WYJĄTKOWOŚĆ CHRYSTUSA
Jakkolwiek Słowo Boże nazywa Pana naszego, Jezusa Chrystusa, człowiekiem, a nas Jego braćmi, jednak powinniśmy zachować ostrożność i pokorę, gdy porównujemy Go do zwykłych ludzi, takich jak my sami. To prawda, że Chrystus miał udział w ciele i we krwi, doznawał tak jak my trudu i znoju dnia powszedniego, nawet cierpiał fizycznie, jednak tylko to łączyło Go z ludzkością, nic więcej.
Nasz Pan był i jest kimś wyjątkowym. Nie powinniśmy jako wierzący podkreślać człowieczeństwa naszego Pana, aby wynosić ludzkie „ja”, czyli człowieka, ale powinniśmy, jak powiada apostoł Piotr, rozgłaszać cnoty Tego, który nas powołał z ciemności do cudownej swojej światłości (I.P.2,9). To słowo ma na celu podkreślenie tego, czego wielu z nas nawet nie jest świadomych jeśli chodzi o świętą osobę naszego Pana. Zwiastowanie Jego człowieczeństwa według mnie powinno zawsze eksponować dzieło dokonane na krzyżu Golgoty. Nasz Pan wcielając się w postać człowieka stał się przez to Barankiem Bożym, który został złożony na Bożym ołtarzu za grzechy całego świata. Tak naprawdę tylko w tym celu Syn Boży przyjął postać człowieka. Zatem nasz Pan jako osoba jest kimś wyjątkowym. Nawet Jego człowieczeństwo było i jest nadal czymś niepowtarzalnym i osobliwym. Amen.
Oto w Psalmie 51,7 wielki mąż Boży, król Dawid, natchniony Duchem Świętym wyznaje: Oto urodziłem się w przewinieniu i w grzechu poczęła mnie matka moja. To wielkie spontaniczne wyznanie proroka dotyczy wszystkich ziemskich śmiertelników. Wszyscy prorocy Starego Testamentu, zanim Bóg powołał ich do służby, porodzili się w grzechach. Wszyscy apostołowie Chrystusa urodzili się grzesznikami, zanim Pan ich powołał. Ta prawda dotyczy także ludu Bożego Nowego Testamentu. Nikt z nas nie urodził się jako chrześcijanin, jako święty należący do Chrystusa, ale w grzechach porodziły nas matki nasze. Jest to fakt niepodlegający dyskusji. Adam oznacza człowiek. Ten ziemski człowiek od czasów ogrodu Eden jest grzesznikiem, w swojej całej naturze jest on buntownikiem i wrogiem Boga, i nie może się Panu podobać ani poddawać.
Jednak ta sprawa nie dotyczy Chrystusa, On jest wyjątkowy. Także Jego prorok przygotowujący Panu drogę, Jan Chrzciciel, jest kimś szczególnym. Oto czytamy, że gdy Pan Jezus przyszedł do Jana ochrzcić się, wtedy prorok Boży wyznał, a nie ukrył, że to on sam potrzebuje być ochrzczony przez Chrystusa. Zatem w taki sposób Jan wyznał, że sam jest grzesznikiem i potrzebuje zbawienia w Mesjaszu. Czyli Jan także urodził się w grzechu, tak jak każdy człowiek, podobnie jak Maria, matka Chrystusa, która wyznała w Nim swojego Zbawiciela. Jednak w Ewangelii Łukasza 1,15 czytamy niepowtarzalne słowa, które wyrzekł anioł Boży do Zachariasza odnośnie jego syna, Jana Chrzciciela, który miał się wkrótce narodzić: […] będzie napełniony Duchem Świętym już w łonie matki swojej. Jest to wyjątkowe i niesamowite proroctwo dotyczące proroka Bożego. O nikim ze Starego i Nowego Testamentu nie czytamy, że był napełniony Duchem Pana już w łonie matki swojej. Jan Chrzciciel jest wyjątkowym mężem Bożym; jak powiada Pismo: Jest wielki przed Panem. Jednak o tym, który miał przyjść po nim, jest jeszcze potężniejsze proroctwo, także wypowiedziane przez anioła Bożego; tym razem do panny Marii:Duch Święty zstąpi na ciebie i moc Najwyższego zacieni cię. Dlatego też to, co się narodzi, będzie święte i będzie nazwane Synem Bożym. Oto nasz Pan nie narodził się w grzechu, ale z Boga. Gdy pojawił się w łonie matki swojej, nadal był doskonale święty, był kimś wyjątkowym. I oto pierwsze spotkanie Jana z jego Panem następuje, gdy jeszcze obaj są w łonach matek swoich. Oto Maria przychodzi w stanie błogosławionym do swojej kuzynki Elżbiety; na dźwięk powitalnych słów, pełen Ducha Świętego Jan nagle porusza się z radości w łonie Elżbiety, która zostaje także napełniona Duchem Pana i zaczyna błogosławić Marię i jej Dzieciątko. W taki oto sposób nastąpiło w wymiarze duchowym spotkanie Chrystusa z Jego wiernym i wyjątkowym prorokiem, który rozradował się przybyciem swojego Pana.
Chrystus był także kimś wyjątkowym jako nastolatek. W wieku 12 lat nasz Pan był z Józefem i Marią w Jerozolimie. Gdy cała rodzina udała się w drogę powrotną, On nieoczekiwanie pozostał w Świątyni, siedząc wśród nauczycieli, słuchając i pytając ich. A zdumiewali się wszyscy, którzy Go słuchali, nad Jego rozumem i odpowiedziami. Gdy rodzice odnaleźli Pana Jezusa, byli bardzo zdziwieni. Zadali Mu wtedy pytanie: Synu, cóżeś nam to uczynił?[…] I poszedł z nimi, i przyszedł do Nazaretu, i był im uległy. Jako rodzice naszych dzieci powinniśmy być zdziwieni zdziwieniem tego młodego małżeństwa postawą ich nastoletniego syna. Przecież bardzo dobrze wiemy, ile problemów wychowawczych sprawia człowiek w tak młodym wieku. Jako młodzi ludzie jesteśmy przeważnie krnąbrni i nieposłuszni starszym. W tym okresie rozwoju stara grzeszna natura ludzi, nasze szatańskie buntownicze i nieokiełznane „ja” przejawia się w sposób szczególnie nasilony. Daleko nam często do uległości szczególnie naszym rodzicom. Ciężko nam być dla nich posłusznymi i uprzejmymi. Nasz Pan był w tym także wyjątkowy. On nie miał w sobie tego grzesznego „ja” wrogiego innym ludziom i Bogu. On był uległy swoim rodzicom i poddał się im, wróciwszy do Nazaretu. Jako Syn Boga nie upierał się, że musi skończyć swoją rozmowę ze starszymi Izraela, ale był całkowicie uległy. Józef i Maria mieli przywilej wychowywać wyjątkowe dziecko. Ich pierworodny był całkowicie inny od pozostałych dzieci, także ich własnych, dlatego tak bardzo byli zdziwieni, że z własnej woli pozostał w Jerozolimie narażając ich na smutek i strach o Jego życie. Taka postawa była całkowicie przeciwna temu, jakim był ich młody Jezus. To prawda, że zdobywał On wiedzę Słowa Bożego wzrastając w mądrości oraz w łasce u Boga i u ludzi. Jednak w innym miejscu Pisma Świętego Pan Jezus sam o sobie tak oto mówi:Nie chcesz ofiar krwawych i darów, ale dałeś mi otwarte uszy; nie żądasz całopalenia i ofiary zagrzesznej. Wtedy rzekłem: Oto przychodzę; w zwoju księgi napisano o mnie: Pragnę czynić wolę twoją, Boże mój, a zakon twój jest we wnętrzu moim (Ps.40,7-9). Zatem Zakon Boży był zapisany w Jego naturze. On miał i ma naturę samego Boga. Znajdźcie takiego drugiego człowieka, jak On? Czy jest to możliwe? Czy możemy Go porównać z kimkolwiek żyjącym kiedykolwiek pod słońcem lub samych siebie porównywać z Nim w Jego człowieczeństwie? Oto od czasów Raju w Edenie człowiek stał się naturalnym wrogiem Boga. Słowo człowiek nabrało znaczenia: wróg i przeciwnik Boga, buntownik, pyszałek, egoista, samolub, niepoddający się Bogu. Szatańska natura przylgnęła do ludzi i stała się ich własną. Ciało, ludzkie „ja”, zaczęło całkowicie rządzić ludźmi. Tylko śmierć mogła ujarzmić naszą starą buntowniczą naturę. W Chrystusie nigdy tego nie było. On nigdy nie był wrogiem ludzi, a tym bardziej Boga. On nie był takim człowiekiem jak my, On tego nie miał w naturze. Zawsze był uległy swojemu Ojcu, jak też swoim ziemskim rodzicom. Rzeczą znamienną jest, że laodycejskie chrześcijaństwo, które na początku zrodziło się także z Boga, z biegiem czasu wraca do pozycji pierwszego Adama, człowieka wrogiego Bogu, człowieka pełnego pychy, buntu i niezależności od Jahwe. Człowieka, w którym swobodnie żyje i porusza się nasze grzeszne „ja”. Człowieka, który żyje dla siebie samego, a nie dla Boga. Mało tego. Takie chrześcijaństwo, kłaniając się swojej grzesznej naturze, zaczyna porównywać ze sobą samego Chrystusa jako człowieka! Czyż nie jest to duchowa ślepota? On jest nowym Adamem uosabiającym w sobie samego Boga. Tymczasem Kościół, który uosabia w sobie starego grzesznego Adama, porównuje się z Chrystusem! Jakaż niedorzeczność!
Zatem jeśli Chrystus jest kimś wyjątkowym, to jak mamy do Niego podchodzić, jak o Nim myśleć i mówić? Gdy o tym myślałem, to przypomniał mi się fragment jednego z listów apostoła Pawła:Takiego bądźcie względem siebie usposobienia, jakie było w Chrystusie Jezusie, który chociaż był w postaci Bożej, nie upierał się zachłannie przy tym, aby być równym Bogu, lecz wyparł się samego siebie, przyjął postać sługi i stał się podobny ludziom; a okazawszy się z postawy człowiekiem, uniżył samego siebie i był posłuszny aż do śmierci, i to do śmierci krzyżowej. Jakże precyzyjnie apostoł opisuje tutaj to, kim naprawdę jest nasz Pan. On na początku był JAM JEST, czyli był w postaci Bożej równy Bogu, ale przyjął postać człowieka. Nie możemy literalnie twierdzić, że był on w pełni Bogiem, oraz w pełni człowiekiem. To nie jest prawdą, ponieważ człowiek to duch, dusza i ciało. Chrystus stając się w pełni człowiekiem musiałby otrzymać także nową duszę i ducha, które są poddane grzechowi ciała. Ale On nie miał dwóch dusz i dwóch duchów, i nie był poddany swojemu „ja”. On zawsze był sobą. Zawsze był święty, oddzielony od grzechu i skażenia nawet swojego ciała, w którym chodził po ziemi. On zawsze w swojej naturze odzwierciedlał to, kim jest Bóg Ojciec. Kto Jego widział, widział też Ojca. Zatem nie możemy swobodnie twierdzić, że Chrystus jest w pełni Bogiem i człowiekiem. Nie! On jest Bogiem, który ograniczył siebie przyjmując postać człowieka. Jezus Chrystus to Święty Odwieczny Jahwe, który przyszedł w ciele, aby ratować przed Bożym gniewem swój umiłowany lud. Gdy myślimy lub mówimy o naszym Panu, o Mesjaszu, to w obliczu Jego pełni boskości nasze grzeszne „ja” powinno umierać, aby On mógł być uwielbiony w nas jako święty Bóg. Wtedy dopiero prawdziwie będziemy nowymi ludźmi na wzór Boży, gdy ta wyjątkowość Chrystusa objawi się w nas samych. Bóg Ojciec może jedynie w nas przyjąć wyjątkowego Chrystusa – nowego Bożego Adama. Stary grzeszny Adam nie ostoi się przed obliczem Jahwe. Amen.
Chciałbym teraz dokonać porównania służby Jana Chrzciciela z usługiwaniem Pana Jezusa. Możemy tutaj znaleźć dużo analogii, jak też zasadniczych różnic. Na początku chciałbym zestawić ze sobą dwa teksty z Ewangelii Mateusza:
A w one dni przyszedł Jan Chrzciciel, każąc na pustyni judzkiej i mówiąc: Upamiętajcie się, albowiem przybliżyło się Królestwo Niebios (Mat.3,1-2).
Odtąd począł Jezus kazać i mówić: Upamiętajcie się, przybliżyło się bowiem Królestwo Niebios (Mat.4,17).
Pierwszy cytat jest jakby kwintesencją zwiastowania Jana Chrzciciela – tego, co było głównym przesłaniem jego nauczania. Rzeczą znamienną jest, że gdy uwięziono tego wielkiego proroka, jego miejsce zajął nasz Pan, Jezus Chrystus, głosząc dokładnie to samo przesłanie. O tym mówi właśnie drugi przytoczony przeze mnie werset. Zatem zauważmy, że zarówno Jan, jak i Chrystus głosili to samo przesłanie: upamiętanie, czyli nawoływali do porzucenia grzechów, odwrócenia się od nich, a zwrócenia się w kierunku Królestwa Bożego. Gdy uczniowie Chrystusa po dniu Pięćdziesiątnicy rozpoczęli służbę Bożą, zaczęli głosić dokładnie to samo przesłanie, nawołując do upamiętania (Dz.2,38;3,19). Oni nie przemilczali faktu grzeszności ludzi i konieczności porzucenia przez nich grzechu. Lecz działali jednomyślnie z Duchem Świętym, który przychodząc zawsze przekonywał ludzi o grzechu, o sprawiedliwości Bożej i o sądzie. Jednakże Kościół laodycejski w sposób sobie właściwy pomija nauczanie o upamiętaniu. Zwiastuje o tym, co uczynił Chrystus, ale nie naucza o tym, co powinni najpierw uczynić ludzie, zanim zwrócą się do Chrystusa. Nie mówi im całej prawdy, to znaczy, że powinni najpierw porzucić wszystkie swoje grzechy i uporządkować swoje życie przed Bogiem, zanim udadzą się w wędrówkę za Zbawicielem. Już ten fakt świadczy o tym, że Laodycea jest niewiernym i fałszywym świadkiem Pana.
Jan Chrzciciel był jak głos rozlegający się na pustyni judzkiej i w całej krainie nadjordańskiej, który docierał aż do Świątyni w Jerozolimie. Był on jak pomruk odgłosów wojennych, ledwo słyszalnych w Przybytku Pana. Był jak zwiastun sądu Bożego, który zbliżał się wielkimi krokami do Świątyni. Jednak Jan tam nie wszedł. Bóg go zabrał. Do Świątyni wszedł sam Pan.
Jan Chrzciciel był uosobieniem Zakonu Bożego. Paradoksem jest, że to właśnie starsi Izraela uważali siebie za strażników i wzorowych wykonawców Prawa. Ale Jan ukazał prawdziwy sens Prawa. Prawdziwym jego przesłaniem i sednem była miłość do Boga i do człowieka, o czym uczeni w Piśmie oraz faryzeusze i saduceusze zapomnieli. Jan nauczał, jak praktycznie mamy miłować ludzi. Apostoł Paweł wyraził to między innymi tak:Miłość bliźniemu złego nie wyrządza; wypełnieniem więc zakonu jest miłość (Rzym.13,10). Zatem zwiastowanie Jana Chrzciciela jest przyjazne Chrześcijaństwu, w którym żyje i objawia się Chrystus, Zborowi, w którym miłość Chrystusa doszła do doskonałości. Natomiast dla Zboru laodycejskiego mowa Jana Chrzciciela jest twarda i szorstka, ponieważ uderza ona w ludzkie „ja”, zrzucając je z jego tronu. Dlatego ten wielki prorok może wydawać się szorstki i trudny do przyjęcia dla Laodycejczyków. Ale tak nie jest. Jan miłował grzeszników, którzy pokutowali i dawali się ochrzcić. On potem radował się, gdy ci sami ludzie oraz jego uczniowie opuszczając go szli za Panem Jezusem. Jakże Jan miałby nie miłować grzeszników i jednocześnie nauczać o miłości? Byłaby to obłuda. Jak Bóg mógłby wtedy błogosławić służbę tego człowieka? Zaiste nauczanie Jana Chrzciciela jest nadal aktualne. Jest ono wbrew protestom cielesnych ludzi aktualne także dla nas. Jan miłował i przyjmował grzeszników, ale był bardzo ostry i stanowczy dla cielesnej i obłudnej religijności, dla religijnych i pewnych siebie ludzi, których życie jest zaprzeczeniem mocy i obecności Bożej. Tak oto zwracał się on do faryzeuszy i saduceuszy, którzy przychodzili ochrzcić się:Plemię żmijowe, kto was ostrzegł przed przyszłym gniewem? Wydawajcie więc owoc godny upamiętania; niech wam się nie zdaje, że możecie wmawiać w siebie: Ojca mamy Abrahama; powiadam wam bowiem, że Bóg może z tych kamieni wzbudzić dzieci Abrahamowi. A już i siekiera do korzenia drzew jest przyłożona; wszelkie więc drzewo, które nie wydaje owocu dobrego, zostaje wycięte i w ogień wrzucone. Rzeczą znamienną jest, że nasz Pan, Jezus Chrystus, także bardzo miłował grzeszników. Był dla nich ciepły i przyjazny, gdy przychodzili do Niego, aby przebaczył im grzechy, dając się ochrzcić przez Jego uczniów. Nasz Pan mówił często do takich ludzi, aby od tej pory nie grzeszyli więcej. Nauczał podobnie jak Jan, w jaki sposób mamy miłować się. I rzeczą charakterystyczną jest, że nasz Pan podobnie jak Jego głos wołającego na pustyni, w ten sam sposób zwracał się do religijnych obłudników. W księdze Malachiasza 3,2-3 tak oto jest powiedziane o Chrystusie: Lecz kto będzie mógł znieść dzień jego przyjścia i kto się ostoi, gdy się ukaże? Gdyż jest on jak ogień odlewacza, jak ług foluszników. Usiądzie, aby wytapiać i czyścić srebro. Będzie czyścił synów Lewiego i będzie ich płukał jak złoto i srebro. Potem będą mogli składać Panu ofiary w sprawiedliwości. A to oznacza, że On będzie oczyszczał swój lud z jego cielesności, z jego cielesnej religijności. W taki sposób będzie sądził Izraela. Jan Chrzciciel tak o tym powiedział:W ręku jego jest wiejadło, by oczyścić klepisko swoje, i zbierze pszenicę swoją do spichlerza, lecz plewy spali w ogniu nieugaszonym (Mat.3,12). Podobne proroctwo wypowiedział też o Chrystusie Symeon:Oto ten przeznaczony jest, aby przezeń upadło i powstało wielu w Izraelu, i aby był znakiem, któremu się sprzeciwiać będą, aby były ujawnione myśli wielu serc (Łuk.2,34-35). Natomiast sam Chrystus tak zwracał się do „pobożnych” Żydów:Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy, że zamykacie Królestwo Niebios przed ludźmi, albowiem sami nie wchodzicie ani nie pozwalacie wejść tym, którzy wchodzą (Mat.23,13).Węże! Plemię żmijowe! Jakże będziecie mogli ujść przed sądem ognia piekielnego? (Mat.23,33). Zatem słyszymy tutaj w słowach Pana jak echo wracający stanowczy głos Jana Chrzciciela.
Zatem służba i nauczanie Jana oraz Mesjasza były bliźniaczo analogiczne. Obaj głosili upamiętanie. Miłowali i przyjmowali grzeszników, chrzcząc ich w wodzie ku upamiętaniu. Obaj mieli swoich uczniów. Obaj ostro i bez żadnych zahamowań uderzali w cielesną religijność ludu Bożego, szczególnie w jego przywódców. Jednak były też między nimi różnice. Służba Chrystusa była wyjątkowa. Zwróćmy uwagę, że Jan działał w oddali od stolicy Izraela. Jego ostre słowa w stosunku do przywódców Zboru Pańskiego ledwo docierały do Świątyni, dlatego starsi ludu mogli czuć się jeszcze bezpiecznie, traktując sługę Pana jak jakieś odległe zjawisko. Mniemam, że gdyby Jan wszedł do Świątyni ze swoim nauczaniem, Żydzi szybko ukamienowaliby go, ponieważ Zakon okazał się nieskuteczny z powodu ciała. Przez ludzką nieujarzmioną starą naturę Zakon nie mógł doprowadzić ludzi do doskonałości. Paweł naucza, że Bóg posłużył się Prawem, aby ujawnić w ludziach ich ukryty grzech ciała, całą jego przewrotność i złość. Podobnie było z Janem. Jego nauczanie między innymi podrażniało cielesność obłudnych religijnych ludzi sprawiając, że ich fałszywe wewnętrzne niezachwiane poczucie sprawiedliwości zaczęło jak kameleon niepostrzeżenie zmieniać się w irytację, pogardę, wrogość, nienawiść, zazdrość i w końcu w agresję oraz morderstwo, przygotowując je na słuszny Boży gniew. Tego sądu dokonał właśnie Mesjasz. On był wyjątkowy, był ucieleśnieniem świętości, był i jest Święty. Na pustyni rozlegał się głos wzywający do upamiętania. Był on jak odgłosy zbliżającej się do Jerozolimy pożogi wojennej Bożego Sądu. Wkrótce ten sąd w osobie Chrystusa wszedł na tereny zamieszkiwane przez lud Boży, a potem także i do Świątyni Pana.
Tego mógł dokonać tylko Chrystus. On nie tylko był ucieleśnieniem Prawa, ale był i jest doskonale święty. Nigdy nie popełnił grzechu. Nikt Mu nie mógł udowodnić grzechu, co powodowało, że w sercach przywódców religijnych kipiały obawa, złość i zazdrość. Jednak nie mogli Go tak po prostu zabić, ponieważ Jego nadnaturalne czyny oraz zwiastowanie przyciągały wielkie tłumy. Cuda, które nasz Pan czynił, potwierdzały Jego boski autorytet. Dlatego nikt nie mógł Go dotknąć, chociaż łamał utarte ludzkie religijne nakazy, nazywał siebie Panem sabatu, czynił siebie równym Bogu, ułaskawiał grzeszników skazanych przez Zakon na ukamienowanie, obnażał obłudę religijnych ludzi i odkrywał tajniki ludzkich serc. On stale sądził sumienia wszystkich ludzi obnażając to, co było ukryte w ich sercach. Ręka Bożego sądu bardzo dotkliwie zaciążyła nad ludem Izraela. Tuż przed swoją śmiercią nasz Pan wjechał na oślęciu do Jerozolimy i zapłakał nad nią. Potem wszedł do Świątyni, skręcił bicz z powrózków i wyrzucił wszystkich, którzy sprzedawali i kupowali w świątyni, a stoły wekslarzy i stragany handlarzy gołębiami powywracał. I nie pozwolił, żeby ktoś choćby naczynie przeniósł przez świątynię. I rzekł im; Napisano: Dom mój będzie nazwany domem modlitwy, a wy uczyniliście z niego jaskinię zbójców. I przystąpili do niego ślepi i chromi w świątyni, a On ich uzdrowił. Arcykapłani zaś i uczeni w Piśmie, widząc cuda, które czynił, i dzieci, które wołały w świątyni i mówiły: Hosanna Synowi Dawidowemu, oburzyli się. Ale nawet wtedy, gdy Chrystus bezpośrednio uderzył w kupczenie Wielkiego Babilonu w Świątyni Bożej, kapłani nie śmieli jawnie Go uwięzić i zgładzić. Byli bezradni. A przecież te kupczenie w ich oczach było wyrazem pełnienia służby Bożej w Przybytku Pana. Chrystus uderzył w cielesną religię, która łączyła w sobie kult Boga oraz zaspakajanie pożądliwości ciała, a pomimo to Żydzi bali się Jezusa z Nazaretu, ponieważ był On kimś wyjątkowym, innym niż wszyscy ludzie. I pomimo tego, że w swoich sercach Żydzi byli tego świadomi, jednak znienawidzili Mesjasza. Potajemnie pojmali Go dając upust całej swojej złości, zawiści i nienawiści do Niego. Świadomie odrzucili Świętego wydając na siebie sprawiedliwy wyrok Bożego sądu. Myśleli przy tym, że pozbyli się ciężaru, ale On przecież po to przyszedł na ten świat. Mało tego, On wkrótce zmartwychwstał. Jego klęska była zatem jego zwycięstwem. Wkrótce po swoim wniebowstąpieniu Chrystus znowu zaczął poruszać się po całej Judei w postaci wielu swoich uczniów sądząc obłudną religijność wszystkich ludzi. Od tej pory w ludzie Bożym zaczęła przejawiać się ta sama wyjątkowość Chrystusa, jak powiedział apostoł Paweł: Żyję już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus. Amen.
Gdy myślę o wyjątkowości Chrystusa, to w sercu moim pojawia się fragment Słowa Bożego opisujący bój modlitewny naszego Pana w ogrodzie Getsemani, tuż przed Jego pojmaniem przez Żydów. Często, gdy rozważamy treść tej modlitwy naszego Zbawiciela, wydaje się nam, że odzwierciedlone jest w niej człowieczeństwo Chrystusa. Podkreślamy przy tym ludzką stronę Jego natury. Ale czy tak jest naprawdę? W świetle powyższego rozważania wydaje mi się, że tak nie jest. Pan Jezus Chrystus całkowicie panował nad swoją wolą. Był wolny od ludzkiej cielesności, od ludzkiego „ja”, które walczyłoby z Bożą wolą. Zatem dlaczego Chrystus tak dramatycznie modlił się, że aż anioł przyszedł umacniać Go w boju, a Jego pot zmieszany był z krwią? Czyżby duchowość naszego Pana była mniejsza niż Jego niedoskonałych uczniów? Szczepan umierał w Chwale Bożej. Apostoł Paweł z pokojem ducha stanął przed nadchodzącą śmiercią. Z podań historycznych wiemy, że apostoł Piotr czuł się niegodny umierać tak, jak jego Pan, dlatego na własne życzenie został ukrzyżowany do góry nogami. W nich nie było takiego boju i rozdarcia w duchu i w duszy, jak widzimy to u Chrystusa. Zatem jak to rozumieć? W drugim liście do Koryntian 5,21 apostoł Paweł tak pisze:On tego, który nie znał grzechu, za nas grzechem uczynił, abyśmy w nim stali się sprawiedliwością Bożą. To słowo jednoznacznie wskazuje, że gorliwa modlitwa Mesjasza przed Jego męką uwypukla, podkreśla oraz świadczy o Jego boskiej naturze. O tym, że On, jako święty Bóg, nie znający grzechu i mający do niego niezmierzoną odrazę, stał się za nas grzechem. To nasze ludzkie grzeszne „ja”, ten żywy grzech ciała wraz z jego wszystkimi uczynkami – grzechami, został złożony na Mesjaszu i potępiony w Jego ukrzyżowanym ciele. Amen.
Zatem nasz Pan jest naprawdę kimś wyjątkowym, kogo nie możemy lekkomyślnie porównywać ze zwykłymi śmiertelnikami, mówiąc, że był w pełni człowiekiem, gdyż tak nie jest. On już od poczęcia był kimś wyjątkowym. Jako nastolatek też wyróżniał się. Cała Jego służba, nauczanie, czyny i Jego osobowość były czymś szczególnym. Jego duchowe cierpienie w Getsemani oraz Jego męka i śmierć na krzyżu, a także to, co stało się później, wszystko to było czymś szczególnym i wyjątkowym, czymś, co podkreślało Jego boskość. Oto sam święty Jahwe przyszedł do swojego stworzenia i przez pewien czas przebywał z nim, ale swoi Go nie poznali i odrzucili. Tylko nieliczni zobaczyli w Synu Człowieczym Boga i wyznali Go przed światem jako Syna Bożego, i w taki sposób już zawsze o Nim myśleli oraz nauczali. Amen.
NOWA RZECZ
I.NIEPOWTARZALNE ZGROMADZENIE
W księdze Izaj.43,18-21 czytamy takie oto prorocze słowa do Izraela: Nie wspominajcie dawnych wydarzeń, a na to, co minęło, już nie zważajcie! Oto Ja czynię rzecz nową: Już się rozwija, czy tego nie spostrzegacie? Tak, przygotowuję na pustyni drogę, rzeki na pustkowiu. Chwalić mnie będą zwierzęta polne, szakale i strusie, że dostarczyłem na pustyni wody, rzeki na pustkowiu, aby napoić mój lud, mojego wybrańca. Lud, który sobie stworzyłem, będzie zwiastował moją chwałę. W moim odczuciu werset ten jest często przez nas nadużywany w kontekście Bożego działania. Chciałbym abyśmy przyjrzeli się w Piśmie Świętym, co to słowo może dla nas oznaczać, gdy Bóg bezpośrednio z tego fragmentu Biblii przemawia do swojego Kościoła lub do pojedynczych osób.
Gdy czytamy kontekst tego fragmentu księgi Izajasza, to możemy w miarę dokładnie odczytać jego literalne znaczenie. Wydaje się więc, że Pan zapowiadał w ten sposób Izraelowi nowe wydarzenie w jego życiu. Oto Bóg przepowiada wyprowadzenie swojego ludu z niewoli babilońskiej. Oto Izraelici będący w Babilonie obserwują wydarzenia, które wyraźnie zapowiadają rychłe wyprowadzenie ich na wolność. Bóg ogłosił im, że to Jego suwerenna dłoń dokonuje wielkiego przełomu w ich życiu. To sam Jahwe ze względu na swój lud skierował wyprawę do Babilonu i przez nią skruszył wszystkie zawory więzień. Bóg mówił im, że w biadanie przemieni radosne okrzyki Chaldejczyków; On w taki sposób torował drogę swojemu wybrańcowi, Jakubowi, oraz wzywał go, aby już nie wspominał dawnych bolesnych wydarzeń, najprawdopodobniej tego, gdy szedł do niewoli. Jednak większość chrześcijan doświadczających działania Pana jest świadomych, że Bóg posługując się tym słowem może także przemawiać do swojego ludu także i dzisiaj. Sam kiedyś osobiście tego doświadczyłem. Oto po długich i nieprzyjemnych różnorodnych przeżyciach Bóg darował nam, mi i mojej żonie, nowe miejsce zamieszkania, nową pracę i nowy Zbór. Byliśmy bardzo utrudzeni ostatnimi latami naszego życia. I oto Pan czyniąc przełom w naszym życiu przemówił do nas właśnie tym słowem. On otwierał nową kartę naszej wędrówki po tej ziemi i wzywał nas, abyśmy już nie wspominali dawnych nieprzyjemnych dni. On zapowiadał, że całkowicie zaspokoi wszystkie nasze potrzeby i da nam wytchnienie. Tak się dokładnie stało. On nas wyzwoli z jarzma trudnych dni. Byłem bardzo wdzięczny Panu za tę nową rzecz w naszym życiu, którą On czynił i na którą z utęsknieniem czekałem długi czas. Myślę, że do wielu wierzących, a nawet całych Zborów, Bóg przemawiał w podobnych okolicznościach w taki sposób i jest to zgodne ze Słowem Pańskim. Jednakże zdarza się czasami, że przytoczone powyżej słowo używane jest w kontekście mających nastąpić przebudzeń duchowych. Niekiedy ten fragment Pisma Świętego używany jest także dla poparcia nowych dziwnych rzeczy, które rzekomo Bóg czyni w Kościele, które jednak nie mają wyraźnego uzasadnienia w Biblii. Zatem zastanówmy się, co może oznaczać to słowo dla całego Kościoła, gdy Bóg zapowiada przez nie duchowe przebudzenie, duchowy przełom w życiu Zboru Pańskiego.
Łatwo możemy zauważyć, że prawie cały 43 rozdział księgi Izajasza ma wymiar proroczy. Bóg zapowiadał czas wyprowadzenia swojego całego ludu z duchowej niewoli Wielkiego Babilonu. Zbliżał się moment, że Pan miał zrodzić sobie nowy lud, który będzie zwiastował Jego Chwałę, czyniąc całkiem nową rzecz w swoim Królestwie na ziemi. Cóż to była za nowa rzecz? Przeczytajmy Jer.31,31-34: Oto idą dni mówi Pan - że zawrę z domem izraelskim i z domem judzkim nowe przymierze. Nie takie przymierze, jakie zawarłem z ich ojcami w dniu, gdy ich ująłem za rękę, aby ich wyprowadzić z ziemi egipskiej, które to przymierze oni zerwali, chociaż Ja byłem ich Panem - mówi Pan - lecz takie przymierze zawrę z domem izraelskim po tych dniach, mówi Pan: Złożę mój zakon w ich wnętrzu i wypiszę go na ich sercu. Ja będę ich Bogiem, a oni będą moim ludem. I już nie będą siebie nawzajem pouczać, mówiąc: Poznajcie Pana! Gdyż wszyscy oni znać mnie będą, od najmłodszego do najstarszego z nich - mówi Pan - Odpuszczę bowiem ich winę, a ich grzechu nigdy nie wspomnę. Tak! Oto Bóg w Jezusie Chrystusie zamierzał wznieść nową Świątynię Jego Ciała, Świątynię, w której na nowo miała objawić się Boża Chwała, która w dawnych czasach odeszła od narodu Izraelskiego. Jahwe zaplanował zawrzeć ze swoim ludem Nowe Przymierze, przymierze duchowe. Tak też się stało. Chrystus po swojej śmierci i zmartwychwstaniu wzniósł nową Świątynię swojego Ciała, czyli zrodził nowy lud Boży, w którego wnętrzu wypisał nowe Prawo. W Świątyni stanął nowy ołtarz, na którym rozpoczęto składanie nowych duchowych ofiar. Tym ołtarzem jest krzyż Chrystusowy, a ofiarą jest cielesność Kościoła, jego stara grzeszna natura. I oto wszystko stało się nowe. Bóg uczynił nową rzecz w swoim Królestwie na ziemi, która istnieje już 2000 lat i nie zmienia się. Jednak Pismo objawia, że Pan na końcu czasów ostatecznych jeszcze raz uczyni nową rzecz w swoim Królestwie. On przemieni nasze ciała i zamieszka osobiście w sposób widzialny ze swoim ludem na nowej ziemi, nieskalanej przekleństwem buntu ludzkości, czyli grzechem. Jednak te czasy jeszcze nie nastały, zatem dopóki trwa porządek ustanowiony w czasach apostolskich, ukazujący sposoby działania Boga oraz uczniów Pańskich, jest on dla nas nadal obligujący i aktualny, przydatny do wykrywania błędów i do poprawiania. Bóg się nie zmienia. Jeśli na przykład w dzisiejszych czasach Bóg używa dla swojej chwały grupę współczesnych gladiatorów, co nie jest zgodne ze wzorcami nowotestamentowymi, to ta rzecz może świadczyć między innymi o tym, że dzisiejszy Kościół zawiódł Boże zaufanie i Pan nie może poruszać się w nim tak, jak w apostołach. Potwierdzają ten fakt owoce życia chrześcijan, którzy w taki sposób doświadczyli realności Boga, gdyż często tylko na tym etapie kończy się ich wzrost duchowy. Zatem biblijny obraz działania Pana jest aktualny i jedynie prawidłowy, wydający dojrzałe owoce działającej w nas mocy Bożej i do niego powinniśmy odnosić dzisiejszy stan i sposób działania współczesnego Kościoła. Bóg nigdy nie czyni nowej rzeczy w swoim obecnym Królestwie na ziemi. On raczej przywraca to, co było na początku, czyli w czasie narodzin Kościoła. Nasz Pan chce przywrócić tą nową rzeczywistość w swoim Kościele, która zaistniała około 2000 lat temu. Jednak w tym wszystkim okazuje się prawda, że nikt nie chce czegoś nowego, nie lubimy gwałtownych zmian w naszym życiu. Nie chcemy, aby ktoś wtrącał się do naszych spraw i zaburzał nasz święty porządek i spokój; niestety, nawet gdyby to miał być sam Bóg. Ale o tym powiemy sobie nieco później.
Gdy Chrystus ustanowił nowy porządek w swoim Królestwie na ziemi, w sercach apostołów pojawił się dylemat, co zrobić ze starym porządkiem. Przed wniebowstąpieniem Chrystusa uczniowie zapytali się o tę rzecz swojego Mistrza. Jednak Pan odpowiedział im wtedy nieco wymijająco. Ale po zesłaniu Ducha Świętego ten problem znowu w sposób naturalny odżył w życiu Zboru Pańskiego, ponieważ zaczęli się także bardzo licznie nawracać poganie. Nastał zatem czas, że zgodnie ze słowem Chrystusa, apostołowie dzięki pouczeniu przez Ducha Świętego mogli rozstrzygnąć tę trudną kwestię.
Wielkie przebudzenie duchowe wśród pogan sprawiło, że w Jerozolimie odbyło się liczne zgromadzenie apostołów i starszych Kościoła, na które przybyli także Paweł i Barnaba. Przyczyna tego zgromadzenia była bardzo ważna, drażliwa i delikatna, gdyż dotyczyła porządku ustalonego w Królestwie Bożym na ziemi nie przez ludzi, lecz przez samego Jahwe! Dotyczyła ona nurtującego uczniów pytania: Co mamy uczynić ze starym Bożym porządkiem, który Bóg ustanowił przez swojego sługę Mojżesza? Jak mamy odnieść się do Zakonu oraz do starej świątyni, w której nadal składane są krwawe ofiary ustanowione przez samego Boga? Albowiem niektórzy ze stronnictwa faryzeuszów, którzy uwierzyli, powstali, mówiąc: Trzeba ich [pogan] obrzezać i nakazać im, żeby przestrzegali zakonu Mojżeszowego (Dz.15,5). Głównym czynnikiem decydującym o podjętej decyzji przez to wielkie autorytatywne gremium były potężne dzieła Pańskie, które Bóg czynił wśród pogan, o których tak gorliwie opowiadali Paweł z Barnabą. Potem Duch Święty ustami Piotra i Jakuba potwierdził, że jest to zgodne z odwiecznym Słowem Bożym, z Bożymi zamiarami wobec wszystkich pogan, aby także i oni mogli wzywać imienia Boga Izraela. Apostołowie i uczniowie Pańscy widzieli wtedy Chwałę Bożą, która poruszała się wśród pogan z wielką mocą, pośród licznych znaków i cudów. Oni widzieli, że Pan przyznawał się do pogan tak, jak do nich, dając im swojego Ducha i usprawiedliwiając ich przez łaskę Pana Jezusa. Było to zgodne z proroctwami Pisma, które zapowiadało odbudowę upadłego przybytku Dawida, kiedy to Arka Boża nie była jeszcze ukryta całkowicie w świątyni Salomona, ale przebywała w namiocie pośród ludu Bożego, podobnie jak Chrystus poruszał się pośród nich, tzn. pośród apostołów i pierwszych uczniów Pańskich. Działo się tak dlatego, aby także poganie mogli szukać Pana. Zatem Chwała Boża, czyli objawiony pośród nich w mocy znaków i cudów Chrystus, który powrócił do nowej Świątyni swojego Ciała oraz ożywione przez Ducha Bożego Słowo – te dwa czynniki – pozwoliły apostołom jednoznacznie przyjąć do wiadomości, że Pan przemienił stary mojżeszowy porządek Królestwa Bożego w nową duchową rzeczywistość. Gdybyśmy stwierdzili, że Chrystus całkowicie zniósł porządek mojżeszowy, nie byłoby to całkowicie zgodne z prawdą, podobnie jak stwierdzenie, że ziarno nie ma nic wspólnego z plewą. Dlatego nasz Pan powiedział następujące słowa: Nie mniemajcie, że przyszedłem rozwiązać zakon albo proroków; nie przyszedłem rozwiązać, lecz wypełnić. Bo zaprawdę powiadam wam: Dopóki nie przeminie niebo i ziemia, ani jedna jota, ani jedna kreska nie przeminie z zakonu, aż wszystko to się stanie.[…] Dlatego każdy uczony w Piśmie, który stał się uczniem Królestwa Niebios, podobny jest do gospodarza, który dobywa ze swego skarbca nowe i stare rzeczy. To prawda, że dawny zewnętrzny system kultowy Izraela został zniesiony, także niektóre przepisy zakonu utraciły swoją aktualność, jednakże prawie całe duchowe dziedzictwo tego minionego porządku jest dla nas prawdziwym bogactwem, aktualnym w naszym pielgrzymowaniu do niebios bram. Zatem to wielkie i autorytatywne Zgromadzenie postanowiło nie narzucać niczego z Zakonu Mojżeszowego nowym wierzącym z pogan, za wyjątkiem trzech niezbędnych rzeczy. Ta decyzja Ducha Pańskiego i apostołów bardzo mocno wpłynęła na kształt chrześcijaństwa w późniejszych wiekach. Dotyczy to także niewątpliwie i nas. Jednak bardzo jestem zasmucony, kiedy widzę, jak współczesny Kościół ustanawiając swoje własne przykazania i prawa, jednocześnie lekceważy i unieważnia postanowienia i przykazania apostolskie, interpretując je w sposób bardzo luźny i swobodny. Wierzę jednak, że są one bardzo ważne i wbrew wszystkiemu obowiązują także dzisiejszy Kościół: Postanowiliśmy bowiem, Duch Święty i my, by nie nakładać na was żadnego innego ciężaru oprócz następujących rzeczy niezbędnych: Wstrzymywać się od mięsa ofiarowanego bałwanom, od krwi, od tego, co zadławione, i od nierządu; jeśli się tych rzeczy wystrzegać będziecie, dobrze uczynicie. Amen.
Chciałbym też, abyśmy zauważyli, że to wielkie zgromadzenie było niepowtarzalne w swoim rodzaju. Ono było szczególne w swojej wymowie i nie możemy w oparciu o to wydarzenie budować i opierać wzorców naszego współczesnego działania. Dlaczego? Ponieważ priorytetem działalności starszych Zboru Apostolskiego nie była organizacja pracy Kościoła. Oni mieli swoje główne zadanie i pieczołowicie dbali o konsekwentną jego realizację: Wtedy dwunastu, zwoławszy wszystkich uczniów, rzekło: Nie jest rzeczą słuszną, żebyśmy zaniedbali słowo Boże, a usługiwali przy stołach. Upatrzcie tedy, bracia, spośród siebie siedmiu mężów […], a ustanowimy ich, aby się zajęli tą sprawą; my zaś pilnować będziemy modlitwy i służby Słowa. W oparciu o ten wzorzec powinniśmy dzisiaj prowadzić pracę całego Kościoła jak też poszczególnych Zborów. Przełożeni Zboru Apostolskiego przede wszystkim zbierali się na modlitwę i post, i zwiastowali Boże Słowo. Oni tego pilnowali, to była ich właściwa służba. Objawiony pośród nich Chrystus poprzez moc Ducha Świętego, poprzez aniołów jak też osobiście, cały czas kierował ich działalnością. Oni nie toczyli niekończących się sporów teologicznych i doktrynalnych, gdyż byli przyobleczeni w Chrystusa, w Bożą Chwałę, która ich we wszystkim pouczała. Oni wiedzieli, kim jest Ojciec, kim Chrystus, a kim Duch Święty. Podobnie ich życie było tak samo święte i oddzielone od Wielkiego Babilonu, od jego władz świeckich i religijnych, jak życie samego Pana Jezusa Chrystusa. To nie oni dopasowywali się do istniejącego porządku świata, ale to on musiał coś z nimi zrobić. Najczęściej były to prześladowania. Zatem mniemam, że pierwsi uczniowie Pańscy najprawdopodobniej nigdy więcej nie mieli tego typu zgromadzenia, ale jedynie raz zebrali się, aby rozważyć jedną jedyną sprawę dotyczącą wyłącznie Królestwa Bożego, ponieważ byli ukrzyżowani dla świata, a świat był martwy dla nich. Apostołowie modlili się i pościli głosząc Słowo Boże. Zawsze mieli jedną jedyną wizję, był nią sam Chrystus, czyli objawiona Chwała Boża. Oni stale w niej trwali i nieśli ją przez cały świat. Nigdy nie potrzebowali nowej wizji dla swoich Zborów, gdyż ona była cały czas z nimi i pouczała ich o wszystkim. Był nią uwielbiony Chrystus, którego apostoł Paweł spotkał kiedyś na swojej drodze. On nigdy tej wizji nie porzucił, ani ona nigdy go nie opuściła. Ale cały czas ten wielki mąż Boży idąc w blasku Chwały Pańskiej skutecznie zwiastował zbawienie Boże wszystkim poganom. Bóg nigdy wśród swoich uczniów nie czynił nowej rzeczy i nie dawał im żadnych nowych wizji, ale cały czas był z nimi i ich pouczał. Chrystus jest zawsze ten sam, nigdy nie zmienia się, zawsze działa tak samo i ma taki sam stosunek do wszystkiego. Amen.
Lecz nadszedł kiedyś taki czas w życiu Zboru Pańskiego, że oziębnął dla Chrystusa, tracąc wizję Bożą, tzn. samego Mesjasza. Od tej pory, gdy Pan zaczął ukrywać się przed swoim Zborem, Kościół coraz częściej zaczął błądzić w gąszczu doktryn i dogmatów biblijnych. Lud Boży stał się ślepy duchowo, dlatego zaczął szukać różnych wizji dla swojego działania, między innymi tak zwanych nowych rzeczy od Boga. Kościół zaczął także walczyć o polityczne wpływy w swoim otoczeniu. W taki oto sposób Zbór stał się jak stare bukłaki na wino z przypowieści naszego Pana. Gdy Chwała Boża odeszła od Zboru, te stale nowe duchowe bukłaki z nowym winem stwardniały, stały się sztywne, cielesne, oporne na działanie Ducha Świętego. Do Zgromadzeń wkradł się dawny, przestarzały porządek Królestwa Bożego, którego Bóg już nie będzie błogosławił, gdyż nastał nowy porządek. Zatem chrześcijanie zaczęli działać w oparciu o zakon litery Słowa stając się związanymi pętami różnych dogmatów i praw, a także w oparciu o ziemskie dobra, które są bardzo cenne w Wielkim Babilonie. Wierzący zaczęli działać w oparciu o ciało, które jest bezużyteczne w Nowym Przymierzu. Dlatego te stare bukłaki muszą znowu stać się nowe i elastyczne, aby Chwała Boża mogła w nich ponownie poruszać się i manifestować, aby Chrystus mógł znowu wejść do swojego Zgromadzenia. A to oznacza, że cielesność Zboru musi umrzeć. Te naczynia Boże muszą być martwe, aby Pan mógł w nich na nowo poruszać się. Amen. To właśnie oznacza, gdy Pan mówi, że zaczyna czynić w Kościele nową rzecz. On zmierza do tego, aby uczynić z nas nowe bukłaki. A to oznacza ukrzyżowanie naszej starej grzesznej natury z Chrystusem, aby On sam mógł już w nas żyć i poruszać się. Zatem Bóg chce doprowadzić swój lud do korzeni jego istnienia, to znaczy pod stary szorstki krzyż, który jest wiecznie nowy w życiu ludu Bożego. Wierzę, że gdy to się stanie, wtedy ujrzymy tę samą Chwałę Bożą i moc działającą jak za dni apostolskich, ujrzymy Pana Jezusa Chrystusa, który nigdy się nie zmienia. Amen.
Tak, ostatnio Bóg przez swojego sługę potwierdził, że zaczyna czynić rzecz nową w swoim Kościele. Słowo Boże ukazuje, że tą rzeczą jest powrót do korzeni chrześcijaństwa, do krzyża, do łaski i mocy Bożej objawiającej się w krzyżu, do objawiającej się pośród nas potężnej Chwały Bożej, którą jest Syn Boży, nasz Pan Jezus Chrystus. Jest tylko jeden warunek, jedno pytanie do nas wszystkich, jeśli nie chcemy, aby Pan ominął nas w tym wspaniałym dziele. Czy pragniemy Chrystusa ponad wszystko? Czy desperacko szukamy Jego świętej osoby, wierząc, że da nam się znaleźć? Czy jesteśmy gotowi wszystko, co jest dla nas zyskiem, uznać za śmieci, aby tym sposobem zyskać Chrystusa? Oby Pan nasze serca napełnił nieugaszonym pragnieniem i miłością do swojego Syna, Jezusa Chrystusa. Amen.
II.CZŁOWIEK BŁOGOSŁAWIONY PRZEZ PANA.
Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem ich jest Królestwo Niebios. Błogosławieni ludzie, których serca są jak nędzna i wzgardzona stajnia, gdyż do takich przyjdzie nasz Pan. Błogosławieni, których serca są jak zrujnowane pałace, z których wyrzucono wszelkie złoto, srebro i wszystkie cenne rzeczy Wielkiego Babilonu. Błogosławieni, którzy wzgardzili wszystkimi ziemskimi dobrami i przywilejami. Błogosławieni, którzy pragną Pana tak, jak jeleń na pustyni pragnie wód źródlanych, ludzie, którzy jak oblubienica z Pieśni nad pieśniami gorliwie i z determinacją poszukują swojego Oblubieńca do momentu, aż Go znajdą. Błogosławieni, którzy mają głęboką świadomość, że bez Chrystusa niczego nie mogą uczynić, że są jak puste i bezwartościowe gliniane naczynia. Błogosławieni, którzy niczego nie chcą znać w swoim duchowym życiu, jak tylko Chrystusa, i to ukrzyżowanego, którzy niczego nie dodają do mocy krzyża.
W trzecim rozdziale listu do Filipian apostoł Paweł pisze o swoim wysokim statusie, jaki miał wśród ludu Bożego Starego Testamentu. Warto zauważyć, że przywódcy Izraela mieli uporządkowane życie religijne. Ich świątynia, synagogi, zakon oraz komentarze do niego wystarczyły im do codziennego funkcjonowania jako lud wybrany przez Najwyższego. Z wielką determinacją strzegli ustalonego porządku w Domu Bożym, uważając się za wzór do naśladowania dla wszystkich ludzi, Izraelitów i pogan. Ci religijni ludzie byli jednak całkowitym przeciwieństwem swojego dawnego rodaka, którego bardzo poważali, strzegąc i propagując jego nauczania. Mojżesz był ich ideałem, który znał prawdziwego Boga, a oni byli w swoich oczach jego wiernymi następcami. Mieli wszystko, co Mojżesz im pozostawił, oprócz jednej jego cechy. Oni nie pragnęli z całego serca ujrzeć Chwały Bożej, która dawno temu odeszła z ich świątyni. Mojżesz, który codziennie oglądał wielkie dzieła Boże, w pewnym momencie swojego życia poprosił Boga, aby ukazał mu swoją Chwałę. Oto człowiek, który był w swoich oczach biedakiem, on był prawdziwie skromnym i pokornym człowiekiem. Jednak tego nie można byłoby powiedzieć o jego potomkach żyjących w czasach Nowego Testamentu. I oto pojawia się Saul z Tarsu, obrzezany dnia ósmego, z rodu izraelskiego, z pokolenia Beniaminowego, Hebrajczyk z Hebrajczyków, co do zakonu faryzeusz, co do żarliwości prześladowca Kościoła, co do sprawiedliwości, opartej na zakonie, człowiek bez nagany. Jednak pewnego dnia ten religijny człowiek w dramatycznych okolicznościach spotyka na swojej drodze utraconą przez Izraelitów Chwałę Bożą, uwielbionego Jezusa Chrystusa. W sercu tego młodego mężczyzny rodzi się wielkie mojżeszowe pragnienie oglądania pełni Chwały Pana, dlatego od tej pory zaczyna gorliwie zwiastować Dobrą Nowinę i porzuca wszystko to, co jest dla niego zyskiem, czyli cały ustalony religijny porządek przywódców Izraela oraz swoje poważanie i autorytet wśród nich. Apostoł Paweł po latach oglądania wielkich dzieł Bożych przejawia w sobie nadal te same mojżeszowe pragnienie poznania Chrystusa, czyli oglądania Chwały Bożej. Tak oto pisze on po długim czasie pełnienia obfitej służby dla Pana: (Filip.3:7-14) Ale wszystko to, co mi było zyskiem, uznałem ze względu na Chrystusa za szkodę. Lecz więcej jeszcze, wszystko uznaję za szkodę wobec doniosłości, jaką ma poznanie Jezusa Chrystusa, Pana mego, dla którego poniosłem wszelkie szkody i wszystko uznaję za śmiecie, żeby zyskać Chrystusa i znaleźć się w nim, nie mając własnej sprawiedliwości, opartej na zakonie, lecz tę, która się wywodzi z wiary w Chrystusa, sprawiedliwość z Boga, na podstawie wiary, żeby poznać go i doznać mocy zmartwychwstania jego, i uczestniczyć w cierpieniach jego, stając się podobnym do niego w jego śmierci, aby tym sposobem dostąpić zmartwychwstania. Nie jakobym już to osiągnął albo już był doskonały, ale dążę do tego, aby pochwycić, ponieważ zostałem pochwycony przez Chrystusa Jezusa. Bracia, ja o sobie samym nie myślę, że pochwyciłem, ale jedno czynię: zapominając o tym, co za mną, i zdążając do tego, co przede mną, zmierzam do celu, do nagrody w górze, do której zostałem powołany przez Boga w Chrystusie Jezusie. I oto widzimy w wypowiedzi Pawła, że w jego życiu wypełnia się kolejne Boże błogosławieństwo Chrystusa. Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie z powodu sprawiedliwości, albowiem ich jest Królestwo Niebios. Błogosławieni jesteście, gdy wam złorzeczyć i prześladować was będą i kłamliwie mówić na was wszelkie zło ze względu na mnie! Radujcie i weselcie się, albowiem zapłata wasza obfita jest w niebie; tak bowiem prześladowali proroków, którzy byli przed wami. Paweł uznał stary porządek za przestarzały i zaczął biec ku nowemu niebiańskiemu światu, ku Chwale Bożej, ku Chrystusowi Jezusowi. Apostoł narodów wiedział, że droga tam wiedzie poprzez cierpienia, poprzez cierpienia głównie z rąk stróżów starego porządku, jego dawnych współtowarzyszy. To głównie od nich doznawał największych cierpień ze względu na Pana Jezusa. W życiu Pawła wypełniało się Prawie każdego dnia słowo z Pieśni nad pieśniami 5:6-8, o którym już wcześniej wspomniałem. Oto oblubienica otwiera swojemu miłemu drzwi, aby go wpuścić, ale okazuje się, że on już odszedł i nie ma go. Wtedy ta kobieta zaczyna rozpaczliwe poszukiwania w całym mieście. Biega, szuka, woła i nie może go znaleźć. I oto spotyka stróżów obchodzących miasto, od których można spodziewać się jedynie wysłuchania i pomocy. Ludzie ci pilnują porządku i bezpieczeństwa w obrębie murów. Jednak zamiast pomocy, doznaje od nich zła. Zostaje przez nich pobita, zraniona, a nawet obnażona. Lecz te cierpienia nie mogą jej powstrzymać i ostudzić jej wielkiej miłości i desperacji w szukaniu Oblubieńca. Dlatego dalej z utęsknieniem woła: Zaklinam was, córki jeruzalemskie: Gdy spotkacie mojego miłego, czy wiecie, co mu macie powiedzieć? Że jestem chora z miłości. Takim właśnie był apostoł Paweł. On uciekał od sztywnych porządków i praw religijnych ku pełni Chwały Bożej, ku całkowitemu poznaniu Jezusa Chrystusa. On zawsze pragnął Pana. Bieg Pawła w desperacji ku Bogu żywemu podważał sprawiedliwość Izraelitów oraz naruszał ich święty porządek religijny. Życie i służba apostoła wskazywały jego rodakom, że jest coś więcej niż legalistyczna religia wywodząca się nawet z Boga. Jest On sam – Bóg żywy. Zwiastowanie i czyny Pawła w całej pełni obnażały pychę i samowystarczalność Izraelitów, którzy zamienili Chwałę Jahwe na literę prawa, dlatego przywódcy ludu Pana Starego Prawa tak zajadle prześladowali swojego dawnego współwyznawcę. W swojej gorliwości dla Chrystusa apostoł powiada rzecz zaskakującą. Wbrew całej swojej teologii o tym, kim jesteśmy i co się z nami stało, kiedy narodziliśmy się z Boga, apostoł stwierdza, że chce znaleźć się w Chrystusie, aby osiągnąć Jego sprawiedliwość. Paweł pragnie poznać Pana i doznać mocy Jego zmartwychwstania, pragnie uczestniczyć w cierpieniach Chrystusa, aby stać się podobnym do Niego w Jego śmierci, aby w taki sposób dostąpić zmartwychwstania. Zastanówmy się, czy apostoł nie pomylił się? Czy on tego wszystkiego już nie doświadczył (oczywiście z pominięciem zmartwychwstania)? Nie, on się nie pomylił! Paweł potwierdza swój tok rozumowania, aby nie było żadnych wątpliwości. On stwierdza, że nie osiągnął jeszcze w pełni tych rzeczy, on ich nie pochwycił. Mało tego. On zapomina o tych wielkich dziełach, które Pan czynił przez niego i dalej zmierza do nagrody w niebie. On chce w pełni poznać i doznać swojego Pana, Jezusa Chrystusa. Jego pragnienie poznania Mesjasza wydaje się rosnąć wprost proporcjonalnie do stopnia doświadczenia w swoim życiu mocy Bożej. Ten człowiek był prawdziwie ubogim w duchu. On nawrócił się do Pana oglądając Jego Chwałę twarzą w twarz, więcej niż inni mówił językami, był autorem dużej części Nowego Testamentu i znał cały Stary Testament, prorokował, czynił znaki i cuda wielkie, a nawet był w trzecim niebie i widział rzeczy, których nawet nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić. A jednak on dalej gorliwie szukał Chrystusa, aby Go poznać. Od wszelkich rzeczy wstrzymywał się i wszystko uznawał za nic, aby tak czy inaczej zbliżyć się do Pana. Mało tego! On dwukrotnie w Filip.3,15.17 wzywa wszystkich chrześcijan, aby go w tym naśladowali. Ta niebywała gorliwość apostoła powinna wszystkich wierzących pobudzać do bezkompromisowego szukania Chwały Bożej, czyli naszego Pana Jezusa Chrystusa. Tacy ludzie jak Paweł są jak trąba Boża dla uśpionego chrześcijaństwa. Oni uciekają od życia religijnego opartego na dogmatach, od książkowego Chrystusa, a biegną w kierunku Boga żywego doznając ze względu na Jego Syna prześladowań. Ruchy przebudzeniowe przeważnie zawsze znosiły ucisk ze strony Kościołów, które stały się oporne na głos Ducha Świętego. W życiu pragnących Pana chrześcijan wypełniają się dwa błogosławieństwa, które mają tę samą obietnicę Bożą. Do wierzących ubogich w duchu i znoszących przez to wszelkie zło ze względu na Chrystusa należy Królestwo Boże. Ono nie będzie do nich należało, ale ono jest już ich. Wszelkie duchowe błogosławieństwo nieba jest ich, ponieważ z nimi jest sam żywy Chrystus, w którym są wszystkie skarby nieba. Ta obietnica nie tylko dotyczy przyszłości i ostatecznego zbawienia, ale także teraźniejszości. Takie Zbory są prawdziwie bogate. Ich bogactwem jest objawiony pośród nich Bóg żywy – Jezus Chrystus. Amen.
Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni. Błogosławieni płaczący nad tymi, którzy postępują jak wrogowie krzyża Chrystusowego, których końcem jest zatracenie, bogiem brzuch, a chwałą to, co jest hańbą, myślą bowiem o rzeczach ziemskich. Błogosławieni, których ojczyzna jest w niebie, skąd też Zbawiciela oczekują, Pana Jezusa Chrystusa. Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią. Błogosławieni, którzy litują się nad ludźmi mającymi wątpliwości w drodze za Panem i wyrywają ich z ognia. Błogosławieni cisi, albowiem oni posiądą ziemię. Błogosławieni, którzy naśladują swojego Pana, o którym Pismo składa takie oto świadectwo: Znęcano się nad nim, lecz on znosił to w pokorze i nie otworzył swoich ust, jak jagnię na rzeź prowadzone i jak owca przed tymi, którzy ją strzygą, zamilkł i nie otworzył swoich ust. Błogosławieni, którzy w ciszy i z radością pozwalają Bogu każdego dnia prowadzić siebie, swoje „ja”, na krzyż, pomimo, że to często boli. Błogosławieni, którzy nie szemrają przeciw Panu, gdy doświadcza ich ogniem oczyszczenia, ale rozumieją drogi Boże i z radością poddają się Jego prowadzeniu. Tacy ludzie wydają obfity owoc w Chrystusie i oni posiądą ziemię. Amen.
Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni. Błogosławieni, którzy najpierw szukają Królestwa Bożego i jego sprawiedliwości, a wszystko inne będzie im dodane. Błogosławieni, dla których pokarmem jest żywy Chrystus, a ich napojem jest Jego Duch Święty. Błogosławieni łaknący i pragnący całym sobą nastania pełni Królestwa Bożego. Błogosławieni ludzie, którzy całym swoim sercem są zaangażowani w sprawy niebiańskie, a są już martwi dla świata ziemskiego i jego rzeczy. Błogosławieni, których wiara nie poddaje się duchowi świata, ale zwycięża świat. Błogosławieni, którzy przestrzegają przykazań Pańskich, a one nie są dla nich uciążliwe. Błogosławieni, którzy poprzestają na tym, co posiadają. Błogosławieni, którym wystarczy odzienie, pokarm i dach nad głową, oraz to, co otrzymali od Pana. Błogosławieni, którzy nie drwią i nie podśmiewują się z innych, ale chodzą w bojaźni Bożej, a ich język jest ukrzyżowany. Błogosławieni, którzy sprzedają swoje majętności aby okazywać wzajemną miłość i pomoc braterską. Błogosławieni, którzy biorą na siebie słabości i ułomności słabych w wierze nie afiszując się tym, ile mogą zjeść dziennie mięsa, ile wypić wina lub kawy. Błogosławieni, w których miłość Boża doszła do doskonałości i mogą mieć niezachwianą ufność do Boga w dniu sądu. Błogosławieni, których osobowość oddaje charakter i cechy Chrystusa. Błogosławieni, którzy na tym świecie są tacy, jak nasz Pan. Błogosławieni, których służba oddaje moc i autorytet Chrystusa. Błogosławieni, których stosunek do władz religijnych i świeckich oddaje to, kim jest Baranek.
Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą. Błogosławieni, którzy otrzymali nowe mięsiste i czyste serca, oczyszczone krwią Chrystusa. Błogosławieni, którzy po nawróceniu uporządkowali wszystkie swoje sprawy wynikające z grzesznej przeszłości i zaczęli swój bieg z czystą kartą nowego życia. Błogosławieni, którzy oddzielili się od brudów świata wynosząc ze swoich domów wszystkie nieczyste rzeczy i zaprzestali karmić swoje wnętrza treściami poświęconymi demonom. Błogosławieni, którzy zniszczyli w swoich domach wszystkie współczesne pogańskie ołtarze, otwierające ich na wpływ demoniczny. Błogosławieni, którzymyślą tylko o tym, co prawdziwe, co poczciwe, co sprawiedliwe, co czyste, co miłe, co chwalebne, co jest cnotą i godne pochwały. Błogosławieni, którzy unikają miejsc nieczystych. Błogosławieni są ludzie, gdy Duch Boży strzeże ich myśli i serc nawet w miejscach skażonych grzechem. Błogosławieni, którzy nie przyjmują na darmo objawiającej się w nich łaski Bożej i czujniej niż wszystkiego innego strzegą swego serca, bo z niego tryska źródło życia. Błogosławieni, którzy w swoich myślach i dążeniach jaskrawo odróżniają się od ludzi niewierzących. Błogosławieni jesteśmy, gdy z naszych serc nie wychodzą złe myśli, wszeteczeństwa, kradzieże, morderstwa, cudzołóstwo, chciwość, złość, podstęp, lubieżność, zawiść, bluźnierstwo, pycha, głupota oraz wszystko to, co kala człowieka.
Błogosławieni pokój czyniący, albowiem oni synami Bożymi będą nazwani. Szczęśliwi są ci, którzy poprzez swoje postępowanie wnoszą Boży pokój do życia innych ludzi, nieopisany pokój Boży, który przynosi do naszego życia sam Chrystus.
Kończąc to słowo chciałbym abyśmy zauważyli, że Boże błogosławieństwa przytoczone przez naszego Pana, są w dużej mierze związane z głębokimi oraz intensywnymi uczuciami i pragnieniami, które są zgoła odmienne od uczuciowości zwykłych ludzi. Te uczucia nie mają końca w czasie naszego pielgrzymowania na ziemi, ale Pan na bieżąco je koi lub zaspokaja. Te doznania świadczą nam i wskazują, że jesteśmy nie z tego świata, ale mamy pochodzenie niebiańskie, a teraz znajdujemy się w drodze do miejsca, gdzie obecnie znajdują się nasze serca. Wnętrze ludu Bożego, który trwa w pierwszej miłości do Chrystusa, jest cały czas w wielkim uciśnieniu w tej wrogiej Bogu rzeczywistości, ponieważ Kościół bez przerwy tęskni za pełnią Bożą, za przyobleczeniem w nowe doskonałe ciała. Ziemska rzeczywistość jest dla nas nieprzyjazna, a nasze cierpienia dla imienia Chrystusa są dla nas radością, gdyż one potwierdzają nam, że nie jesteśmy stąd, ale oczekujemy nastania nowej ziemi i nowego nieba. Bezpośrednio z tego uciśnienia rodzi się w nas wielkie pragnienie i tęsknota za pełnią wiecznego Królestwa Bożego. Błogosławiony Kościół, który odczuwa wewnętrzny i zewnętrzny ucisk na tym świecie i ma wielkie nieugaszone pragnienie poznawania i doświadczania żywego Chrystusa. Błogosławieni są ci, którzy żyją dla Boga! Błogosławieni, którzy na tej ziemi są tacy, jakim był i jest nasz Pan Jezus Chrystus. Niech imię Pańskie będzie błogosławione. Przyjdź Panie Jezu. Amen.
Nikt nie odrywa kawałka z nowej szaty, aby połatać szatę starą, bo inaczej rozedrze nowe, a łata z nowego nie będzie się nadawała do starego. I nikt nie wlewa młodego wina do starych bukłaków, bo inaczej młode wino rozsadzi bukłaki i samo się wyleje, i jeszcze bukłaki zniszczeją. Lecz młode wino należy lać do nowych bukłaków. I nikt napiwszy się starego, nie chce od razu młodego; mówi bowiem: Stare jest lepsze (Łuk. 5:36-39).