Czasy, w ktorych umilkli prorocy!
Zyjemy w czasach, w ktorych Bozy prorocy umilkli. Co sie z nimi stalo? Byc moze obecnie w ogole ich nie ma. Moze zyja niepostrzezenie gdzies na uboczu w cieniu wspolczesnego swiata. Z jakiegos powodu Bog wycofal swoich pomazancow z areny wspolczenej religii tego swiata. Mam wrazenie, ze obecnie pozostali sami samozwancy przypisujacy sobie Boze namaszczenie, ktore jednak jest nedznym obrazem tego, kim byli prawdziwi poslancy Swietego Jahwe. Obecnie nie widzimy ludzi pokroju Eliasza, Elizeusza, Pawla, Piotra czy np. Szczepana. Ci ludzie reprezentowali soba nie tylko slowa: "Przychodze w imieniu Pana Zastepow", ale w ich zyciu przejawialy sie takze moc, czyny, a przede wszystkim charakter Chrystusowy. Autorytet wspolczesnych poslancow Bozych potwierdza litera Pisma Swietego oraz teologiczna z nim zgodnosc nauki danego kosciola czy zboru. A czlowiek zbawiony, ktory pojednany jest z Bogiem, to taki, ktory regularnie zasiada w lawkach danego kosciola i zgadza sie z nauczaniem jego przewodnikow. Przy czym mam wrazenie, ze powszechnie panuje niepisana zasada, z ktora zgodne sa wszystkie chrzescijanskie koscioly i denominacje: "Czlowiek niewierzacy to taki, ktory nie przynalezy do zadnego zboru czy kosciola". I chyba wszystkim wydaje sie, ze jest ok! Ale niestety! W tym powszechnym stanie rzeczy bardzo wyrazny jest brak pieczeci aprobaty samego Boga. Sa tylko zapewnienia i przekonania ludzi.
W calej tej sytuacji dochodzi jeszcze i to, ze ze sceny wspolczesnych chrzescijanskich ruchow religijnych odchodza tacy ludzie jak Bert Clendennen czy tez Dawid Wilkerson, ktorzy maja dobre duchowe rozeznanie odnosnie stanu wspolczesnego chrzescijanstwa i maja cos do powiedzenia dla naszego pokolenia. W ich miejsce przychodza coraz czesciej ludzie, ktorzy glosza coraz to dziwniejsze rzeczy nazywajac je chrzescijanstwem. Gdy przyjrzymy sie temu wszystkiemu chlodnym okiem, pozbawionym wszelkich uprzedzen oraz sympatii, jednoznacznie stwierdzimy, ze to wszystko zadna miara nie przypomina Dziejow Apostolskich, ktore opisuje Nowy Testament.
Czy zatem w jakis sposob, bez subiektywnych teologicznych rozwazan litery Pisma Swietego, mozna stwierdzic, jak na wspolczesny kosciol patrzy sam Bog, bo przeciez chyba to Jego zdanie jest najwazniejsze? Mozemy to zrobic droga posrednia, opierajac sie na swiadectwach wiarygodnych ludzi, do ktorych przyszedl sam Swiety Bog pokazujac im ich stan duchowy. W tym swietle mozemy ujrzec nasz stan duchowy. Jednakze ostatecznie jest to i tak kwestia naszego otwarcia na dane swiadectwo lub naszego uprzedzenia, a takze naszej obojetnosci i samozadowolenia. Jednak ta rzecz nie lezy juz w mocy zadnego czlowieka, czy to swiadczacego o mocy Bozej, czy to sluchajacego o tym, gdyz to jedynie sam Chrystus, ktory wlada i panuje niepodzielnie, ma klucze do serc ludzkich. Gdy On je otworzy, nikt ich nie zamknie, a gdy On je zamknie, nikt ich nie otworzy.
Pamietajac o tym, pragne odniesc sie do jednego z wiarygodnych swiadectw, ktore jest zawarte w ksiazce "Przebudzenie rozpoczyna sie ode mnie". Wiele ludzi przeczytalo te pasjonujaca ksiazke. Czytelnicy ci byli bardzo zafascynowani tym wspanialym swiadectwem. Ale nikogo nie znam z tych ludzi, ktorzy by powaznie odniesli to do swojego zycia. Znam tylko jedna osobe, ktora powaznie potraktowala swiadectwo Erlo Stegena. Stalo sie ono dla tej osoby kamieniem zgorszenia, tak ze stanowczo je odrzucila.
Glowna postacia ksiazki "Przebudzenie rozpoczyna sie ode mnie" jest Erlo Stegen. Czlowiek ten od dziecka przezywal wiele Bozych dotkniec. Jak sam twierdzi, nawrocil sie stajac sie dzieckiem Bozym. Wkrotce odczul powolanie Boze do gloszenia Ewangelii. Przyjal je od Pana i przez 12 lat z zawzieciem zwiastowal Slowo Boze w Afryce. Na jego zgromadzenia przychodzilo mnostwo ludzi; cale rzesze przyjmowaly Chrystusa. Wielu zwiastujacych Ewangelie zazdroscilo Stegenowi takich efektow pracy na niwie Panskiej. Jednak Erlo byl coraz bardziej zniechecony swoja praca. Nie cieszyly go statystyki zbawianych podczas jego ewangelizacji. I oto do takiego czlowieka, ktory z perspektywy wspolczesnego chrzescijanstwa odnosil wielkie sukcesy w pracy misyjnej, przyszedl sam Bog i pokazal mu, dlaczego jego serce jest tak bardzo zniechecone. Oddajmy zatem na chwile glos samemu Stegenowi. Oto kilka jego osobistych swiadectw, jak postrzegal go w tym wszystkim sam Bog.
<<Wstrzasniety stalem i plakalem, kiedy nagle niezauwazalnie przed moimi oczami stanal obraz, który i dzis jeszcze móglbym namalowac wam, gdybym byl malarzem. Widzialem ogromna swiatynie poganska z mnóstwem bóstw i balwanów. W tej swiatyni zobaczylem pewnego czlowieka, który przechodzil od jednego balwana do drugiego, klekal przed nimi i pochyliwszy glowe do samej ziemi, klanial sie i modlil do nich. Kiedy odwrócil twarz w moja strone, z przerazeniem odkrylem, ze tym czlowiekiem bylem ja. Tak Pan pokazal mi, jak On widzi mnie i kim jestem w Jego oczach>>.
Zatem po pierwsze: Erlo byl mieszkancem poganskiej swiatyni, w ktorej codziennie klanial sie jej bostwom (?).
<<Teraz, kiedy poznalem, ze sprzeciwial mi sie sam Bóg, pysznemu i wynioslemu, w koncu otworzyly mi sie oczy i w jednym momencie zrozumialem, dlaczego przez minione 12 lat wszystko w moim zyciu wygladalo tak, jak wygladalo; dlaczego ludzie nie upamietywali sie, dlaczego gleba ludzkich serc pozostawala twarda i niepodatna, dlaczego moje zwiastowanie przynosilo tak malo owocu. Jak moglem oczekiwac czegos innego, jezeli ze mna nie bylo Boga?>>
Po wtore okazalo sie, ze z Erlem nie bylo samego Boga (?). Wrecz przeciwnie. Najwiekszym przeciwnikiem tego misjonarza nie byl diabel, ktorego on zawsze obwinial za swoje niepowodzenia, ale sam Bog!
<<Tak, nie bylem martwy dla swiata. Swiat zyl we mnie i mial duzy wplyw na mnie. Zasiadal on na tronie mojego serca, kierujac mna. Bylem bardziej martwy dla zywego Boga niz dla swiata>>.
Cala istote Erla i jego dzialanie przenikal swiat. Stegen byl martwy dla Boga (?).
<<Nie, Panie, tego nie moge! Jezeli musze tak zyc, to po prostu nie bede mógl istniec. Przeciez wtedy strace swoje wlasne zycie!
— To jest wlasnie to, czego Ja chce! — odpowiedzial Pan. — Czy nie wiesz, ze ten, kto zachowa zycie swoje, straci je, a kto straci je ze wzgledu na Moje imie, otrzyma zycie wieczne? Erlo, idz w smierc!
— O, Panie! Czy jest cokolwiek, co byloby tak ciezkie, jak umieranie? Umrzec! Wszystko zostawic! Wszystkiego sie wyrzec! Wyrzec sie samego siebie! Byc gotowym wejsc w smierc!>>.
Z Bozej perspektywy Erlo Stegen musial byc gotowy wejsc w smierc, musial byc gotowy umrzec - stracic swoje wlasne zycie.
Podsumujmy zatem to wszystko jeszcze raz. Erlo potrzebowal wiele laski od Pana, aby moc ujrzec, ze w oczach Boga jest poganskim balwochwalca, z ktorym nie ma Swietego Boga, czlowiekiem na wskros przeniknietym przez swiat, a martwym dla Jahwe; czlowiekiem, ktory musi realnie wejsc w smierc. W tym miejscu rodzi sie w sposob oczywisty pytanie: Czy te prawdy dotyczyly jedynie samego Stegena, czy moze tez jego garstki zborownikow? A jak to sie ma do wspolczesnego pokolenia XXI wieku? Oto co twierdzi Stegen:
<<Jezeli nie ma przebudzenia, to nie mozemy winic o to nikogo innego, tylko samych chrzescijan. Jezeli Bóg nie dziala tam, gdzie sie znajdujecie, to kto jest tego winien? Nie swiat, nie cudzoloznicy, nie homoseksualisci, ale pobozni, którzy nazywaja sie domem Bozym. Dlatego od nich powinien rozpoczac sie sad Bozy, czy oni tego chca lub nie. I to jest prawda! Czy to bedzie slodkie dla nas, czy gorzkie, lecz trzeba to przelknac>>.
Co zatem mamy zrobic ze swiadectwem tego czlowieka?!
Jednak wiemy, co zrobil Stegen! On przyjal Boga z ta pelna czasza goryczy, a wtedy Chrystus wspaniale zaczal objawiac sie w jego sluzbie, tak jak za czasow apostolskich. Oby takze i dzisiaj Pan Jezus Chrystus przyszedl do wspolczesnego pokolenia z ta czasza gorzkiego piolunu i oby odbudowal zniszczona Swiatynie Ciala swojego. Amen
(brat John)