i znaki nadprzyrodzone, które mogą jej towarzyszyć, nie są żadnym jej uwierzytelnieniem. Każdy, kto zwiastuje pseudo ewangelię wchodzi pod Boży sąd, staje się przeklęty przez Boga. Zatem Kościół, który zwiastuje innego Chrystusa, inną ewangelię oraz według niej żyje, jest przeklęty. Może to brzmi dramatycznie, ale myślę, że to dotyczy statusu Zboru przed samym Bogiem. I to jest rzeczywiście dramatyczny stan, ponieważ nad danym Kościołem zaczyna ciążyć gniew Boży tak samo, jak nad ludźmi, którzy nie znają Pana. Inaczej mówiąc chrześcijanie stają się jak poganie, którzy nie znają Boga. Zacierają się różnice między wierzącymi i niewierzącymi. pozostają w Kościele tylko słowa, martwa litera oraz pełne pychy wysokie mniemanie o sobie, jak na przykład bałwochwalcza pewność zbawienia. W taki oto sposób dotarliśmy do miejsca, w którym ze smutkiem należy stwierdzić, że powyższy opis idealnie oddaje stan duchowy współczesnego Zboru Laodycei, w którym zwiastowany jest inny Chrystus. Nie ten, którego znali i głosili apostołowie. Ludzie poznali innego Chrystusa i jest im zwiastowana inna ewangelia, dlatego wierzący nie mogą znieść mowy o krzyżu. Dlatego duch tego świata potężnie wniknął w Zbór ściągając na niego Boży sąd potępienia płynący także z krzyża Golgoty. Ale Pan puka do serc tych, których miłuje. Chrystus poprzez smaganie ogniem doświadczeń dąży do wyrwania z Bożego sądu każdego, kto Mu tylko na to pozwoli. Podobnie jak kiedyś ociągający się Lot był pod przymusem wyprowadzony z przeklętej Sodomy, tak dzisiaj Pan nieraz w bardzo dotkliwy sposób przymusza swój lud, aby wyszedł z Wielkiego Babilonu, gdyż bardzo szybko zbliża się jego całkowite zniszczenie. Oto już szaleją wielkie wody Bożych sądów, moce niebiańskie zaczynają poruszać się, a lud Boży spokojnie siedzi w świątyni ciała i beztrosko śpiewa pieśni pochwalne, wychwalając swoją pewność zbawienia i pieszczotliwie przytulając do siebie swoje ziemskie bogactwa. Kościół, podobnie jak kiedyś żona Lota, całym sobą trzyma się ziemi i jej różnorodnych dóbr, jednocześnie wyznając wszystkie obietnice Boże. Na próżno to robisz, ludu mój! Tak jak Lot ocalił jedynie siebie, a jego całe bogactwo spłonęło, tak też i wy możecie ocalić tylko siebie! Jeśli nie porzucicie swoich bogactw, jeśli nie wyrzekniecie się na tym świecie swojego egoistycznego życia, nie możecie być zbawieni! Stanie się z wami tak, jak z żoną Lota, która stała się częścią potępionej Sodomy. Dlatego wyjdź ludu mój z Wielkiego Babilonu oraz wyrzuć go ze swojego serca, nie ociągaj się i nie oglądaj się za siebie! Uczyń to, dopóki jest jeszcze na to czas, dopóki twoja klepsydra jeszcze się przesypuje i nie została jeszcze wywieszona nad twoim grobem!

 

       Apostoł Paweł powiada, że gorliwie, pobudzony, przez Boga, zabiega o Kościół, aby stawić go przed Chrystusem jako dziewicę czystą. W liście do Efezjan czytamy, że w taki sposób sam Pan przysposabia sobie Oblubienicę pełną chwały (1), baz zmazy (2) lub skazy (3) lub czegoś w tym rodzaju, aby była święta (4) i niepokalana (5) (Efez.5,27). Zatem Pan zmierza ku temu, aby Jego Oblubienica była pełna chwały, czyli całkowicie okryta, a nie naga. Aby była przyobleczona w samego Chrystusa, w Jego obecność i sprawiedliwość. To On jest Bożą Chwałą Izraela. Inaczej mówiąc, aby Zbór był ukrzyżowany dla tego świata. Te dwie rzeczy nierozłącznie składają się na taki stan Kościoła. Objawiony jest w nim Chrystus ukrzyżowany oraz Chrystus zmartwychwstały. Takim był Zbór Apostolski. Następnie Baranek dąży do tego, aby Jego Oblubienica była bez zmazy, to znaczy, aby jej szaty nie były pomazane jakimikolwiek plamami grzechu, ale doskonale oczyszczone przez Jego świętą krew ze wszystkich uczynków ciała. Nasz Pan chce także, aby była ona bez skazy, to znaczy, aby nigdzie nie było na jej niebiańskich szatach żadnych rozdarć lub ubytków, mówiąc obrazowo, aby nie było na niej żadnych duchowych wcięć, rozporków czy dekoltów, które mogłyby uwidocznić jej duchową nagość, czyli cielesność. Także aby była święta, czyli całkowicie oddzielona dla Pana od wszelkiego brudu, grzechu i jakiejkolwiek nieczystości; oddzielona od środowiska, które powoduje zmazy i skazy na jej szatach. Przez te zmazy i skazy Oblubienica Pana staje się ponętna dla Wielkiego Babilonu. Jeśli Kościół nie oddziela się od wielkiej wszetecznicy, powoli staje się on nagi, a to prowadzi już do jawnego całkowitego skalania duchowym nierządem. Ale Pan chce, aby Jego Oblubienica była niepokalana, to znaczy uwolniona i oczyszczona od cudzołóstwa z Wielkim Babilonem, aby zachowała swoje duchowe dziewictwo aż do wesela z Barankiem, aby pozostała Jemu wierna aż do końca swoich dni. Dlatego jeśli Kościół nie przykryje swojej duchowej nagości Bożymi szatami, to wcześniej czy później zacznie całkowicie uprawiać duchowy nierząd. Dokładnie tak się stało ze współczesnym Zborem Laodycei. Zapomniał on o oddzieleniu się od świata, o zachowaniu świętości, dlatego na jego szatach pojawiły się zmazy i skazy, ujawniające duchową nagość. Wkrótce Zbór ten stał się całkiem nagi, czyli pozbawiony Bożej Chwały. Chrystus od niego odszedł. To z kolei doprowadziło do tego, że wierzący zaczęli otwarcie i bez skrupułów kalać się duchowym nierządem. W tym wszystkim wypełniło się Słowo Boże z Apokalipsy dotyczące ślepoty takiego Kościoła, który będąc w takim stanie, nadal usilnie próbuje oczyścić się z wszelkiej zmazy grzechu wzywając krwi Baranka. Lud Boży zapomniał o Chwale Bożej; nie dbał o usunięcie duchowych skaz i stał się nagi. Zapomniał o świętości oraz o unikaniu duchowego cudzołóstwa. Wierzący jeszcze nie zapomnieli jedynie o krwi Baranka, która może oczyścić ich szaty od wszelkiej zmazy. Ale czy to jest rozsądne i może się udać? Oto roztropna Boża Panna, mająca niegdyś lampę pełną oleju, obecnie stała się jak głupia panna, której lampa zgasła, a ona sama zatacza się w ciemnościach swojej duchowej ślepoty!

 

       Jednak pomimo tego Chrystus także i dzisiaj w taki sam sposób pielęgnuje swoją Oblubienicę. Bóg cały czas dąży do tego, aby w Jego Domu bez przerwy objawiała się pełnia Chwały Bożej, którą jest Boży Syn, Jezus Chrystus, tak jak to było w Zborze Apostolskim. Jednak rzeczą charakterystyczną jest, że my, Zbór Pański, często zapominamy, do czego nasz Pan dąży i dlaczego to czyni. Otóż zbliża się szczególny dzień. Takiego dnia jeszcze nie było i nigdy się on nie powtórzy. Jest to dzień naszych zaślubin z Barankiem Bożym. Każdemu z nas postawiono klepsydrę, w której przesypują się cenne ziarenka piasku. Każde takie ziarenko jest jak jeden dzień naszego życia. Dlaczego te ziarenka powinne być dla nas tak bardzo cenne? Dlaczego powinniśmy nauczyć się liczyć dni nasze? Ponieważ mamy bardzo mało czasu, aby należycie przygotować się na spotkanie z tym, przed którego Obliczem niebo i ziemia spłoną i z trzaskiem przeminą. Jego miłość i świętość powinne dojść w nas do takiej doskonałości, abyśmy mogli ostać się w ogniu Jego potężnej świętości. Gdy o tym myślę, to sam jestem mocno poruszony. Dlatego powinniśmy skrupulatnie każdego dnia wydawać na krzyż swoje „ja”, czyli Duchem Bożym umartwiać i ujarzmiać swoje ciała, aby przyszło do nas Chrystusowe przyobleczenie. Jak mniemam, dopiero wtedy będziemy należycie przygotowani na spotkanie z Bogiem. W przeciwnym razie czeka nas zbawienie chyba tylko jak przez ogień. Czy mniemamy, że byłoby to miłe przeżycie? Nasz Bóg jest przecież ogniem trawiącym! Lepiej doświadczyć tego jeszcze za życia na ziemi, niż w chwili śmierci lub w momencie, gdy staniemy przed Nim twarzą w twarz. Wtedy pewność siebie cielesnych chrześcijan pryśnie jak bańka mydlana. Czy zbawienie ludzi żyjących w duchowym nierządzie może być pewne? Panie, namaść nasze oczy i objaw nam, że to Ty sam doświadczasz dzisiaj swój lud i smagasz go różnymi cierpieniami, aby dzięki temu Kościół wydał swój grzech ciała na Bożym ołtarzu i aby zaprzestał żyć dla samego siebie. Aby w taki sposób okryta została jego duchowa nagość szatą Bożej sprawiedliwości, aby przyoblekł się w Pana Jezusa Chrystusa. Aby w dniu, gdy nad jego grobem zawieszą klepsydrę, okazał się Bożym zwycięzcą, dla którego śmierć będzie pełną chwały chwilą wejścia do Żywota Wiecznego przed Obliczem Boga Ojca, Syna i Ducha Świętego. Amen.

 

       Wszystko! Powtarzam, wszystko, co dzieje się w Kościele duchowym, jak też cielesnym, jest wyrazem działalności naszego Pana Jezusa, który cały czas przysposabia sobie Oblubienicę czystą. On dzisiaj tak samo intensywnie dotyka się laodycejskiego chrześcijaństwa, jak to czynił ze Zborem Apostolskim. Zachowana jest ciągłość dziejów Nowego Testamentu, chociaż nasze oczy mogą tego tak nie postrzegać. Jednak nasz Pan dzisiaj także działa. Lecz On nie może tego czynić tak, jak to robił kiedyś, gdyż współczesny Zbór swoim stanem bliźniaczo przypomina Zbory Laodycei i Sardes; Kościół upodobnił się do świata. Dlatego Chrystus dzisiaj przeważnie tak postępuje ze swoją Oblubienicą, jak opisane jest to w liście do Laodycei. Zatem wszystkie doświadczenia i próby (wszelkiego rodzaju cierpienia) spadające na dzisiejszych chrześcijan są najpewniejszym dowodem, że Pan także i dzisiaj działa w swoim Kościele. Natomiast dostatnie i beztroskie chrześcijaństwo świadczy o tym, że Pan opuścił dany Kościół, a nad tym Zborem zawisł Boży sąd. Amen.

  

Przeczytajmy czternasty rozdział Apokalipsy Jana.

  

1. I widziałem, a oto Baranek stał na górze Syjon, a z nim sto czterdzieści cztery tysiące tych, którzy mieli wypisane jego imię na czole i imię jego Ojca. 

2. I usłyszałem głos z nieba jakby szum wielu wód i jakby łoskot potężnego grzmotu; a głos, który usłyszałem, brzmiał jak dźwięki harfiarzy, grających na swoich harfach. 

3. I śpiewali nową pieśń przed tronem i przed czterema postaciami i przed starszymi; i nikt się tej pieśni nie mógł nauczyć, jak tylko owe sto czterdzieści cztery tysiące tych, którzy zostali wykupieni z ziemi. 

4. Są to ci, którzy się nie skalali z kobietami; są bowiem czyści. Podążają oni za Barankiem, dokądkolwiek idzie. Zostali oni wykupieni spomiędzy ludzi jako pierwociny dla Boga i dla Baranka. 

5. I w ustach ich nie znaleziono kłamstwa; są bez skazy. 

6. I widziałem innego anioła, lecącego przez środek nieba, który miał ewangelię wieczną, aby ją zwiastować mieszkańcom ziemi i wszystkim narodom, i plemionom, i językom, i ludom, który mówił donośnym głosem: 

7. Bójcie się Boga i oddajcie mu chwałę, gdyż nadeszła godzina sądu jego, i oddajcie pokłon temu, który stworzył niebo i ziemię, i morze, i źródła wód. 

8. A drugi anioł szedł za nim i mówił: Upadł, upadł wielki Babilon, który napoił wszystkie narody winem szaleńczej rozpusty, 

9. A trzeci anioł szedł za nimi, mówiąc donośnym głosem: Jeżeli ktoś odda pokłon zwierzęciu i jego posągowi i przyjmie znamię na swoje czoło lub na swoją rękę, 

10. To i on pić będzie samo czyste wino gniewu Bożego z kielicha jego gniewu i będzie męczony w ogniu i w siarce wobec świętych aniołów i wobec Baranka. 

11. A dym ich męki unosi się w górę na wieki wieków i nie mają wytchnienia we dnie i w nocy ci, którzy oddają pokłon zwierzęciu i jego posągowi, ani nikt, kto przyjmuje znamię jego imienia. 

12. Tu się okaże wytrwanie świętych, którzy przestrzegają przykazań Bożych i wiary Jezusa. 

13. I usłyszałem głos z nieba mówiący: Napisz: Błogosławieni są odtąd umarli, którzy w Panu umierają. Zaprawdę, mówi Duch, odpoczną po pracach swoich; uczynki ich bowiem idą za nimi. 

14. I widziałem, a oto biały obłok, a na obłoku siedział ktoś podobny do Syna Człowieczego, mający na głowie swojej złotą koronę, a w ręku swym ostry sierp. 

15. A inny anioł wyszedł ze świątyni, wołając donośnym głosem na tego, który siedział na obłoku: Zapuść sierp swój i żnij, gdyż nastała pora żniwa i dojrzało żniwo ziemi. 

16. I zapuścił Ten, który siedział na obłoku, sierp swój na ziemi, i ziemia została zżęta, 

17. I wyszedł inny anioł ze świątyni, która jest w niebie, mając również ostry sierp. 

18. I jeszcze inny anioł wyszedł z ołtarza, a ten miał władzę nad ogniem; i zawołał donośnie na tego, który miał ostry sierp, mówiąc: Zapuść swój ostry sierp i obetnij kiście winogron z winorośli ziemi, gdyż dojrzały jej grona. 

19. I zapuścił anioł sierp swój na ziemi, i poobcinał grona winne na ziemi, i wrzucił je do wielkiej tłoczni gniewu Bożego. 

20. I deptano tłocznię poza miastem, i popłynęła z tłoczni krew, aż dosięgła wędzideł końskich na przestrzeni tysiąca sześciuset stadiów (Obj.14,1-20).

 

         Kiedy całe powyższe słowo do mnie doszło, to byłem zdumiony, ponieważ okazało się, że to samo przesłanie jest zawarte w czternastym rozdziale Objawienia Jana. Oto pierwszych pięć wersetów mówi o czystej dziewicy Baranka, która wraz ze swoim Oblubieńcem stoi przed Obliczem Boga Ojca, przed czterema postaciami i przed starszymi. Według mnie te sto czterdzieści cztery tysiące wykupionych z ziemi to nie wątpliwie wszyscy ludzie z czasów Starego Testamentu i Nowego Testamentu, którzy zostali zbawieni dla Pana, jest to cały Boży Izrael, pełnia ludu Bożego z Izraela oraz z pogan. Na ich czołach było wypisane imię Baranka oraz imię Jego Ojca. Zatem byli to ci ludzie, których myśli nie zostały skażone, dlatego nie odwrócili się oni od szczerego oddania się Chrystusowi. Ci święci mieli w sobie pieczęć Ducha Świętego i żywili się wyłącznie z Drzewa Żywota, którym jest Chrystus. Nie pozwolili oni, aby ta święta pieczęć synostwa Bożego została zerwana. Nie chcieli jeść z drzewa poznania dobra i zła, z drzewa utraty społeczności z Bogiem. Nie pokłonili się zwierzęciu oraz posągowi antychrysta, posągowi ludzkiego „ja” stojącemu w centrum Wielkiego Babilonu. Nie przyjęli na swoje czoło ani na rękę duchowego oraz fizycznego znamienia 666, czyli nie przyjęli innego ducha stojącego za kłamliwą ewangelią, w centrum której stał antychryst, a nie prawdziwy Chrystus głoszony przez apostołów Pana. Ludzie ci nie przyjęli ducha tego świata, który całą ludzkość prowadzi w objęcia szatana, ducha, który wszystkich wciąga w duchowy nierząd z wielką wszetecznicą, z Wielkim Babilonem. Ci ludzie nie skalali się z kobietami, czyli z córkami Wielkiego Babilonu, nie ulegli duchowemu cudzołóstwu, są bowiem od tego wolni i czyści, zawsze podążają za Barankiem, tak na ziemi, jak i w niebie. Są szczerzy wobec Chrystusa i zawsze Mu wierni. Dlatego w ich ustach nie znaleziono kłamstwa. Gdy zwracali się do Mesjasza: „Panie, Panie, …”, to te słowa były prawdziwe. On rzeczywiście jest ich Panem i ich zna. Ci ludzie nie usłyszą z ust Baranka: Idźcie ode mnie precz wszyscy, którzy czynicie nieprawość, nigdy was nie znałem, ale usłyszą słowa pełne miłości:Pójdźcie, błogosławieni Ojca mego, odziedziczcie Królestwo, przygotowane dla was od założenia świata. Tylko duchowa ślepota może sprawić, aby ludzie z wielkim przekonaniem kłamliwie wzywali Chrystusa jako swojego Pana, aby nadzy ludzie gorliwie wyznawali, że są ubrani. Tak było z Żydami, którzy byli gotowi toczyć świętą wojnę w imię swojego szczególnego wybrania przez Jahwe, jednak Chrystus nazwał tych ludzi dziećmi szatana. Czy chrześcijanie także mogą być w podobnej sytuacji? Niestety, ale właśnie w takim stanie znajdował się Zbór w Laodycei. Dotyczy to także w wielkiej mierze dzisiejszego Kościoła. Jednak święta Oblubienica Baranka, która podąża za swoim Panem, jest bez skazy. Jej szaty są bez rozdarć, które uwidaczniałby duchową nagość, czyli grzech ciała.

 

        W taki sposób Bóg widzi swój Kościół. Ten Kościół, który jest Mu całkowicie wierny i który nie kala się w duchowym nierządzie, który nie pije grzechu między innymi ze współczesnych źródeł obrzydliwości Wielkiego Babilonu. Jakkolwiek całe Objawienie mówi o tym, co było, co jest i co będzie, jednak chciałbym teraz spojrzeć na kolejne wersety pod kątem czasów ostatecznych. Bardzo wyraźnie widać, że Obj.14,6-20 najlepiej opisuje to, co ma się dziać pod koniec istnienia skażonej ziemi. Wszystko wskazuje na to, że są to właśnie te dni, które są bezpośrednio przed nami, a może nawet te, w których już żyjemy. Oto widzimy, że wszystkim ludom, narodom i plemionom, i językom, wszystkim mieszkańcom ziemi zwiastowana ma być ewangelia wieczna. Ta ewangelia, którą diabeł stale przekręcał, pozbawiając ją mocy krzyża, Dobra Nowina, która była znana tylko nielicznym i zwiastowana w ukryciu, teraz ma być zwiastowana jawnie wszystkim ludziom. W jej centrum stoi znienawidzony i pogardzany przez wszystkich krzyż. Anioł niosący ją nie poruszał się pokątnie, ale leciał przez środek nieba, tak jak słońce świecące w pełni swojej mocy. W taki sposób w tych szybko nadchodzących dniach będzie zwiastowany Chrystus i to ten ukrzyżowany, nie inny. Werset siódmy zdradza, że w sposób szczególny w tym zwiastowaniu będzie położony nacisk na nadchodzący sąd Boży. A przecież ten sąd odbył się na krzyżu Golgoty i stamtąd on cały czas rozchodzi się na cały świat, a też ostatecznie rozleje się on na całe stworzenie w postaci trąb i czasz Bożego gniewu, które zniszczą całe imperium zbuntowanego stworzenia. Właśnie początku tych dni dotyczy ten fragment Pisma. Zatem także współczesny uśpiony Zbór Laodycei będzie mógł usłyszeć prawdziwą ewangelię o Chrystusie i to tym ukrzyżowanym. Ten Zbór, który eliminuje ze swojego zwiastowania twardą i bezkompromisową mowę o grzechu, sądzie i o krzyżu, który mówi, że „nie tak należy zwiastować Dobrą Nowinę”, teraz usłyszy niesfałszowaną prawdę. Dlatego każdy dzień naszego życia jest jak ziarnko złotego piasku, którego jest bardzo mało. Oto nadchodzi całkowity upadek Wielkiego Babilonu, całkowite jego zniszczenie. Oto dopełniają się dni ostatecznego Bożego sądu, które rozpoczęły się po wniebowstąpieniu Chrystusa. Dlatego Kościół musi jak najszybciej zacząć dokładać wszelkich starań, aby na czas uciec z Wielkiego Babilonu, z miasta duchowego nierządu i aby całkowicie odrzucić zwodniczego ducha tego świata. Zbór Pański musi jak najszybciej zacząć kłaniać się jedynie swojemu Bogu, a zaprzestać cudzołożnego kłaniania się posągowi tego świata, posągowi ludzkiego i diabelskiego „ja”, ponieważ rychło zbliża się upadek kobiety siedzącej na zwierzęciu, która napoiła wszystkie narody winem szaleńczej rozpusty. Jeżeli Zbór nie oczyści się ze swojego grzechu i tak jak poganie odda pokłon zwierzęciu i jego posągowi i przyjmie znamię na swoje czoło lub na swoją rękę, to i on pić będzie samo czyste wino gniewu Bożego z kielicha jego gniewu i będzie męczony w ogniu i w siarce wobec świętych aniołów i wobec Baranka. A dym ich męki unosi się w górę na wieki wieków i nie mają wytchnienia we dnie i w nocy ci, którzy oddają pokłon zwierzęciu i jego posągowi, ani nikt, kto przyjmuje znamię jego imienia (Obj.14,9-11). Dlatego te dni naszej klepsydry są tak bardzo cenne. Kościół musi otrząsnąć się ze swojej dostatniej i beztroskiej chrześcijańskiej majówki, gdyż chodzi o nasze zbawienie. Werset dwunasty i jego kontekst jasno pokazują, że to będą czasy wielkiego ucisku. Wszyscy ludzie będą przyjmować znamię zwodniczego ducha i kłaniać się temu posągowi ciała. Zbór też oziębnie i będzie szedł tą samą drogą, co świat. Będą to czasy, w których wszyscy będą żyli dla swojego „ja”, ono stanie się niekwestionowanym bogiem pogan i chrześcijan. Dlatego w tych czasach w całej pełni okaże się wytrwanie świętych, którzy przestrzegają przykazań Bożych i wiary Jezusa. Będą to bardzo ciężkie dni doświadczeń i pokus dla świętych, którzy kurczowo trzymają się prawdziwej wiary Chrystusa, którzy uchwycili się kurczowo Chrystusowego krzyża, ponieważ na zewnątrz będzie panowało niepodzielnie ciało, zajadły wróg Bożego ołtarza. Od czasów Golgoty wszyscy, którzy wytrwali przy Chrystusie i to ukrzyżowanym przez ten świat oraz dla tego świata, są błogosławieni, gdy w Panu umierają. Albowiem ich święte uczynki idą za nimi i odpoczną po swoich trudach. Jednakże dzisiaj to słowo nabiera szczególnego znaczenia. Obecnie mamy dni wielkiego duchowego ucisku. Wielki wróg Boga oraz Jego ludu niepohamowanie porusza się w całym stworzeniu. Wielki posąg ciała jak rozjuszony cielec uderza na cztery strony świata i wszystko kruszy, to jest jego czas dany mu przez Boga, aby oddzielić świętych od bezbożnych, aby przesiać cielesny Zbór tak, jak przesiewa się pszenicę oddzielając ją od plew, które spłoną w ogniu nieugaszonym. O tym właśnie mówi cały list do Zboru w Laodycei i to dotyczy współczesnego chrześcijaństwa. Dalej czytamy w czternastym rozdziale Objawienia, że oto Chrystus przychodzi na obłoku jako sędzia. W swoim ręku trzyma ostry sierp. I oto cała ziemia zostaje zżęta. Niech sam Pan sprawi, aby cały Jego lud był zachowany dla Boga w dniu, którego opis zaczyna się w siedemnastym wersecie, kiedy to zżęte kiście winogron, napełnione winem nierządu wielkiej wszetecznicy, zostają wrzucone do wielkiej tłoczni gniewu Bożego, z której zaczyna obficie wypływać krew, sięgając aż wędzideł końskich na przestrzeni tysiąca sześciuset stadiów. Przyjdź Panie Jezu i oblecz nas swoją Chwałą, zanim nadejdzie ten straszny dzień Twojego gniewu. Amen.

 

<< powrot