KOMPROMIS
I. WARUNKI KONIECZNE DO ROZRÓŻNIANIA MIĘDZY DOBREM A ZŁEM.
Świętymi bądźcie, bo Ja jestem święty.
Coraz częściej, nawet zza kazalnicy, pojawia się w naszym świecie Królestwa Bożego pojęcie tzw. szarej strefy w życiu chrześcijańskim. Wydaje się, że coraz trudniej jest zdefiniować grzech. Zło tak bardzo się rozmnaża, a rzeczywistość wokół nas tak bardzo się komplikuje, że często już nie wiadomo, co jest dobre i miłe przed naszym Bogiem i Ojcem. Wszystkie granice rozmydlają się i mamy wrażenie, że ci, którzy twierdzą, iż prawda jest względna, mają rację. Był czas, że czułem się jak niewidomy człowiek, który po omacku porusza się w świecie dobra i zła, jak człowiek, który chodzi w gęstej mgle tego życia, nie mając często pewności tego, co jest grzechem, a co nim nie jest. Co jest czyste, a co nie. Jaka muzyka jest dobra, a jaka zła? Czy w ogóle muzyka może być zła? Jaki ubiór kobiety jest przyzwoity, a jaki niewłaściwy? Pytania można byłoby mnożyć dalej. Im więcej byłoby dyskutantów w tych spornych zagadnieniach, tym bardziej wydawałaby się komplikować nasza rzeczywistość. Czy można zatem przerwać te niekończące się dyskusje? Myślę, że tak. Jednak każdy z nas powinien szukać odpowiedzi indywidualnie od naszego Pana. On może różnie nam to pokazać. Może też posłużyć się tym, czym chcę się z Wami podzielić. Dlatego to rozważanie będzie połączone nierozłącznie z moim świadectwem chodzenia z Panem Jezusem. Jestem Jemu niezmiernie wdzięczny, że pewnego dnia postawił mnie na twardym gruncie Słowa Bożego, otwierając moje duchowe oczy serca, które podświadomie i desperacko wołało o pomoc.
Rozpoczynając pisanie tej rozprawy zauważyłem, że nasze rozróżnianie między dobrem a złem można porównać do posługiwania się naszymi wszystkimi zmysłami. Jest ich pięć: smak, wzrok, słuch, dotyk i węch. Ten obraz znajdujemy także w Piśmie Świętym.
W pierwszym liście Piotra czytamy: (I.Piotr.2:2-3) Jako nowonarodzone niemowlęta, zapragnijcie niesfałszowanego duchowego mleka, abyście przez nie wzrastali ku zbawieniu, gdy żeście zakosztowali, iż dobrotliwy jest Pan. Apostoł odwołuje się w tym słowie do zmysłu smaku: Skosztujcie!!! Kto zakosztował dobrotliwości naszego Mistrza, tego podniebienie pozna duchową truciznę. Jest tu zawarta głęboka prawda, że jeśli ktoś nie zasmakował osobiście naszego Pana Jezusa Chrystusa, nie spotkał Go na swojej drodze (nie narodził się na nowo) lub nie trwa w Jego słodkiej obecności, ten nie rozróżni między dobrem a złem. Pan powiedział, że jest naszym chlebem, a Duch Święty naszą wodą życia. Jeśli ktoś nie będzie jadł stale dobrego chleba i pił czystej świeżej wody, tego kubki smakowe nie wyczują chleba złej jakości z dużą ilością konserwantów, ulepszaczy, złej mąki, a nawet zmielonego sznurka, trocin, korka, itp..., jak to kiedyś gdzieś słyszałem, nie poznają nieświeżej i zatrutej wody. Ucierpi na tym nasze zdrowie, w tym przypadku duchowe, a końcem złego odżywiania jest szybsza śmierć, w tym przypadku duchowa. Ta sama zasada dotyczy też odżywiania się Słowem Bożym: Biorąc pod uwagę czas, powinniście być nauczycielami, tymczasem znowu potrzebujecie kogoś, kto by was nauczał pierwszych zasad nauki Bożej; staliście się takimi, iż wam potrzeba mleka, a nie pokarmu stałego. Każdy bowiem, który się karmi mlekiem, nie pojmuje jeszcze nauki o sprawiedliwości, bo jest niemowlęciem; pokarm zaś stały jest dla dorosłych, którzy przez długie używanie mają władze poznawcze wyćwiczone do rozróżniania dobrego i złego (Hebr.5:12-14). Spójrzmy w kontekście naszego duchowego życia oraz powyższego tekstu na proces trawienia, a wierzę, że Duch Święty da nam jasne zrozumienie. Na proces trawienia składa się m.in. smakowanie, czy pokarm nie jest zepsuty, potem rozdrabnianie zębami i przeżuwanie, podczas których delektujemy się często smakiem danej potrawy, wreszcie połykanie i dalsze trawienie w żołądku. Stamtąd wszystkie składniki odżywcze trafiają do ciała budując je. Nie można poprzestać na jednorazowym zjedzeniu posiłku.
W jednym z psalmów Dawid pisze tak: (Ps.101:2-3) Nauczę się drogi doskonałej, abyś mógł przyjść do mnie. W domu swoim będę chodził w niewinności serca. Nie stawiam przed oczy swoje niegodziwej rzeczy; nienawidzę zachowania się odstępców, nie przylgnie ono do mnie. Ten mąż Boży wiedział, że stawianie przed swoim wzrokiem rzeczy nieczystych może zepsuć jego serce, a przecież to z niego tryska źródło życia. Uzależnia on przyjście Pana od stanu swojego serca. Dawid wie, że wzrok stanowi drogę do serca człowieka. My natomiast dzisiaj uparcie twierdzimy, że możemy cały czas patrzeć na rzeczy nieczyste, bo mamy nad nimi kontrolę, możemy wybierać patrząc! Tylko jak wybrać patrzenie na dobre rzeczy nie widząc jednocześnie złych? Jak oglądać np. film tak, aby patrzeć tylko na ciekawą fabułę i grę aktorską nie widząc jednocześnie nieoczekiwanych scen, w których jest przemoc, cudzołóstwo, przekleństwo, bluźnierstwo, nadużywanie imienia Pańskiego, itp... Czy zatem dziwnym jest, że chrześcijanie nie zwracają uwagi na nieczystą mowę, sprośne dowcipy, przekleństwa, itp., a często sami się tym kalają, a przykazanie "nie będziesz brał imienia Pana Boga swego nadaremnie" nie funkcjonuje w ich życiu? I sprawdza się słowo naszego Pana z listu do Laodycei: (Obj. 3:17-18) [...] nie wiesz, żeś pożałowania godzien nędzarz i biedak, ślepy [...]. Radzę ci, abyś nabył u mnie [...] maści, by nią namaścić oczy twoje, abyś przejrzał. Abyśmy przejrzeli duchowo i ujrzeli nawet swoimi fizycznymi oczami, że patrzymy na rzeczy nieczyste i abyśmy tym się przejęli, i nie stawiali przed siebie obrzydliwości tego świata, gdyż, jeśli tego nie zrobimy, nasz Pan do nas nie przyjdzie, gdyż przylgnie do nas zachowanie odstępców.Będziemy mówić, myśleć i postępować jak nasi ulubieńcy z seriali TV, nawet nie będziemy tego świadomi, że ktoś nas "zaczarował"! Obawiam się wręcz, że już tak jest. Na palcach jednej ręki mogę policzyć moich znajomych wierzących, którzy są głęboko świadomi, że środki masowego przekazu można porównać szczególnie dzisiaj do kranu z zabójczą duchową trucizną. Zamknięcie tego kranu nie załatwi sprawy, gdyż jako grzeszni ludzie jesteśmy słabi duchowo. Jedynym rozwiązaniem byłoby usunięcie tych kranów z nieczystościami w ogóle z naszych domów. Ale my tak bardzo przylgnęliśmy do tych brudów, iż powyższą wypowiedź lub jej podobne często uważamy za nie duchowe lub fanatyczne. Boimy się także drwin innych tzw. normalnych ludzi i nie chcemy cierpieć dla Pana. Zachęcam do przestudiowania Ps.101,2-3 w innych przekładach Biblii. Dają dużo do myślenia. Przeczytajmy i rozważmy krótko poniższe słowa Pana Jezusa i niech Duch Święty sprawi, abyśmy się tym przejęli.
Świecą ciała jest oko twoje. Jeśli oko twoje jest zdrowe, i cale ciało twoje jest jasne. A jeśli jest chore, i ciało twoje jest ciemne. Bacz więc, by światło, które jest w tobie, nie było ciemnością. Jeśli więc całe ciało twoje jest jasne i nie ma w nim cząstki ciemnej, będzie całe jasne, jak gdyby świeca oświeciła cię swym blaskiem.
Kolejnym zmysłem jest słuch. Związany jest on z naszymi pragnieniami, z których wynika bezpośrednio nasze posłuszeństwo lub jego brak. Kto pragnie jedynie Pana i Go miłuje, ten będzie Mu posłuszny. Chrystus powiedział, że kto chce pełnić wolę Bożą, ten pozna, czy nauka Mesjasza jest od Boga. Jahwe nie da się z siebie naśmiewać i otwiera duchowe uszy tylko tym, którzy szczerze pragną Go poznać i ci ludzie przeważnie są posłuszni Słowu Bożemu, tzn. są wykonawcami jego, a nie tylko słuchaczami. Jeśli ktoś mówi, że słyszy, ale nie postępuje zgodnie z usłyszanym słowem Pana, ten zatwardza swoje serce, a jego uszy duchowe stają się przebite tak, że na zawsze zostaje on niewolnikiem zła [II.Mojż.21,5-6]. To, że ludzie słuchając Słowa Bożego nie słyszą go, jest już sądem Bożym nad nimi, gdyż odwrócili się od Prawdy i Bóg nie da im rozeznania między dobrem a złem, bo po co miałby to uczynić. Oni obrali już swoją drogę i nie chcą z niej zawrócić. Tak o tym pisze Izajasz: (Izaj.6:9-10) A On rzekł: Idź i mów do tego ludu: Słuchajcie bacznie, lecz nie rozumiejcie, i patrzcie uważanie, lecz nie poznawajcie! Znieczul serce tego ludu i dotknij jego uszy głuchotą, a jego oczy ślepotą, aby nie widział swoimi oczyma i nie słyszał swoimi uszyma i nie rozumiał swoim sercem, żeby się nie nawrócił i nie ozdrawiał! Nie na próżno Pismo mówi wielokrotnie: Kto ma uszy, niechaj słucha, co Duch mówi do zborów ". Bóg nie da nam duchowych uszu, jeśli nie chcemy być Mu posłuszni i nie jesteśmy szczerzy wobec Niego. Jak zatem usłyszymy głos Ducha Świętego, który przekonuje o grzechu i o sądzie dając przez to rozeznanie między dobrem a złem?
Ze słuchaniem związana jest jeszcze jedna sprawa, która mnie porusza. Jak usłyszymy głos Ducha Świętego, jeśli nasze uszy będą niczym właz do śmietnika, przez który wpadają wszystkie śmieci i fekalia tego świata? Czyż nie dostają się one do naszego serca, które powoli staje się wysypiskiem śmieci? Czyż wiara nie jest ze słuchania, a słuchanie przez Słowo Chrystusowe? Zatem niewiara też jest ze słuchania, ale słuchania słowa ducha tego świata, ducha antychrysta! Wielu chrześcijan cierpi, gdy w pracy muszą słuchać całymi godzinami ryczących brudami tego świata odbiorników radiowych, ale sam byłem świadkiem tego, że w pewnej firmie tzw. chrześcijańskiej całymi godzinami ryczało radio wypluwając z siebie świeckie brudy, a wierzący pracownicy w ogóle na to nie reagowali, i zastanawiałem się, czy oni jeszcze żyją duchowo, czy są już martwi? Jak to możliwe? Brakuje tylko papierosów i alkoholu, a będziemy już w pełni jak ten świat! Czyż nie do nas należy nakłonienie naszych uszu do słuchania Pana, a zamknięcie słuchu na głos szatana i jego królestwa? Kto ma uszy, niech słucha, co Duch mówi do zborów.
Kolejnym zmysłem, który jest przez nas szczególnie lekceważony w procesie uświęcania, jest dotyk. W liście Judy czytamy: (Judy1,23) Wyrywając ich z ognia, ratujcie ich; dla drugich miejcie litość połączoną z obawą, mając odrazęnawet do szaty skalanej przezciało. Wielu z nas powiedziałoby, że to fanatyzm, przesada lub przenośnia, tak jak ja niegdyś myślałem. Mieć wstręt do jakiegoś przedmiotu i go nie dotykać,tak jak mieli to w zwyczaju Izraelici? Przecież my dzisiaj pozbawieni jesteśmy naleciałości judaistycznych i chyba nas to nie dotyczy? Juda mógł tak powiedzieć, bo w jego sercu było dziedzictwo religii Hebrajczyków, ale my jesteśmy od tego wolni. Myślę jednak, że nas to także dotyczy. Wzrastając w uświęceniu zrozumiałem, że apostoł Pański w tej wypowiedzi okazuje posłuszeństwo wobec poniższego słowa, które jest napisane właśnie do nas, tj. do Kościoła: Nie chodźcie w obcym jarzmie z niewiernymi; bo co ma wspólnego sprawiedliwość z nieprawością albo jakaż społeczność między światłością a ciemnością? Albo jaka zgoda między Chrystusem a Belialem, albo co za dział ma wierzący z niewierzącym? Jakiż układ między świątynią Bożą a bałwanami? Myśmy bowiem świątynią Boga żywego, jak powiedział Bóg: Zamieszkam w nich i będę się przechadzał pośród nich, i będę Bogiem ich, a oni będą ludem moim. Dlatego wyjdźcie spośród nich i odłączcie się, mówi Pan, i nieczystego się nie dotykajcie;a Ja przyjmę was i będę wam Ojcem, a wy będziecie mi synami i córkami, mówi Pan Wszechmogący (2.Kor.6,14-18). My jesteśmy dzisiaj tak "duchowi", że nie boimy się dotykać rzeczy nieczystych, skalanych grzechem, tzn. takich, które są nośnikami grzechu i służą do jego rozsiewania, bądź po prostu są nim zainfekowane. Podpieramy nasze postępowanie nawet Słowem Bożym mówiąc np., że dla czystych wszystko jest czyste. Jednak dzięki łasce Bożej doświadczyłem w swoim życiu świętej odrazy do rzeczy brudnych duchowo. Myślę, że większość z nas dobrze wie, iż prawie wszystkie kolorowe gazety leżące stosami w naszych domach, są nośnikami nierządu, homoseksualizmu, wróżbiarstwa,... Jest tam wiele ogłoszeń a nawet artykułów o tej tematyce. Naszymi pieniędzmi, które daje nam Pan, wspieramy grzech. Mało tego, bierzemy te brudy do rąk, przeglądamy je, jest tu wiele nagości i innych obrzydliwości tego świata, nasze dzieci widzą to i naśladują nas. Dlatego pytam się: Gdzie jest nasza święta odraza do tego? Powiesz może, że przesadzam. Ale czy wzięlibyśmy z obojętnością do rąk swoje odchody, nie mówiąc już o cudzych? Nie, ponieważ jest to nasza naturalna wrodzona reakcja, by nie dotykać nieczystego. Chroni to nasze zdrowie przed zarazkami, chorobą oraz śmiercią. Gdzie zatem jest nasza naturalna reakcja, aby nie dotykać się duchowych nieczystości? Czyż nie świadczy to o braku w naszym życiu świętości Chrystusa i o tym, że Kościół musi nawrócić się do Pana? Są wierzący, którzy we własnych firmach czy sklepach sprzedają alkohol, papierosy, gazety pornograficzne, lampki nagrobkowe, itp... Jak tak przez chwilę zastanowimy się, to zauważymy, że na rękach tych ludzi jest krew ofiar nowotworów, wypadków samochodowych i zabójstw spowodowanych alkoholem, jak też nieczystość związana z całym procederem tzw. „świąt duchów”, które są tak naprawdę nieświadomym oddawaniem czci demonom oraz uspakajaniem sumień grzeszników, że istnieje po śmierci oczyszczenie z grzechów. Przykłady można mnożyć. Jednak optymistycznym jest fakt, iż wielu chrześcijan ze względu na Pana szuka innej pracy, godnej dziecka Bożego, lub też boleje w sercu swoim, gdy musi takich nieczystości dotykać się w swoim obecnym miejscu pracy.
Wracając na koniec do cytowanego wcześniej listu do Koryntian, warto sobie uświadomić, że jeśli będziemy beztrosko dotykać się nieczystego, a co gorsze nieczystości te gromadzić w swoich domach, to Bóg może nas nie przyjąć do siebie. I znowu rodzi się pytanie. Jak rozróżnimy między dobrem i złem, jeśli do naszych rąk przylgnie duchowy bród? Czyż nie przywykniemy do niego z biegiem czasu?
Ostatni zmysł to węch. Jest on specyficzny, gdyż związany jest z zapachem. Uprzedzając trochę fakty chcę zaznaczyć, że bez poprawnie rozwiniętych poprzednio wymienionych zmysłów duchowych nie możemy mieć duchowego węchu. Chciałbym jednak zacząć omawiać ten temat od pozytywnej strony. Przeczytajmy fragment listu do Koryntian.
Lecz Bogu niech będą dzięki, który nam zawsze daje zwycięstwo w Chrystusie i sprawia, że przez nas rozchodzi się wonność poznania Bożego po całej ziemi; zaiste, myśmy wonnością Chrystusową dla Boga wśród tych, którzy są zbawieni i tych, którzy są potępieni; dla jednych jest to woń śmierci ku śmierci, dla drugich woń życia ku Życiu. A do tego któż jest zdatny? [...] Wy jesteście listem naszym, napisanym w sercach naszych, znanym i czytanym przez wszystkich ludzi; wiadomo przecież, że jesteście listem Chrystusowym sporządzonym przez nasze usługiwanie, napisanym nie atramentem, ale Duchem Boga żywego, nie na tablicach kamiennych, lecz na tablicach serc ludzkich (2Kor.2:14-16;3:2-3).
Zauważmy, że gdy jesteśmy w Chrystusie, to jesteśmy wonnością dla Boga i ludzi. Ale Słowo mówi, że nie tylko my jesteśmy w Nim, ale także On jest w nas. I tak naprawdę to Chrystus jest tą wonnością duchową, która przez nas rozchodzi się wśród ludzi. Jesteśmy jak świeży list napisany do ludzi, w którym czuć jeszcze zapach atramentu lub tuszu. Tym, który to czyni bez naszego udziału jest Duch Święty. On może ukazać w nas Chrystusa innym ludziom, gdy nie jesteśmy tego nawet świadomi. Pokój i miłość Boża mogą emanować z naszych serc prosto do serc innych ludzi, podczas gdy my sami możemy w danej chwili zmagać się z różnymi problemami. Czyni to Duch Święty składając świadectwo Chrystusowe dla ducha innej osoby, która nie widzi żadnego cudu, nie słyszy żadnych słów, nie dotyka żadnej rzeczy, ale czuje słodką niewytłumaczalną duchową obecność kogoś szczególnego - Chrystusa. Węch duchowy jest zatem całkowicie dziełem łaski Bożej i można nazwać go świadectwem Ducha Świętego, niezależnym od okoliczności lub wysiłków człowieka.
Zajmijmy się teraz drugą stroną tego zagadnienia. Przeczytajmy poniższy fragment drugiego listu do Koryntian: Obawiam się jednak, ażeby, jak wąż chytrością swoją zwiódł Ewę, tak i myśli wasze nie zostały skażone i nie odwróciły się od szczerego oddania się Chrystusowi. Bo gdy przychodzi ktoś i zwiastuje innego Jezusa, którego myśmy nie zwiastowali, lub gdy przyjmujecie innego ducha, którego nie otrzymaliście, lub inną ewangelię, której nie przyjęliście, znosicie to z łatwością. W tym fragmencie Paweł ostrzega nas, że możemy przyjąć w Zborze nie tylko inną ewangelię, ale też innego ducha. Może zdarzyć się, że przyjdzie do Zboru jakiś nowy kaznodzieja. W jego nauce nie dostrzeżemy nic złego, wręcz odwrotnie - słowo głoszone będzie wydawało się bardzo przekonywujące. Nasze oczy nie ujrzą w jego postępowaniu nic złego. Krótko mówiąc, nasze wszystkie zmysły duchowe, omówione wcześniej, nie wykryją nic nieczystego i podstępnego, ale pomimo tego poczujemy, że coś jest nie tak. Nie będziemy wiedzieć, dlaczego i jak, ale będzie w nas odzywał się cichy "dzwoneczek" ostrzegający przed czymś złym. To będzie sam Duch Święty, który będzie świadczył i ostrzegał w naszych sercach, że za tym człowiekiem stoi demon. Inaczej mówiąc, w naszym życiu przejawi się dar rozróżniania duchów, którego nie możemy sami wypracować. Zauważmy, że podobnie jest z zapachem fizycznym, którego nie widzimy, nie słyszymy, nie możemy go dotknąć ani posmakować, ale czujemy, że coś śmierdzi.
Podsumowując to, co napisałem o zmysłach, widzimy, że Duch Święty wyraźnie przez to wskazuje, iż człowiek powinien zaangażować całą swoją osobowość, całe jestestwo do tego, aby być zdolnym do rozróżniania między dobrem a złem. Dzisiejsza teologia wydaje się nauczać, że nie jest możliwe całkowite życie według Bożych standardów. Szara strefa uczynków stanowi szeroką granicę między czarnym a białym, między dobrem a złem. Zwróćmy się zatem do Pisma i rozważmy, czy taka postawa i nauka ma odzwierciedlenie w Biblii.
Żyjemy w czasach, w których Kościół Pana Jezusa kładzie szczególny nacisk na tzw. Nakaz Misyjny swojego Mistrza: (Mat.28:19-20) Idźcie tedy i czyńcie uczniami wszystkie narody, chrzcząc je w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego, ucząc je przestrzegać wszystkiego, co wam przykazałem. A oto Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata. Jesteśmy tak gorliwi w głoszeniu tego nakazu, że często przybiera to formę wręcz oskarżającą. To prawda, że Pan zlecił głoszenie nam Ewangelii wszelkiemu stworzeniu, to nasz obowiązek. Jednak zgadzam się ze zdaniem A.Tozera, że Kościół może zradzać tylko takie Zbory, które będą w najlepszym przypadku jego duchową kopią. Dlatego wydaje się bardzo niepokojące, że my jako Kościół zaniedbujemy inny wielki nakaz Boży, zawarty m.in. w pierwszym liście Piotra.
Lecz za przykładem świętego, który was powołał, sami też bądźcie świętymi we wszelkim postępowaniu waszym, ponieważ napisano: Świętymi bądźcie, bo Ja jestem święty, (I.Piotr.1:15-16)
Chcę byśmy zauważyli, że Pan rozkazał swoim uczniom iść na cały świat i czynić ludzi uczniami, jednak nieco później pouczył ich, aby zgromadziwszy się w jednym miejscu czekali na Ducha Świętego. Bez Niego nie mieli prawa nigdzie ruszać się! I gdy On przyszedł, uczniowie rozpoczęli z wielkim rozmachem ekspansję duchową na cały świat! Towarzyszyła im potężna moc Boża oraz autorytet naszego Mistrza, czego nic i nikt nie mógł powstrzymać! Zastanawia mnie w związku z tym kilka faktów. My, współcześni chrześcijanie, przeżywamy chrzest Duchem Świętym ze znamionami mówienia innymi językami i pocieszamy się lub usprawiedliwiamy tym, ale gdzie w tym wszystkim jest moc i autorytet Boży z Dziejów Apostolskich? Co gorsze prawdą jest, że w niektórych Kościołach już nawet nie zachęca się zborowników do zabiegania o dar Ducha Świętego i Jego dary. Osobiście jestem już znużony usprawiedliwianiem się nas jako wierzących, co do stanu duchowego Kościoła. Słyszałem m.in. zdanie, że w Dziejach Apostolskich zebrane są wydarzenia z długiego okresu czasu, co daje wrażenie, że cuda były czymś częstym, jednak wnikliwyczytelnik bez problemu zauważy, że nie jest to prawdą. Osobiście uważam, że Duch Święty celowo tak napisał Nowy Testament, abyśmy nie mieli wątpliwości, jak ma wyglądać życie Kościoła i abyśmy nie mieli wymówki dla swojego upadku duchowego. Pismo Święte samo potrafi obronić swoją naukę, ale dla potwierdzenia tego, co napisałem wystarczy przeczytać jedną z książek o tzw. przebudzeniach duchowych, np. "Bóg wśród Zulusów", gdzie w ciągu tygodnia, a nawet jednego dnia dokonywało się wiele Bożych cudów. Jestem tego zdania, że Bóg zradzając Kościół przeznaczył dla niego życie bez przerwy w płomieniach Ducha Świętego aż do powtórnego przyjścia Pana Jezusa, podobnie jak Adam był przeznaczony do ciągłego życia w świętej obecności Boga. Jego miłość jest doskonała, tylko że człowiek jest bardziej skory do grzechu, niż do życia w świętości. Wobec tego uważam, że realizacja nakazu uświęcenia jest priorytetowa dla dzisiejszego Kościoła. Bóg nie dał nam zachęty, aby być świętymi, ale nakaz! Zauważyłem też, że dzisiaj my jako Kościół jesteśmy aktywni w uczynkach i może to zabrzmi ostro, ale uważam, że ta nasza aktywność zmierza do upodobnienia się do tego świata, tzn. wrogiego dla Boga systemu, który panuje na ziemi.
Warto zaznaczyć też, że ten Wielki Nakaz Świętości jest zapisany także w dwóch miejscach Starego Testamentu. Jednym z nich jest 19 rozdział III ks. Mojżeszowej. Zachęcam do przeczytania jego w całości. Tutaj przytoczę drugi fragment.
Albowiem Ja, Pan, jestem Bogiem waszym! Uświęcajcie się i bądźcie świętymi, bo Ja jestem święty! Nie zanieczyszczajcie siebie samych żadnym płazem, który pełza po ziemi, bom Ja Pan, który was wyprowadziłem z ziemi egipskiej, aby być Bogiem waszym. Bądźcie więc świętymi, bom Ja jest święty.
Zauważmy, że płaz, który pełza po ziemi jest tutaj obrazem człowieka ziemskiego, zmysłowego, który żyje według pożądliwości swojego cielesnego usposobienia, blisko ziemi, a daleko od nieba. Jest on poddany duchowi i władcy tego świata, szatanowi, którego symbolem jest pełzający po ziemi wąż lub żmija. Tą myśl znajdujemy także w rozmowie Jahwe z Mojżeszem, gdy mówi do niego: Wtedy (Bóg) rzekł: Nie zbliżaj się tu! Zdejm z nóg sandały swoje, bo miejsce, na którym stoisz, jest ziemią świętą. Zauważmy, że Mojżesz wchodząc w społeczność z Panem musiał zdjąć obuwie, które dotykało prochu ziemi, czyli rzeczynieczystych, skażonych grzechem. Chrześcijanie jako lud święty mają być oddzieleni od nieczystości i spraw szatańskich, gdyż żyją w społeczności ze Świętym Bogiem. Ma to przejawiać się we wszelkimnaszym postępowaniu, jak też w naszym charakterze. Mało tego. Paweł wyznaje: Z Chrystusem jestem ukrzyżowany,żyję więc już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus.Tzn., że na tym świecie mamy być nie tylko jak Chrystus, ale tak naprawdę to On sam ma w nas żyć w dosłownym tego słowa znaczeniu! Także we wspomnianym fragmencie I Piotra 1,15 jest bezpośrednie odniesienie do świętości naszego Pana. Zatem nasze "ja" ma być ukrzyżowane, a w nas ma już żyć sam Chrystus i Jego świętość. Czy czytając Biblię znajdujemy gdzieś w Chrystusie jakieś strefy szarości, co do grzechu i świętości? Czy w naszym Panu było "tak", "nie" lub "nie wiadomo co"? Nie! W naszym Panu było tylko "tak". W Nim wypełniły się wszystkie obietnice Boże i w Nim przejawiała się doskonała świętość! A On nakazuje: Świętymi bądźcie, jak Ja jestem święty!. Nie widzę tu miejsca na jakiekolwiek szare strefy. Grzech jest grzech. Nie ma tutaj miejsca dla żadnej rzeczy, która nie byłaby zidentyfikowana pod względem dobra czy zła. Mógłbym powoływać się na inne fragmenty Słowa Bożego, ale uważam, że święta osoba naszego Pana całkowicie wystarczy.
II. PRZYCZYNY ISTNIENIA SZAREJ STREFY W ŻYCIU WIERZĄCYCH.
Powstaje pytanie: Jeśli tak się rzeczy mają, to dlaczego wielu z nas, nawet przewodników Kościoła, dopuszcza w swoim życiu tzw. szarą strefę co do grzechu? Dostrzegam dwie przyczyny, które są ze sobą bezpośrednio związane. Zacznę od tej, która nie jest punktem centralnym tej rozprawy, gdyż ta druga stanowi centrum tego tekstu, stanowi ona kryterium rozstrzygające o tym, czy coś jest złe czy dobre.
Pierwszą przyczyną, którą chcę wymienić, jest interpretowanie Słowa Bożego według obserwacji życia codziennego, według swoich osobistych doświadczeń i przeżyć. Jest taki tekst w Słowie Bożym: (Ps.50,20-21) Siedzisz i mówisz przeciw bratu swemu, znieważasz syna matki swojej. Czyniłeś to, a ja milczałem, mniemałeś,żem tobie podobny; karcę cię i stawiam to przed oczy twoje... Możemy mieć niewłaściwe mniemanie o Bogu, szczególnie, gdy On milczy odnośnie występków bądź innych spraw, które nas dotyczą bezpośrednio. Możemy tak też opatrznie interpretować Biblię. Przytoczę dwa przykłady ilustrujące, jak nasza najbliższa rzeczywistość może prowadzić do kłamstwa.
W minionym stuleciu, a też w obecnym wielu teologów obserwując rzeczywistość w Kościele, zamiast pokutować i modlić się o łaskę od Boga, doszło do odkrycia, że cuda miały miejsce tylko w czasach apostolskich, a obecnie wygasły, gdyż nie są już potrzebne. Szczerze mówiąc, nie tylko Biblia, ale także praktyka wykazuje, że jest to kłamstwo. (Hebr.13,8) Jezus Chrystus wczoraj i dziś, ten sam i na wieki, który uzdrawia i czyni wielkie cuda w wielu przebudzeniach na różnych kontynentach i w różnych wiekach, ale też w skali mikro w naszym życiu. Drodzy przyjaciele, w moich rozważaniach zdałem sobie sprawę z tego, że chrześcijanie niejako "skazani" są na cuda Boże. Nie mamy innej drogi. Albo pójdziemy drogą uniżenia, postu, pokuty, krzyża i uświęcenia wierząc, że Pan w sposób nadnaturalny zacznie przejawiać się w życiu Kościoła jak za czasów apostolskich, albo pójdziemy drogą tego świata, starając się cieleśnie ewangelizować ludzkość. Końcem tego jest martwa organizacja, czyli śmierć duchowa. Zauważyłem, że dzisiaj duchowo stoimy niżej w niektórych aspektach życia duchowego, niż lud Starego Prawa. Izrael rozstrzygając różne kwestie lub podejmując decyzje pytał się o to Pana, a On odpowiadał przez święte losy, sny, wizje bądź proroków. Naród ten miał wiarę w świętą opatrzność Boga, potrafił czekać na Pana decyzje i Jemu zaufać, dając Mu możliwość głosu. My natomiast podejmujemy dzisiaj w Kościołach decyzje poprzez głosowanie na wzór Sejmu i Senatu. Nie ma tu miejsca na zaufanie bezpośrednio głosowi Pana. Biblia mówi, iż większość ludzi idzie na zatracenie, zbawionych będzie niewielu, dlatego nie ma żadnych gwarancji, że większość braci głosujących za daną sprawą wyraża Bożą wolę. Wręcz przeciwnie, taka sytuacja stwarza groźbę korupcji, manipulacji i innych złych zjawisk, które obserwujemy w pracy władz państwowych, co może w końcu doprowadzić do tego, że większością głosów całkowicie odejdziemy od Pana i Jego Świętego Słowa. Chyba wszyscy dobrze znamy wydarzenie opisane w Biblii, gdzie Boża wola wyrażona była w stosunku jeden do czterystu. Jeden Micheasz przeciw czterystu prorokom (I.Król.22,6-34). Tych czterystu było przekonanych, że przez nich przemawia Pan; czytamy o tym w 24 wersecie. Jednak ten jeden tylko miał rację - Micheasz. Gdyby Achab go posłuchał, nie zginąłby. Ja jednak wierzę, że Pan nasz zachowa swój Kościół od zła, choćby miał nawet użyć do tego drastycznych środków.
Myślę, że ten pierwszy przykład jest dla nas dobrze znany, ale nieco odległy. Dlatego drugi przytoczę bezpośrednio z naszego podwórka. Osobiście słyszałem głoszone to w jednym ze Zborów, ale mam wrażenie, że takie podejście do tej sprawy jest dzisiaj powszechne. Chodzi mianowicie o pieniądze - rzecz bardzo bliską dla naszych ciał, a w wielu przypadkach dla naszych serc. Otóż nauka ta głosi, że Bóg zaspokaja potrzeby swojego Kościoła głównie przez poszczególnych członków Zboru, zatem to od naszej ofiarności zależy zaopatrzenie Domu Bożego. Ponieważ tylko w takim tonie podchodzi się do tego zagadnienia, nauka ta stanowi tylko jedną stronę prawdy. Dlatego jest obecnie położony tak wielki nacisk na oddawanie dziesięciny. Ze wstydem trzeba przyznać się, że w wielu Kościołach toczone są spory, co do podziału tych środków kościelnych. Prawdą jest, że Panu miła jest ofiarność Jego ludu, jednak takie postawienie sprawy prowadzi do świeckiego powiedzenia, że "pieniądze nie spadają z nieba". I znowu naszego Boga postrzegamy przez pryzmat naszej rzeczywistości i tak kłamliwie o Nim głosimy. Uzależniamy Go od kieszeni zborowników, w których nieraz siedzi przysłowiowy wąż. Sprawa wbrew pozorom wydaje się poważna, dlatego że jak przyjrzymy się temu uważnie to zobaczymy, że Kościół istnieje i pracuje wydawałoby się tylko dzięki mamonie. Bez pieniędzy nie będzie zapłaty dla duchownych, nie będzie też budynków zborowych, wszystko rozsypie się.Sam doświadczyłem tej rzeczywistości i rozumiem tak gorliwie głoszoną naukę o dziesięcinach - sam nie jestem przeciw płaceniu dziesięcin, jeśli ktoś chce, niech oddaje 20 procent dochodu. Jednak zadaję pytanie, w jakim świetle stawiamy naszego Pana nauczając w ten sposób? Czy przypadkiem nie wyznajemy innego boga, a nie Boga Biblii? Gdzie jest święty Jahwe, który karmi przez kruki, który rozmnaża oliwę, chleb, ryby, który przemienia wodę w wino, którego imię brzmi Pan Zaopatrzeniem? To przecież do Niego wszystko należy i niezależnie od czegokolwiek karmi On wszelkie stworzenie, nie tylko ludzi. Wszelkie bogactwo ziemi należy do Niego i przydziela je temu, komu chce. Jest mi szczerze wstyd, gdyż my, Jego Oblubienica, postępujemy w sprawach pieniędzy jak poganie, którzy nie znają Boga; sposób naszego myślenia i nauczania o naszym Panu poniża Go, a nie oddaje Mu chwałę. Jakimż wielkim kontrastem dla takiego podejścia do sprawy jest to, co opisuje wspomniana książka "Bóg wśród Zulusów". Mówi ona o pracy misjonarza Erlo Stegena w Afryce. Wielu ludzi nawracało się tam właśnie dlatego, że Erlo w odróżnieniu od innych kaznodziei w ogóle nic nie mówił o pieniądzach. Jednak całe to wielkie Boże przedsięwzięcie było finansowane w sposób nadnaturalny przez samego Pana. Zachęcam do przeczytania tej lektury, ale ostrzegam, że czytając ją odkryjemy naszą duchową nędzę.
Drodzy przyjaciele. Podobnie jest z szarą strefą w życiu wierzących. Patrząc na skomplikowaną rzeczywistość wokół nas i nie widząc z niej wyjścia, dopasowujemy naszą teologię odnośnie grzechudo naszych przeżyć; nasza bezradność i zagubienie powodują, że tworzymy sobie szeroki pas neutralny, bliżej niezidentyfikowany, pomiędzy tym, co dobre, a tym, co złe, pomiędzy białym a czarnym. A to praktycznie oznacza życie w akceptacji grzechu.
Dlaczego tak się dzieje? Zauważmy, że całą winą za taki stan rzeczy możemy próbować obarczyć Boga. Zapytasz: "Dlaczego"? Dlatego, że nie widzimy dzisiaj Jego cudów i uzdrowień (są one jak kropla w wiadrze wody); nie widzimy dzisiaj Jego cudownego nadnaturalnego zaopatrzenia (jest ono sporadyczne); nie widzimy dzisiaj Jego wielkiej świętości, wzbudzającej w sercach bojaźń Bożą, tzn. nienawiść do grzechu, dlatego funkcjonuje pojęcie szarej strefy. Chwała Boża ukryła się, żeby nie powiedzieć dobitniej, odeszła od Kościoła. Jednak wierzę, że Pan nas nie opuścił. Nasuwa się nieodparte pytanie: Dlaczego nie oglądamy w naszych Zborach Chwały Bożej? Czy Bóg zasnął? Wielu z nas ostro sprzeciwi się tak drastycznym wnioskom, które tu wysuwam. Zadaję jednak pytanie, jak długo będziemy jeszcze sami siebie zwodzić? Myślę, że odpowiedzią na pytanie: Dlaczego nasz Pan ukrył się przed swoim ludem? jestdruga przyczyna istnienia szarej strefy. Stanowi ona jedno z kryteriów osądzania rzeczy mających miejsce w naszym życiu. Myślę, że to jest odpowiedni moment, abyśmy przeszli do kulminacyjnego zagadnienia tej rozprawy.
To, co poniżej opiszę jest moim świadectwem chodzenia z Panem, a miało to miejsce 17.01.1999; była niedziela. Wcześnie rano, ok.6:00 obudziłem się poruszony do głębi przez Ducha Świętego. Ku mojemu zaskoczeniu miałem usłyszeć odpowiedź na nurtujące mnie od dłuższego czasu pytania. Przez pewien czas w osłupieniu i poruszeniu słuchałem słów, które przychodziły do mojego serca. Pierwsza sprawa, którą mi pokazano, dotyczyła rozróżniania między dobrem a złem. W moim wnętrzu przemówiły m.in. dwa wersety z Biblii:
Martwa mucha może zepsuć olejek aptekarza. (BW)
Jako muchy zdechłe zasmradzają i psują olejek aptekarski. (BG)
Nieżywa mucha zepsuje naczynie wonnego olejku. (BT)
Kazn.10,1
Wyruszyli oni bowiem dla imienia Jego, nic nie przyjmując od pogan.
3. Jan.1,7
Na pierwszy rzut oka wydaje się, że wersety te mówią całkiem o czym innym, ale tak nie jest. Mówią one o tej samej duchowej prawdzie. W pierwszym słowie Salomon mówi o olejku. Z kontekstu wynika, że mógł to być olej do zalewania ran (Łuk.10,34), wskazuje na to wymieniona osoba aptekarza lub mógł to być olej wonny na przykład do świątecznego namaszczania głowy. W obu przypadkach jedna mała mucha może zniszczyć własności cennego oleju. Zauważmy, że muchy z natury przebywają w miejscach nieczystych, tam gdzie jest zgnilizna, szambo i śmietnisko. Znajdujące się tam brudy owady roznoszą w różne miejsca. Pan pokazał mi w tym obrazie bardzo głęboką prawdę duchową. Olej symbolizuje Ducha Świętego, który ma zasadniczy udział w uzdrawianiu całej naszej istoty i który roznosi wonność Chrystusa z naszych serc. Mucha jest symbolem nieczystości grzesznego świata, z którym stykamy się każdego dnia. Słowo to ostrzega nas, że możemy zniweczyć to wspaniałe dzieło Ducha poprzez przyjęcie do swojego życia jednej małej, niepozornej rzeczy z brudów tego świata. Możemy sami siebie uczynić nieczystymi w oczach Pana! W wyniku ekspansji drobnego grzechu w naszym życiu możemy na własne życzenie być potępionymi wraz z diabłem i jego sługami. Z naszych serc może wznosić się w górę duchowy smród zepsucia zamiast miłej woni dla Pana. Podsumowując to, każda nawet niepozorna rzecz zapożyczona ze świata, którego władcą jest szatan, sprawia, że stajemy się skażeni w oczach Bożych; nasze całe życie oraz służba dla Pana są skalane grzechem, są zniesławione i splamione występkiem.
Ta sama myśl zawarta jest w drugim wersecie. Jest tu mowa o sługach Chrystusa, którzy wyruszyli w podróż misyjną, aby rozgłaszać dzieła Pana. Zauważmy, że ci bracia niczego nie przyjęli od pogan, co mogłoby pomóc ich służbie. Ich potrzeby zaspakajał całkowicie Pan, między innymi poprzez lokalne Zbory. Zwróćmy baczną uwagę! Niczego nie przyjęli od pogan!!!Żadnych pieniędzy, żadnych innych rzeczy! Zostało mi wyraźnie uświadomione, że ta duchowa prawda dotyczy nie tylko dóbr materialnych. Związana ona jest między innymi ze sposobem myślenia, ubierania się, zachowywania się i ze wszystkim, co dotyczy naszego życia,które jest przecież służbą dla Królestwa Bożego. Wszystko, co zapożyczamy ze zwyczajów świata pogrążonego w duchowym upadku, jest nieczyste, jest grzechem. Nasz Pan chce, by Jego Oblubienica była czysta i nieskalana tak, jak On sam jest święty. To, co tu napisałem zawarte jest wyraźnie we fragmencie listu do Rzymian. Czytajmy!
A nie upodabniajcie się do tego świata, ale się przemieńcie przez odnowienie umysłu swego, abyście umieli rozróżnić, co jest wola Bożą, co jest dobre, miłe i doskonałe. (Rzym. 12:2)
Słowa nie upodabniajcie się można wyrazić też tak, jak napisałem wcześniej: Niczego nie bierzcie od nich, ani pieniędzy, ani sposobu myślenia i mówienia, ani stylu życia, ani niczego innego; to, co jest w tym świecie niech będzie dla was martwe; bądźcie inni niż poganie, bądźcie święci także w służbie misyjnej dla Pana! Zauważmy, że mamy tutaj też potwierdzenie, iż w życiu chrześcijanina nie ma miejsca na opisane wcześniej szare strefy dla grzechu. Jakże te sprawy są ze sobą powiązane. Gdy będziemy upodabniać się do świata, to nasz umysł nie będzie przemieniony; w konsekwencji tego nie rozróżnimy między dobrem a złem. Pozostanie nam jedynie "ratunek" życia w szarej strefie, czyli w grzechu. Jednak zdrowy duchowo chrześcijanin, który nie bierze wzorców z tego świata i ma odnowiony umysł umie rozróżnić, co jest wolą Bożą, co jest dobre, miłe i doskonałe przed naszym Bogiem! Nie ma miejsca na wątpliwości! Czy to nie jest wspaniała nowina?! Słuchaj Izraelu: "Pan święty jest i ty także możesz być święty! On nie żąda od ciebie rzeczy niemożliwych!".
Podsumujmy krótko powyższe myśli. Między innymi jest jedno proste kryterium, które jasno precyzuje, co jest dobre a co złe. Można sformułować je na przykład w taki sposób:
Osądźmy obiektywnie, czy dana rzecz upodabnia nas do grzesznej natury naszego otoczenia, które tonie w grzechu, czy zaczerpnięta została ze wzorców upadłego świata, czy też może jest czysta dla Słowa Bożego i powstała na jego bazie w oparciu o naszą społeczność z Panem.
W tym świecie są rzeczy, które same w sobie nie są złe, pomimo to Pismo mówi, że cały świat tkwi w złym, nawet przyroda poddana została skażeniu grzechu, świat zwierząt oraz roślin. Jednak świat ludzi został w sposób szczególny zdeprawowany i skażony. Króluje tutaj pycha, bunt, nieczystość, chciwość, wszelkie szatańskie zło i wrogość wobec Królestwa Bożego. Świat człowieka najbardziej lansuje właśnie te ostatnie rzeczy, gdyż nasza stara grzeszna natura ma na takie sprawy największe zapotrzebowanie. Chrześcijanie ostatnimi czasy bardzo często sięgają po te brudy, albo wręcz w nich siedzą, aby przyciągnąć do Zborów ludzi. Jednak powyższe kryterium dotyczy całego naszego życia, także ewangelizacji. W oparciu o to kryterium rozważmy kilka przykładów:
l.Ewangelista w czarnych butach, w skórze nabijanej ćwiekami.
2.Piosenka punk rockowa z przesłaniem biblijnym.
3.Muzyk chrześcijański rozebrany do pasa z długimi włosami.
4.Chrześcijanka w mini z długim wcięciem lub z dużym dekoltem.
Przykłady można mnożyć, ale pytanie pozostaje to samo. Do kogo się upodabniamy i skąd bierzemy wzorce dla naszego życia? Na tak postawione pytanie nawet niemowlę duchowe w Panu może twierdząco odpowiedzieć, a tym bardziej ten, kto już długo zna Boga. Dlatego nie ma dla nas wytłumaczenia z naszego złego postępowania. Kto pragnie żyć w całości dla Pana, ten będzie miał rozeznanie między dobrem a złem.
To upodabnianie się do świata nazywa się inaczej odstępstwem od Słowa lub kompromisem.Zastanówmy się, co jest powodem kompromisu w życiu chrześcijan. Dlaczego życie wierzących w Duchu Świętym jest często skażone przysłowiową muszką? Osobiście dostrzegam dwa główne powody istnienia tego zjawiska we współczesnym Kościele. Pierwszy to kłamstwo szatana, w którym zostaliśmy uwikłani, a drugi to podświadome lub świadome unikanie za wszelką cenę cierpień dla imienia Pana, czyli pozbywanie się ze swojego życia krzyża. Są także inne powody, na przykład umiłowanie tego świata lub troski życia codziennego. Myślę jednak, że te ostatnie są dość często omawiane w Zborach, dlatego chciałbym zająć się tylko dwoma pierwszymi.
III. GŁÓWNE PRZYCZYNY WSPÓŁCZESNEGO KOMPROMISU.
1.Kłamstwo szatana.
Otóż wydaje się, że współczesny Kościół, patrząc na swoją porażkę w realizacji Nakazu Misyjnego, zaczął szukać innych sposobów skutecznej ewangelizacji. Niektórzy uważają, że Kościół, aby być skutecznym na polu misyjnym, musi być na czasie w swojej działalności, nadążając za trendami światowymi. Świadomie lub podświadomie w swojej pracy dla Pana zaczęliśmy powoli korzystać z wynalazków upadłego systemu. Są to między innymi takie rzeczy, jak marketing, zarządzanie, psychologia, reklama, socjologia, tolerancja, humanizm, technika, materializm, władza oraz kultura i sztuka. Wszystkie wymienione tutaj rzeczy odwołują się głównie do przyjemnej strony cielesnego i duszewnego usposobienia człowieka, do jego pragnień i pożądliwości. Kościół zaczął w podobny sposób zwabiać do siebie ludzi. Diabłu udało się przekonać wierzących, że aby odnieść sukces na polu misyjnym, muszą upodobnić się do tego świata i przemówić jego własnym językiem. Szatanowi udało się wprowadzić do Królestwa Bożego tzw. konia trojańskiego, który jest obcym duchowo ciałem w Ciele Chrystusowym, jest on czymś nieczystym. Podobnie jak Trojanie sami tą przynętę wroga wciągnęliśmy do naszego obozu. Często chlubimy się naszymi dokonaniami w oparciu o to trofeum, ale nie jesteśmy świadomi, że czeka nas zguba, a nawet śmierć duchowa. Diabeł zaciera ręce i śmieje się z nas, gdyż nasze ślepe oczy nie widzą, iż dla Pana ten koń jest odrazą i smrodem duchowym, sidłem, przez które upadniemy. Podobnie jak mała mucha psuje i zasmradza wielkie naczynie z olejem, tak może stać się z Kościołem.
W tym miejscu zastanówmy się jeszcze raz, co stanowiło o skuteczności służby uczniów z Dziejów Apostolskich? Czy Bóg się zmienia? Czyż nie była to Boża moc i autorytet osobistej obecności Pana pośród swego ludu? TAK!!! To było to, czego my dzisiaj także potrzebujemy! Potrzebujemy tego samego i wyłącznie tego, nie potrzebne są żadne domieszki i zapożyczenia. Życie tamtych wierzących było święte i pełne bojaźni Bożej. Nam dzisiaj tego także brakuje! Pomimo to wielu z nas nadal będzie upierać się przy swoich poglądach, motywując je swoimi duchowymi sukcesami. Pytam się was drodzy bracia i siostry, którzy nie zgadzacie się z zawartym powyżej słowem, czy godzi się królowi występować przed ludem w łachmanach, czy godzi się prezydentowi zachowywać się i ubierać jak młodzież, do której przemawia? Gdzie jest nasza godność jako kapłanów Boga Żywego, jako rodu królewskiego? Czyż my jako posłańcy Boży nie mamy nieść ze sobą Jego świętości? To przecież Jego świętość przyciąga ludzi lub ich odpycha. Ci, co miłują kłamstwo uciekają od światłości, ale inni są spragnieni Bożego światła. Czyż mamy przyoblekać się w kłamstwo i ciemność, aby pozyskiwać innych dla prawdy i światłości? Czy uważacie, że aby przemówić do świni, trzeba jak ona zacząćkwiczeć i paplać się w gnoju? Czy tak zrobilibyśmy? Moi rodzice hodowali kiedyś świnie, które dość szybko uczyły się odpowiednio reagować na określone słowa, podobnie jak psy. Czy uważacie, że ludzie, do których zwracamy się z Ewangelią są mniej pojętni niż zwierzęta? Pomimo tego często tak właśnie postępujemy w sprawach duchowych twierdząc uparcie, że do świata musimy mówić jego językiem, aby nas zrozumiano. To jest diabelskie kłamstwo! Najgorszym jest jednak to, że Kościół te zapożyczone rzeczy ze świata zaczął uznawać za swoje własne i w oparciu o nie zaczął "budować" sam siebie. To jest tragiczne, gdyż to, co jest dla Boga obrzydliwością my jako Kościół dzisiaj promujemy w Zborach i mamy w tym upodobanie.I w taki oto sposób nabożeństwa pełne dostojeństwa, powagi i szacunku dla Stwórcy Wszechświata, a naszego Ojca, który przez Ducha swego objawiał się kiedyś w Zgromadzeniach Świętych, zamieniły się w przedstawienia kabaretowo - muzyczne, tzw. show, które oddziaływują na cielesną duszewność ludzi, stwarzając jednocześnie pozory duchowej atmosfery. Największej duchowej szkody doznaje przez to młodzież, gdyż charakterystyka jej wieku daje jeszcze większą pożywkę na przyjmowanie takich zachowań za swoje własne. Straszna czeka nas przyszłość, jeśli Bóg nie zatrzyma nas na tej drodze i nie zaprowadzi pod stary szorstki krzyż.
Jak przyjrzymy się uważnie, to zauważymy, że chrześcijaństwo Dziejów Apostolskich przypominało w dużej mierze szpitalną izbę przyjęć, czyli tzw. pogotowie ratunkowe, gdzie ludzi przyprowadzał Duch Święty, uzdrawiając ich duchowo, duszewnie i fizycznie, a chrześcijanie mieli przy tym dużo pracy. Jakimż kontrastem tamtych czasów jest dzisiejsza Oblubienica Baranka. Co mamy dzisiaj do zaoferowania temu światu? Gdy ktoś zasłabnie na nabożeństwie, to sprowadzamy od razu lekarza, o modlitwie nikt nie myśli. Dlaczego...?! Byłem świadkiem takiego zdarzenia i było mi wstyd, że tak nisko upadliśmy. To prawda, że chrześcijanie także dawniej korzystali z pomocy medycznej, ale nie byli zdani jedynie na nią. Nawet, jeśli statystycznie biorąc, połowa chorych byłaby uzdrawiana nadnaturalnie, to ta druga połowa korzystająca z pomocy medycznej na pewno miałaby głęboką świadomość obecności i opatrzności Bożej, przez co lęk o życie nie miałby przystępu do serc ludzkich, a raczej nadzieja szybkiego spotkania z Panem. My oferujemy dziś światu tanie, światowe koncerty, płytką i cielesną Ewangelię. Na te widowiska przybywają także ludzie na wózkach inwalidzkich i... na tych samych wózkach odjeżdżają. Kościół przypomina święte hospicjum dla nieuleczalnie chorych, którym śpiewamy pieśni zabawiając ich, zanim poumierają w swoich grzechach i chorobach. Dzisiaj, jeśli ktoś by spadł w trakcie nabożeństwa z balkonu zabijając się, to nie odprowadzono by tej osoby do jej rodziny, ale odniesiono ją do kostnicy i zakazano urządzać tak długich nabożeństw (Dz.20,7-12). Przyjrzyjmy się teraz, jakie są efekty misji odstępczego Kościoła, który żyje w kompromisie ze światem i dla którego święta osoba Chrystusa, Jego moc i autorytet, nie jest już jedynym fundamentem działalności. Przytoczę tutaj wypowiedź Pana Jezusa, która wywołuje we mnie bojaźń Bożą, gdy myślę o niej w kontekście tej rozprawy. Jest to twarde słowo, ale prawdziwe. Czytajmy. Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy, że zamykacie Królestwo Niebios przed ludźmi, albowiem sami nie wchodzicie ani nie pozwalacie wejść tym, którzy wchodzą [...]. Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy, że obchodzicie morze i ląd, aby pozyskać jednego współwyznawcę, a gdy nim zostanie, czynicie go synem piekła dwakroć gorszym niż wy sami. (Mat.23,13.15)
Chciałbym abyśmy zauważyli, że stopień zepsucia oleju z martwą muchą zależy od długości czasu, w jakim ta mucha rozkłada się. Jeśli taki skażony olej wlejemy do czystego oleju, to zepsucie rozszerzy się dalej i to jeszcze w większym stopniu, ponieważ wraz z upływem czasu przybywa bakterii zatruwających całe środowisko. Podobnie ma się rzecz z Kościołem. Z wielkim trudem i mozołem zdobywamy wyznawców tanią i płytką Ewangelią, pozbawioną twardych wymagań krzyża, a następnie sami będąc w odstępstwie nauczamy tych ludzi odstępczych nauk i postaw życiowych. Nowi wyznawcy natomiast wnoszą do zgromadzenia swoje własne nieczystości ze starego życia, które w konfrontacji z grzechem w Kościele powodują, że z czasem Oblubienica staje się nierządnicą. Jedynym lekarstwem na tą rozprzestrzeniającą się zarazę duchową jest zwiastowanie krzyża Chrystusowego, ale przewodnicy często tego nie robią z obawy przed ucieczką swoich cielesnych wyznawców. I tak błędny krąg grzechu zamyka się. Odstępstwo od Słowa Bożego powoduje, że nie tylko nie chcemy sami wziąć swojego krzyża na siebie, ale wręcz nie dajemy możliwości uczynienia tego nowym wierzącym. Dzieje się dokładnie tak, jak powiedział nasz Pan o faryzeuszach. Czy efekt naszego postępowania jest także ten sam? Tzn. czy zamykamy sobie i innym wejście do Królestwa Bożego? Odpowiedź na to pytanie napełnia mnie lękiem, gdyż Pan Jezus powiedział, że kto idzie za Nim, a nie bierze krzyża swojego, nie jest Go godzien. Co to oznacza w praktyce niech każdy sam sobie dopowie. Dlatego sprawa, którą poruszam, nie jest błahą rozprawką na nieistotne tematy, ale stanowi o naszym "być albo nie być" w Królestwie Niebieskim.
My jako dzisiejszy Kościół naprawdę często wręcz zdejmujemy z pleców krzyż Chrystusowy wielu ludziom, którzy chętnie by go nieśli i w ten sposób oszukujemy ich, samymi będąc w błędzie. Myślę tu między innymi o ludziach po rozwodach, a także o młodzieży. Czy widzieliście może ulotki informacyjne dla młodzieży, dotyczące różnych chrześcijańskich imprez, obozów, zlotów, itp.? Często na pierwszy plan w tych broszurach wybijają się zdjęcia, które odwołują się do upadłej natury młodego człowieka. Przytoczę kilka przykładów, które szczególnie utkwiły mi w pamięci.
l.Widok koncertu muzycznego z szalejącą młodzieżą (artyści wyglądają i zachowują się tak "normalnie", jak cały ten świat).
2.Śmiejące się dziewczyny w strojach kąpielowych (pożywka dla zmysłowości).
3.Grupka nastolatków wymalowanych i robiących głupie miny (zachowanie charakterystyczne dla młodego i nienawróconego pokolenia).
4.Rozbawiona grupa młodzieży akademickiej mająca na głowach hełmy z rogami (ciekawe, że właśnie tradycja ludowa ukazuje diabła z widłami, ogonem i rogami na głowie).
Zastanówmy się, czy nie można inaczej pozyskiwać młodego pokolenia dla Chrystusa? Czy aż tak nisko ich oceniamy? Czy piękno i świętość Pana, wspaniała harmonia dźwięków, wzniosłość i powaga Jego Majestatu nie pociągnęłyby młodzieży do Boga? Dajmy szansę nawrócić się młodym ludziom do Pana, dajmy im szansę wziąć swój krzyż na ramiona, który uśmierci ich upadłe natury i sprawi, że Chrystus w nich zajaśnieje. A wtedy ujrzymy młodych ludzi, którzy w bojaźni Bożej, pełni szacunku i podziwu dla świętości Pana będą Mu śpiewać niebiańskie pieśni, pełne pięknych i słodkich dźwięków, godnych Króla królów i Pana panów, oddające doskonałą harmonię i urok całego Bożego stworzenia. Ujrzymy młodych ludzi, którzy będą gorliwie szukać Pana i wstawiać się za upadłym światem. Ujrzymy młodych ludzi, którzy będą szanować, poważać i słuchać się swoich rodziców i nauczycieli. Czy nie byłoby to wspaniałe? Inna święta młodzież, całkowicie różna i niepodobna do upadłej młodzieży tego świata! Dobrym obrazem efektu końcowego kompromisu Kościoła ze światem jest współczesna nam tradycyjna religia. Zauważmy, że ma ona korzenie chrześcijańskie. Może powiesz, że to żadne odkrycie. Ale zauważ drogi bracie i droga siostro, że nasze Zbory mogą podzielić losy tej wielkiej instytucji religijnej, jeśli nadal będziemy upodabniać się do niewierzących. Tak jak do tej religii weszły wszelkie praktyki i nauki pogańskie, tak może stać się z nami, jeśli nie powrócimy do Słowa Bożego. Ludzie, którzy próbują ratować ginący świat, upodabniając się do jego zepsutej natury, są podobni do chirurga operującego brudnymi rękoma. Efektem końcowym jest śmierć duchowa, podobnie jak w wielu tradycyjnych religiach.
2.Podświadome lub świadome unikanie cierpień dla imienia Pana.
Drugim powodem duchowego kompromisu, o którym chcę napisać, jest podświadome lub świadome unikanie za wszelką cenę cierpień dla imienia Pana Jezusa. Zanim jednak ten temat rozwinę, chciałbym podzielić się drugą rzeczą, którą Pan mi pokazał we wspomniany wcześniej niedzielny poranek. Otóż od dłuższego czasu zastanawiałem się nad naszym udziałem jako chrześcijan w corocznych świętach religijnych obchodzonych w naszym kraju. Pomimo tłumaczenia sobie, że przecież „święte” pokarmy to tylko rzeczy, które są same w sobie niczym innym niż są w rzeczywistości, jednak gdzieś w moim wnętrzu ten temat stale odzywał się. Miałem wątpliwości, czy powinienem spożywać te pokarmy, czy nie. Sprawa była tym bardziej pilna do rozstrzygnięcia, gdyż moja rodzina zawsze robiła nam wyrzuty, że rzadko przyjeżdżamy na święta, co dla nich było najistotniejsze. Dlatego czasem jeździliśmy z żoną, jednak nie uczestniczyliśmy w dzieleniu się "świętymi" pokarmami. Tymczasem dochodziły nas słuchy, że w niektórych Zborach wierzący są wręcz zachęcani do uczestnictwa ze swoimi nienawróconymi rodzinami w ich religijnych świętach, aby podtrzymywać dobry kontakt i głosić im Ewangelię. Motywy wydawały się szczytne, a ponieważ nie miałem swojego jasnego zrozumienia tej sprawy w oparciu o Biblię, czułem się zagubiony i bezradny. Jednak i w tej sprawie Bóg dał mi wewnętrzne zrozumienie. Pokazał mi, jak On patrzy na te święta. Znając dzisiejszy stosunek nas chrześcijan do tych świąt, w których tak naprawdę uczestniczymy wraz z tradycyjną religią, byłem przerażony w duchu tym, co zostało mi pokazane. Oto wersety, do których zostałem skierowany.
Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy, że budujecie grobowce prorokom i zdobicie nagrobki sprawiedliwych, i mówicie: Gdybyśmy żyli za dni ojców naszych, nie bylibyśmy ich wspólnikami w przelaniu krwi proroków. A tak wystawiacie sobie świadectwo, że jesteście synami tych, którzy mordowali proroków. Wy też dopełnijcie miary ojców waszych. Węże! Plemię żmijowe! Jakże będziecie mogli ujść przed sądem ognia piekielnego? Oto dlatego Ja posyłam do was proroków i mędrców, i uczonych w Piśmie, a z nich niektórych będziecie zabijać i krzyżować, innych znowu będziecie biczować w waszych synagogach i przepędzać z miasta do miasta. (Mat.23:29-34)
Zaiste, świadczycie przez to, że pochwalacie uczynki ojców swoich, gdyż oni ich zabili, a wy budujecie im groby. (Łuk. 11:48) Badacie Pisma, bo sądzicie, że macie w nich żywot wieczny; a one składają świadectwo o mnie; ale mimo to do mnie przyjść nie chcecie, aby mieć żywot. (Jan. 5:39-40)
Zawsze zastanawiało mnie, dlaczego nasz Pan tak ostro wystąpił przeciw ludziom, którzy, bądź co bądź, z naszego punktu widzenia robili dobre rzeczy. My dzisiaj przecież też budujemy groby i pomniki naszym bohaterom narodowym, zdobimy je kwiatami oddając przez to cześć ludziom, którzy wsławili się wielkimi czynami bądź byli ofiarami ustrojów totalitarnych. Stawiamy też nagrobki naszym bliskim, którzy już odeszli do wieczności, gdyż ich miłowaliśmy. Pomijając cały proceder pogańskiego składania ofiar duchom przodków, same budowanie nagrobków nie jest czymś złym. Zatem co miał na myśli nasz Pan, mówiąc te słowa?
Zauważmy, że ojcowie Izraela zabijali proroków, którzy przecież zapowiadali przyjście Chrystusa. Uczeni w Piśmie i faryzeusze zarzekali się, że nigdy nie popełniliby takiej zbrodni, jednak ci rzekomo pobożni ludzie nie chcieli przyjąć Pomazańca, o którym przecież prorokowali zamordowani prorocy. Starsi Izraela znienawidzili Mesjasza, a końcem końców sami go ukrzyżowali, dopełniając miary zbrodni swoich ojców (jak to zapowiedział im Pan). Nasz Pan także przepowiedział im, że będą prześladować i zabijać jego posłańców, co jak wiemy wypełniło się całkowicie. Ponieważ Żydzi nie uwierzyli Zbawicielowi, na pewno nie uwierzyliby także mężom Bożym, którzy przed wiekami zapowiadali przyjście Świętego, nawołując jednocześnie do pokuty, lecz także sami staliby się ich mordercami. W kontekście tego, co napisałem, oczywistym staje się, że te zdobione grobowce tak naprawdę nie były wyrazem pobożności ich budowniczych, ale świadczyły o ich ukrytej bezbożności, o grzechu, o tym, że są synami morderców i pochwalają ich zbrodnię. Zwróćmy uwagę, że to, co było hańbą starszych Izraela, oni sami uznali za swoją chwałę, za wyraz swojej pobożności i czci (Filip.3,19). Oni ozdabiali to, co świadczyło o ich bezbożności i szczycili się tym. Wynosili przed siebie swój grzech i uważali, że Bóg ma w nich upodobanie. Jakaż ślepota duchowa i obłuda!
Zapytasz się może: „A co to ma wspólnego ze świętami?". Otóż dzisiaj historia powtarza się. Mamy analogiczną sytuację. Ludzie współcześnie świętujący zarzekają się, że nie pochwalają ukrzyżowania Chrystusa i nigdy by tego nie zrobili; obwiniają przy tym wyłącznie Izraelitów. Jednak samego Chrystusa przyjąć nie chcą; nie chcą przyjść do niego w uniżeniu po dar przebaczenia, przez co świadczą, że są synami morderców Pana Jezusa Chrystusa i pochwalają ten czyn. Mało tego! Pan Jezus powiedział kiedyś do swoich uczniów: Wspomnijcie na słowo, które do was powiedziałem. Nie jest sługa większy nad pana swego. Jeśli mnie prześladowali i was prześladować będą; jeśli słowo moje zachowali i wasze zachowywać będą. A to wszystko uczynią wam dla imienia mego, bo nie znają tego, który mnie posłał. (Jan.15,20-21 )
Ileż ludzi zwiastowało tym „pobożnym” niewierzącym Ewangelię, a oni tego me przyjęli! Ci rzekomo pobożni ludzie nie tylko nie przyjmują naszego świadectwa, ale wręcz często prześladują wierzących w Świętego. Tak samo postąpiliby z samym Chrystusem. Są oni synami morderców, którzy pomordowali wielu wyznawców Pana! Mało tego! Ich święta świadczą przeciw nim samym! Ich rzekoma pobożność tak naprawdę stanowi o bezbożności, o ich grzechu. Spójrzmy na narodziny Chrystusa. Co widzimy? Widzimy małe dziecko leżące w żłobie pośród zwierząt! Widzimy Króla królów i Pana panów, który w postaci niemowlęcia leży w stajni, w nędzy i ubóstwie. Tak! Nasz Pan przyszedł na ten świat, który tonie w nędzy i ubóstwie duchowym, w grzechu; przyszedł do ludzkości, która stała się jak zwierzę tuczne, przeznaczone tylko na rzeź. Ta stajnia, nędza i ubóstwo tego miejsca i całej tej sytuacji są wyrazem hańby i grzechu ludzkości. A ludzie robią z tego święto i stawiają to przed sobą jako wyraz swojej pobożności myśląc, że Bóg ma w tym upodobanie. A tam w żłobie leży niemowlę, które jest Panem panów i Królem królów, do Niego nie chcą przyjść, bo umiłowali ciemność i grzech. Swoją hańbę ozdobili i uznali za chwałę, stawiając to przed sobą jako wyraz swojej pobożności. Ze swego grzechu czynią święto, wykorzystując do tego osobę naszego Pana. Cóż za bezbożność i zuchwałość!
Jeśli faryzeusze i uczeni w Piśmie dopełnili miary grzechów swoich ojców, to czyż dzisiejsze pokolenie ich duchowych potomków nie przepełnia jej? Czyż kielich bezbożności nie przepełnił się? Tak! Kielich grzechu jest przepełniony, grzech jak nigdy dotąd rozprzestrzenia się niepohamowanie przez ludzi, którzy co roku świętują, obżerając się i pijąc nieczystość ze szklanych ekranów. Może powiecie, że przesadzam. Ale zróbcie eksperyment. Przez rok nie oglądajcie TV, nie czytajcie czasopism i nie słuchajcie radia, ale poświęćcie się szukaniu oblicza Pana. Zapewniam was, że po roku, gdy włączycie telewizor, przerazicie się złem, które ujrzycie. Gdy potem znowu wrócicie do współżycia z masmediami, to zło gdzieś "zaniknie".
W tym momencie zatrzymajmy się i zastanówmy. Czy przystoi nam dzieciom Bożym uczestniczyć w czymś takim? Jeśli faktycznie Bóg tak patrzy na te święta, to czy mamy tym się kalać i utwierdzać grzeszników w ich grzechu poprzez swoją obecność? To jest moje świadectwo, ale myślę, że każdy powinien mieć swoje słowo od Pana w tej kwestii. Zauważcie, że Bóg nie powiedział mi, że mam nie brać udziału w tych świętach. Jednak po tym, co zostało mi ukazane, już nie chcę w nich uczestniczyć, a wręcz mam do tego odrazę. Mam nadzieję, że to, co napisałem da nam wszystkim dużo do myślenia. Zauważyłem, że moja nieobecność w czasie świąt bardziej przemawiała, niż moje zwiastowanie Ewangelii. Żyjemy w czasach, w których każdy może wierzyć, w co chce, aby tylko był z większością, a będzie tolerowany. Mojej rodziny nie obchodzi tak bardzo, w co wierzę, ale to, czy jestem z nimi w święta. Dlatego wolę znosić cierpienia i nieprzyjemności od nich w nadziei, że ujrzą swój stan i uwierzą w Pana, niż uczestniczyć w ich świętach, zanieczyszczając się ich pustymi rozmowami. Nie chcę już iść na kompromis z tym światem i uczestniczyć w jego świętach w takim wydaniu, wolę cierpieć. Kocham moją niezbawioną rodzinę, ale religia jest inną sprawą. A ponieważ ich kocham, nie chcę być uczestnikiem ich religii, może w taki sposób Duch Święty przekona ich o grzechu. Nie chcę też byście myśleli, że uważam, iż wszyscy ludzie spoza naszych Zborów nie miłują Pana. Nie! Przecież także nieliczni przywódcy żydowscy uwierzyli w Chrystusa. Jednak ci ludzie stanowią bardzo małą grupę. Większość żyje w zatwardziałości grzechu, a cały mechanizm tej religii jest wrogi Słowu Bożemu. Dlatego zauważyłem, że przyczyną kompromisu Kościoła jest także ucieczka przed cierpieniem za wiarę w Pana. Nawet niewierzący ludzie, szczególnie pedagodzy, psycholodzy i socjolodzy wiedzą, że człowiek ma skłonność do prześladowania tych, którzy są inni, niepodobni do niego. Właśnie pierwotny Kościół taki był. Jego świętość, oddzielenie od niewierzących, ściągało na niego prześladowania. To, czym byli chrześcijanie pierwszych wieków, sprawiało w ludziach świadomość ich grzechów oraz lęk. Czytamy w Dz.5:13, że z postronnych [...] nikt nie ośmielał się do nich (chrześcijan) przyłączać; ale lud miał ich w wielkim poważaniu. Ten zbożny strach i świadomość grzechów w sercach ludzi nie zawsze przejawiał się nawróceniami, ale w większości szatan wykorzystując je wzbudzał w zabobonnych ludziach niewiarę i agresję. Jednak tamten Kościół miał duchowy autorytet. Nie szukał on popleczników wśród ludzi znanych, mających władzę i pieniądze, nie próbował wmieszać się w ustrój polityczny tego kraju, aby "skuteczniej" zwiastować Ewangelię, wykorzystując panujące tam prawo. Ten Kościół nie pragnął przeniknąć do sfer rządzących państwami, ale sam będąc w sobie odrębnym Królestwem pragnął zbawiać jednostki, które szukają Pana. Ten Kościół nie reklamował się na szerokim forum, kim jest i w co wierzy, ale modlił się i zdobywał ludzi dla Chrystusa. Działał jakby w ukryciu, ale skutecznie, tak, że i tak go wszyscy widzieli. Nawet władców tego świata stawiał w sytuacji niedwuznacznej. Mieli oni dwa wyjścia. Albo nawrócić się i pokutować, albo prześladować Kościół. Zauważmy, że Jan Chrzciciel, chociaż nie był jeszcze chrześcijaninem, zginął z rąk Heroda, ponieważ nakazywał temu władcy porzucenie grzechu, tzn. oddalenie żony swojego brata. Któż z nas dzisiaj ośmieliłby się tak powiedzieć do jakiegoś dostojnika państwowego, który odwiedziłby nasz Zbór? Jan przez to bezpośrednio wskazywał, iż Prawo Boże obowiązuje nie tylko lud Boży, ale wszystkich ludzi. My natomiast dzisiaj uwalniamy nowych wierzących od wymagań Prawa Bożego, które złamali żyjąc jeszcze bez Boga. Unieważniamy ich dawne związki małżeńskie i zdejmujemy z nich konsekwencje dawnego grzesznego życia oraz obowiązek zadośćuczynienia. A czymże jest krzyż, jeśli nie między innymi niesieniem nawet przez całe swoje życie konsekwencji swojego grzechu. Te konsekwencje starego grzesznego życia możemy porzucić jedynie wtedy, gdy nie koliduje to z wymogami Prawa Bożego. W przeciwnym razie idziemy na kompromis i porzucamy swój krzyż, który jest przecież wyrazem naszego posłuszeństwa Bogu!Z dzisiejszego punktu widzenia, gdyby Herod i kobieta, z którą żył w grzechu, nawrócili się i chcieli nadal żyć ze sobą, to byśmy im pobłogosławili. Ciekawe, co powiedziałby o nas Jan Chrzciciel?
W tym miejscu chciałbym poruszyć pewną sprawę, która coraz bardziej rozprzestrzenia się w naszych kręgach. Sam tego dotknąłem i budzi to moje wątpliwości. Coraz częściej zaczynamy w swoich kontaktach ze światem i jego władcami posługiwać się ich określeniami osób duchownych i ich ubiorem osób duchownych. To powoduje, że bez większych przeszkód możemy jako Kościół realizować swoje zamierzone cele. Służy też temu przyobleczenie się Kościoła w jednostkę organizacyjną, która pracuje w oparciu o wymagania prawa naszego kraju, według wzoru, który obowiązuje we władzach naszego państwa. Dzięki temu zakres możliwości Kościoła znacznie wzrasta. Wydaje się to szczytną sprawą dla Królestwa Bożego. Jednak spójrzmy na to z perspektywy wieczności, z góry, jak na to może patrzeć Bóg. Jeszcze do niedawna wskazywaliśmy na wyznawców tradycyjnej religii jako na niewierzących. A dzisiaj wydaje się, że wielkimi krokami te różnice zacierają się. I to nie tylko dlatego, że my się do nich upodabniamy, ale oni robią to samo w stosunku do nas. Diabeł chce sprawić, abyśmy jako Kościół niczym nie różnili się od tego świata. To jego obecna strategia. Dlatego tym bardziej powinniśmy zadbać o naszą własną formę działalności, powstałą wyłącznie na bazie Słowa Bożego i na bliskiej relacji z Panem. Tymczasem obecnie w Kościele mamy trzy stopnie władzy duchownych. Ostatnio były starania, aby wyodrębnić w Kościele kolejną hierarchię duchownych. Gdyby się to dokonało, jaki mógłby być kolejny krok? Jak nazwalibyśmy tego najważniejszego z czwartej grupy duchownych? Zauważmy, że tak właśnie tworzyła się hierarchia władz tradycyjnej religii. Czym to się skończyło, sami widzimy. Nie na próżno stare powiedzenie mówi, że kto z kim przestaje takim się staje. To dlatego Bóg zabronił Izraelowi kontaktować się i mieszać z poganami. Żydzi mieli swoje odrębne życie państwowo-religijne i mieli dbać o jego czystość. Pierwsi chrześcijanie mieli ten nakaz podświadomie głęboko zakorzeniony w odrodzonych sercach, dlatego cierpieli. Pamiętajmy, że zepsucie rozprzestrzenia się powoli, małymi kroczkami. Martwa mucha w oleju kiedyś była żywa, potem wpadła do oleju i zdechła. Gdyby ją wyjąć od razu, to olej zostałby czysty, nieskażony. A tak proces gnilny zaczął powoli przenikać cały olej, który po pewnym czasie stał się całkowicie nieużyteczny, a wręcz szkodliwy i do wyrzucenia. Niech nas Pan przed tym ochroni.
Podobnie sprawa się ma z Kościołem jako organizacją funkcjonującą w oparciu o prawa rządzące państwem. Możemy to także próbować podpierać Biblią, ale z lotu ptaka, tzn. z Bożej perspektywy, zauważymy, że niezależne Królestwo Boże, którym jest Kościół na ziemi, zacznie powoli przypominać królestwo tego upadłego świata. Nie chcę tego rozwijać, ale myślę, że jest to nieuchronne, dlatego pilnym jest, abyśmy wrócili pod krzyż Chrystusa i przestali upodabniać się do tego świata. Pilnym jest, abyśmy obwołali powszechny post, modlitwę oraz przede wszystkim powszechne oczyszczenie. Pilnym jest, abyśmy przez to zaczęli oczekiwać Bożego ognia z nieba, który spadnie na nas i w oparciu jedynie o ten ogień rozpoczęli działanie, podobnie jak to było w dniu Pięćdziesiątnicy za czasów apostolskich.
Chciałbym jeszcze trochę miejsca poświęcić dla was drodzy bracia i siostry, którzy widzicie bardzo wyraźnie obecny stan nas jako Kościoła i bardzo bolejecie nad tym, starając się jednocześnie sami żyć bez skazy przed naszym Bogiem i Ojcem. Przypomnijmy sobie, że wielcy mężowie Boży jak np. Ezechiel, Daniel, Jeremiasz i inni, nie porzucali swoich braci żyjących w odstępstwie, nie osądzali ich, tylko zwiastowali im prawdę. Ale przede wszystkim w wielkim smutku i żalu modlili się oni do Boga o łaskę odnowy duchowej, utożsamiając się z grzesznym ludem. Podobnie jak czysty i święty Chrystus, który wziął na siebie wszystkie grzechy i obrzydliwości świata, aby stać się dla nas zbawieniem, ludzie ci wyznawali grzechy całego ludu jako swoje własne (Dan.9,4-10). Chociaż byli sprawiedliwi przed Bogiem, jednak tej swojej sprawiedliwości nie eksponowali, jak to uczynił faryzeusz, ale modlili się raczej jak celnik: Panie, zgrzeszyliśmy przeciw tobie! Dlatego naśladując naszego Pana oraz tych pobożnych świadków wiary, wyznawajmy nasze grzechy jako Ciała Chrystusowego przed Ojcem, który jest w niebie i prośmy o ogień, który strawi wszelką bezbożność. Pamiętajmy też, byśmy w naszej gorliwości nie zaczęli osądzać naszych braci i sióstr. Niech Pan zachowa nas przed tą zasadzką diabła, który dzień i noc oskarża świętych Bożych. Ale miłujmy ich i pamiętajmy, że Bóg nie przeznaczył nas wszystkich na potępienie, ale ku zbawieniu. Dlatego w tej nadziei módlmy się za ludzi, którzy w jakiś sposób odstąpili od Słowa Bożego. Pamiętajmy, że w modlitwie przed Bogiem skuteczna jest jedynie pokora, miłość i jedność braterska. Te rzeczy mają upodobanie w sercu Pana. Natomiast oskarżenia, pycha, spory, zgorszenia, nienawiść i tym podobne nie znajdą u Pana Niebios poparcia, nawet gdybyśmy formalnie mieli rację w swoich poglądach.
Podsumujmy krótko tę rozprawę. Kompromis (odstępstwo od Słowa Bożego) jest to między innymi szeroko pojęte upodabnianie się do tego świata (wrogiego systemu wobec Boga). Jest to świadome lub podświadome naśladowanie i przyjmowanie za swoje wzorców panujących w grzesznym świecie, w jego myśleniu i postępowaniu. Każdy, nawet najmniejszy niepozorny kompromis jest grzechem! Można porównać go do małej muszki w wielkim naczyniu z olejem. Ważna prawda duchowa: Kompromis jest to upodabnianie się do świata. Każdy kompromis jest grzechem. Księga Sędziów jest historią kompromisu ludu Bożego, a dzisiejsze czasy są żywym jej odbiciem.