<< spis rzeczy

 

IV. SŁUŻENIE SWOJEMU CIAŁU.

 

[…] obleczcie się w Pana Jezusa Chrystusa i nie czyńcie starania o ciało, by zaspokajać pożądliwości (Rzym.13,14).

 

      Powyższe słowa apostoł Paweł napisał w kontekście swojego wcześniejszego wezwania do porzucenia grzesznego życia, które jest zaspokajaniem pożądliwości ciała i oczu oraz pychy życia. Pijaństwo, rozpusta, rozwiązłość, swary i zazdrość stanowią jednak jakby czubek góry lodowej, który jest widoczny dla naszego oka. Dlatego Paweł w tym słowie objawia, dotyka korzeni wszelkiego zła. Te jawne uczynki ciemności są wynikiem czegoś bardzo subtelnego, czegoś, co jest całkowicie ukryte dla świata zewnętrznego. Paweł nazywa to czynieniem starania o ciało.

 

     Kiedyś przeprowadziłem rozmowę z jedną z sióstr na temat ubierania się według Bożego Słowa. Ku mojej radości przyjęła ona bardzo pozytywnie moje rady, co przejawiło się także w jej postępowaniu. Czekała ją wymiana całej garderoby, gdyż w jej szafie prawie nie było żadnych przyzwoitych ubrań, w których mogłaby chodzić na Zgromadzenia. Jednak po pewnym czasie przestała ona regularnie uczestniczyć w nabożeństwach. Ostatnie kilka razy, gdy widziałem ją w Zborze, bardzo mnie zasmuciły. Znowu miała na sobie sodomicki ubiór, który dzisiaj jest modny wśród pań i zachowywała się tak, jakbyśmy nigdy o tym nie rozmawiali. Gdy tak rozważałem w sobie całą tę sytuację, przypomniały mi się słowa apostoła Piotra: Sprawdza się na nich treść owego przysłowia: Wraca pies do wymiocin swoich, oraz: Umyta świnia znów się tarza w błocie (2.Piotr.2,22). Bez obrażania kogokolwiek zauważyłem, że te przysłowia mówią właśnie o starej grzesznej naturze ludzi, która często dominuje w ich życiu. W tym słowie zauważyłem dwa aspekty czynienia przez ludzi starania o swoje ciało, ludzi, którzy poddani są swojej cielesności. Po pierwsze ich moralne postępowanie opiera się często na zakonie, ale nie dotyka ono głębi ich istoty. Ta siostra prawdopodobnie pozostała na etapie przestrzegania przykazań, ale nie ujrzała siebie Bożymi oczami. Nie poczuła odrazy do swojego stylu ubierania się. Po drugie ludzie tacy są ślepi duchowo. Nie widzą, że służą grzechowi, swojemu „ja”, bo to jest dla nich tak naturalne, jak oddychanie, a poza tym przecież wszyscy wokoło tak postępują. Okazuje się, że być może wymiana całej garderoby była zbyt dużym wysiłkiem dla cielesności tej sympatycznej siostry. A przecież jarzmo naszego Pana nie jest ciężkie. Uświadomiłem sobie także, że w dzisiejszych realiach trzeba trochę wysilić się, szczególnie dotyczy to kobiet, aby przyzwoicie się ubrać. Trzeba trochę więcej pochodzić po sklepach, a także więcej wydać pieniędzy. Ubrania sprzedawane obecnie są przeważnie skażone przysłowiową muszką niemoralności tego świata. Zatem dla nieprzemienionego serca tej siostry ta próba z jakiegoś powodu okazała się zbyt trudna. Zauważmy, że właśnie to było problemem Zboru w Laodycei. Oni byli zaślepieni. Czuli się bogaci, gdyż służyli swojej cielesności. Ale nie widzieli sromoty swojego grzechu. Ten czynnik naszej potencjalnej nieświadomości powinien napawać nas bojaźnią Bożą i wołaniem, aby Pan badał nasze życie i objawiał nam to całe zło, które może być jeszcze w nas ukryte, aby nie okazało się przypadkiem, że służymy swojemu ciału, że przed Bogiem jesteśmy nadzy duchowo podobnie jak to było z Laodyceą. Podążając dalej w swoich rozważaniach na ten temat, przypomniałem sobie, że żołnierze, którzy dzielili się ubraniami Chrystusa, gdy wisiał na krzyżu, mieli pewien problem. Jego wierzchnia szata była jednolitym tkanym materiałem, bez szwów i jakichkolwiek rozcięć. Aby jej nie zniszczyć, rzucono o nią losy. Ten ubiór naszego Pana mówi nam o Jego doskonałej wewnętrznej moralności. W świetle tego wychodzi na jaw cała nieczystość współczesnej mody ubierania się, co jest odbiciem ludzkiego grzechu. Zauważmy, że trudno jest rozerwać płótno, gdy jest ono całością. Ale gdy jest chociaż w jednym miejscu lekko naderwane, wtedy to rozdarcie będzie coraz większe. Podobnie jest z obecną modą. Ona oddaje niemoralność grzechu ludzkości. Diabeł wprowadził do ubioru ludzi lekką modyfikację: wcięcia, dekolty, rozporki, itp…, które z czasem stawały się coraz śmielsze i dłuższe. Rozdarcie materiału stawało się coraz większe, a uśpione sumienia ludzi stawały się coraz bardziej wypaczone. I oto wydaje się, że pojęcie skromnego ubioru straciło dzisiaj swoje pierwotne znaczenie. Skromnie oznacza dzisiaj jak najmniejszą ilość materiału użytego na ubiór. Gdy obserwuję nasze Zbory, to ze smutkiem muszę stwierdzić, że ta sprawa dotyczy wszystkich grup wiekowych ludu Bożego, który w zaślepieniu tego świata odzwierciedla jego modę. Zatem czynienie starania o swoje ciało przejawia się m.in. życiem w kompromisie. Te dekolty, rozporki i wcięcia są kompromisem ze światem. Możemy uparcie spierać się, jak wielkie mogą być te rozdarcia, na ile możemy odsłonić nasze ciało, aby zachować przed Bogiem przyzwoitość. Ale nasz Pan był przyodziany w szatę, która Go dokładnie okrywała. A Pismo mówi: Przyobleczcie się w Pana Jezusa. On jest naszą doskonałą szatą, która okrywa dokładnie nagość naszego grzechu. Gdy jesteśmy dokładnie przyobleczeni w naszego Pana, to diabeł nie może rozebrać nas ani duchowo, ani fizycznie. Jeśli jednak czynimy staranie o nasze ciało, to z biegiem czasu w naszych duchowych szatach pojawiają się dekolty, rozporki, wcięcia i inne rozdarcia, które coraz bardziej odkrywają naszą sromotę grzechu, czyli duchową nagość. Czy wyobrażamy sobie Oblubienicę Baranka na niebiańskim weselu ubraną w białą suknię na modłę tego świata? A jednak dzisiaj nawet wierzący nowożeńcy ubierają się według zwyczajów współczesnej Sodomy, czyli skromnie. Ich wierzący rodzice zamiast wstydzić się, nawet tym się szczycą, chwaląc się weselnymi, nieraz bardzo zmysłowymi zdjęciami swoich dzieci.

 

      Czynienie starania o swoje ciało można także porównać do człowieka, który ma wielką potrzebę udania się w pewną podróż. Ale jego przyjaciel poprosił go, aby przy okazji przewiózł pewien towar tam, dokąd jedzie. I oto ten człowiek dojeżdża do miejsca, gdzie droga rozchodzi się w dwie strony. Ten człowiek wie, że gdy pojedzie w lewo, zniszczy swój wspaniały samochód, ale gdy pojedzie w prawo, będzie musiał wyrzucić z auta towar swojego przyjaciela. I co robi taki człowiek? Cóż, „musi” dalej jechać, więc wybiera dla siebie mniejsze zło. Wyrzuca towar swojego znajomego. Czy było inne wyjście? Tak! Nie jechać dalej i zawrócić. Kto czyni staranie o ciało, kto pędzi gnany pożądliwością ciała i oczu oraz pychą życia, ten kroczy drogą wyborów mniejszego zła i innym wskazuje taką samą drogę! Czyli żyje w kompromisie ze światem i uczy tego innych! Dotyczy to różnych dziedzin życia. Ale krzyż eliminuje drogę wybierania jakiegokolwiek zła, on jest radykalny i ma moc, nie musimy służyć naszemu ciału, nie musimy jechać w prawo niszcząc towar bliźniego, nie musimy zakładać ubrań z małymi rozporkami i dekoltami, możemy w ogóle zawrócić, nasza podróż nie jest warta utraty życia wiecznego. Nawet latem możemy ubierać się tak, aby w ogóle wyeliminować wszelkie rozdarcia i wcięcia. Nie musimy czynić starania o ciało, nie musimy mu służyć, gdyż Bóg dał nam do tego moc, ponieważ potępił On grzech w ciele, w ciele swojego Syna, który umarł na Golgocie. Przyobleczmy się w Pana Jezusa i nie czyńmy starania o ciało. Amen.

 

        Większość z nas nawet nie jest świadomych, że służy swojemu „ja”. Wynikiem tego są między innymi kłótnie, oszczerstwa, rozłamy i inne złe rzeczy w Zborach. Dlatego także wielu wierzących nie potrafi przyjmować Bożej dyscypliny w postaci dotkliwych doświadczeń i prób. Ludzie tacy są bardzo załamani swoją sytuacją życiową, biadają i użalają się nad sobą nie potrafiąc wyjść spoza niewidocznego kręgu swojego „ja”, w które właśnie w taki sposób uderza sam Bóg. Zatem widzimy, że ci chrześcijanie podobnie jak Laodycejczycy nie rozumieją i nie słyszą głosu Pana. Diabeł wykorzystuje cielesność tych ludzi i coraz bardziej izoluje ich od Boga poprzez między innymi oskarżenia. To z kolei prowadzi do zgorzknienia i nieprzebaczenia w stosunku do Pana. Ludzie mają pretensje oraz żal do Boga i przestają przychodzić na Zgromadzenia. Wydaje się im, że są w beznadziejnej sytuacji, z której już chyba nigdy nie wyjdą. Zatem paradoksalnym może wydawać się fakt, że właśnie te dotkliwe cierpienia naszej cielesności świadczą o tym, że Pan nas miłuje i ma o nas staranie. On nie pozostawia nas na pastwę naszej egoistycznej cielesności, ale chce ją ukrzyżować, abyśmy nie chodzili przed Nim nadzy duchowo, aby nasza sromota grzechu była okryta białymi szatami, i aby krew Baranka mogła oczyszczać nas od popełnionych grzechów. Zatem te ciężkie doświadczenia powinniśmy przyjąć jako łaskę i dobro od Pana. Gdy to uczynimy z wiarą, której udziela nam Bóg, wydając naszą cielesność na ukrzyżowanie Panu, to ujrzymy w tym ogniu moc krzyża Golgoty. Ujrzymy wtedy nadnaturalną moc krzyża, na którym umrą nasze żale, strach, gorycz, złość, nieprzebaczenie i inne grzechy. Ujrzymy prawdziwe Boże cuda w naszym życiu i wyjdziemy z niewoli naszego „ja”. Gdy w taki sposób krzyż zacznie w nas objawiać swoją moc, wtedy też zaczniemy widzieć w sobie żyjącego i zmartwychwstałego Chrystusa. Ujrzymy w sobie Jego cierpliwość, radość, miłość, uprzejmość, świętość, odrazę do grzechu i inne wspaniałe cechy naszego Pana. Wtedy też zrozumiemy, co to znaczy, że nie żyję już ja, ale żyje we mnie Chrystus. Gdy zasmakujemy odrobinę tej wspaniałej drogi krzyża, wtedy z radością i z pawłowym upodobaniem będziemy przyjmować karcenie Pana, gdyż zobaczymy Jego wspaniałą moc i okaże się, że Jego jarzmo jest rzeczywiście miłe i lekkie. Oby Bóg znowu przyprowadził nasze ślepe chrześcijaństwo pod stary szorstki krzyż, a wtedy wierzę, że Pan zacznie poruszać się w nas i pośród nas tak jak na początku, gdy narodził się Kościół. Amen.

  

V. NAPRAWIONY OŁTARZ.

 

Wtedy Eliasz rzekł do całego ludu: Przystąpcie do mnie. A gdy cały lud zbliżył się do niego, on naprawił zburzony ołtarz Pana (I.Król.18,30).

  

      Jakkolwiek wiele już napisałem na temat Zboru w Laodycei, Bóg ostatnio na nowo rozświetla w moim sercu prawdy Słowa Bożego dotyczące tamtego Kościoła, o którym jest mowa w Apokalipsie. Jest to dla nas temat bardzo istotny, gdyż nawet postronny obserwator łatwo może zauważyć, że dzisiejsza Oblubienica Baranka bliźniaczo przypomina Zgromadzenie z Laodycei. Tym razem chciałbym zająć się tym tematem w oparciu o cały osiemnasty rozdział pierwszej księgi Królewskiej. Jestem do głębi poruszony tym, jak żywo to Słowo oddaje sytuację dzisiejszego Chrześcijaństwa. Jednak główny wątek tego fragmentu Starego Testamentu jest optymistyczny w odróżnieniu od tego, co działo się wśród Laodycejczyków oraz tego, co dzieje się we współczesnych Zborach. Jest tutaj opisana droga do duchowego przebudzenia w Laodycejskim Kościele. Oby Bóg to Słowo zrealizował w naszych Zborach.

 

      Na tronie Izraela zasiadał wtedy Achab. Jego żoną była córka króla Sydonu, Izebel. To najprawdopodobniej w dużej mierze za jej sprawą w Samarii stanęła świątynia i ołtarz Baala. Achab kazał także sporządzić Aszerę. Zatem władca ludu Bożego porzucił Boga, a zaczął czcić bałwany pogan. Jednak Jahwe, chcąc ocalić swój lud, napominał odstępczego władcę przez swoich proroków. To oni byli tam głównymi strażnikami wiary w Żywego Boga, gdyż większość kapłanów i Świątynia Pana znajdowała się na terenie odrębnego państwa, jakim wtedy była Judea. Jednak Izebel kazała tępić proroków Pana. Czytamy w tekście, że stu z nich zostało ukrytych w pieczarach skalnych. Dlatego Bóg posłał do Achaba swojego sługę Eliasza, aby oznajmił mu Boży sąd. Wkrótce nadeszły lata dotkliwej suszy i głodu, a Eliasz ukrył się nad potokiem Kerit. Taki stan rzeczy przeciągał się. Pozostało siedem tysięcy wiernych Panu, którzy nie pokłonili się bałwanom. Bóg chcąc zachować resztkę synów wiary Abrahama, w odpowiednim czasie znowu posłał do króla swojego sługę. Eliasz jeszcze raz oznajmił Achabowi, że to jego grzechy są bezpośrednią przyczyną klęski głodu i cierpienia ludzi. Aby to udowodnić, mąż Boży wezwał na pojedynek wszystkich proroków Baala. Miało to odbyć się w obecności króla i całego ludu Izraelskiego. Gdy wszyscy zebrali się na górze Karmel, Eliasz wyrzekł znamienne słowa do Izraelitów, które objawiały ich stan duchowy: Jak długo będziecie kuleć na dwie strony? Jeżeli Pan jest Bogiem, idźcie za nim, a jeżeli Baal, idźcie za nim! Odstępstwo władców sprawiło, że lud Pana żył w rozdwojeniu. Z jednej strony prawie wszyscy wierzyli w Baala i kłaniali się jemu, ale z drugiej strony nadal byli synami Izraela, narodem wybranym przez Jahwe, Boga ich ojców. Nie tak łatwo jest całkowicie odciąć się od korzeni swoich przodków. Dlatego ludzie nie wiedzieli, jak mają postąpić i nic nie odrzekli Eliaszowi. Jego wezwanie do radykalnego opowiedzenia się za Jahwe lub za Baalem zbiło ich z tropu, gdyż przywykli już do życia w kompromisie, w wielobóstwie. Musiało coś się dokonać, aby spadł deszcz Bożego błogosławieństwa na spieczoną ziemię ludzkich serc i aby minęła klęska dotkliwego głodu.

 

        Zauważmy, że ta sytuacja jest prawie lustrzanym odbiciem treści listu do Laodycei. Bóg wzywa ludzi żyjących w rozdwojeniu do radykalności: Znam uczynki twoje, żeś ani zimny, ani gorący. Obyś był zimny albo gorący! Bóg zdaje się wyraźnie mówić tak: Jak długo będziesz kuleć na dwie strony? Jak długo będziesz letni? Jeśli te rzeczy doczesne są twoim bogiem, idź za nimi, a jeśli Pan jest twoim Bogiem, to idź za Nim! Jak długo będziesz kłaniać się światu i Bogu? Zauważmy, że to właśnie krzyż radykalnie odcina w naszym życiu wpływy świata od spraw niebiańskich. Bóg chciał uchronić swój lud w Laodycei przed odrzuceniem, dlatego wzywał go do wstąpienia na drogę radykalności w kroczeniu za Chrystusem, na drogę krzyża. Rzeczą znamienną, która mnie porusza jest to, że chociaż przewodnicy Zboru nie wyparli się otwarcie Boga, jak to uczynił Achab, jednak to ich bałwochwalstwo było przyczyną sytuacji panującej w Kościele, ponieważ Pismo powiada: A do anioła zboru w Laodycei napisz […]: Mówisz: Bogaty jestem i wzbogaciłem się, i niczego nie potrzebuję. Zatem Pan zwraca się bezpośrednio do przewodnika, który dopuścił się bałwochwalstwa, i który jednocześnie usiłował służyć jedynemu prawdziwemu Bogu. Chciałbym, abyśmy zidentyfikowali tego dziwnego boga, który wydaje się nieuchwytny w treści samego listu. Nie są to na pewno jakieś posągi lub obrazy kultowe, które czcił Achab. Chrystus nie zarzucał też swojemu ludowi żadnych grzechów ciała, takich jak cudzołóstwo, morderstwo czy kradzież. Zatem to nie były jakieś konkretne grzechy, które sprzeczne byłyby z etyką i moralnością chrześcijańską. A jednak mimo to sromota grzechu i duchowa nagość tego ludu była widoczna przed Bogiem. Dlaczego? Ponieważ w centrum tego Zboru stało ciało, stary Adam. W Zborze Laodycei, stara grzeszna natura człowieka, cielesność, była zaspokojona. Wszystko tam obracało się wokół niej. Ona czuła się bogata i samowystarczalna. Na zewnątrz jej moralność była ułożona i nienaganna, dlatego chrześcijanie ci niczego nie potrzebowali i spokojnie odprawiali swoje nabożeństwa. Niczego nie można było im zarzucić. Ale Bóg widział ich uczynki ciała. Dla niego ten Zbór był jak duchowa trucizna, którą trzeba wypluć. W pierwszym liście Jana są wymienione trzy główne cechy grzechu mieszkającego w ludziach, które są wrogie Bogu. Jest to pożądliwość ciała, pożądliwość oczu oraz pycha życia (I.Jana 2,16). Do nich dokładnie odwoływał się właśnie szatan, gdy na pustyni kusił Pana Jezusa. Widzimy i tutaj także, że diabeł buduje swoje królestwo w oparciu o grzeszną naturę ludzi, która stoi w centrum Wielkiego Babilonu jako potężne bóstwo. Zatem zanim Chrystus zaczął służbę, najpierw złamał moc ciała. Było to szczególne zwycięstwo naszego Pana, gdyż dokonało się po czterdziestu dniach postu, który uaktywnia w człowieku nieokiełznane instynkty jego ciała.

 

         Pierwsza z wymienionych trzech rzeczy dotyczy najbliższych potrzeb naszego fizycznego ciała. Jest to zaspokojenie głodu fizycznego (jedzenie) oraz spełnienie w sferze seksu. Współcześnie przejawia się to tym, że już mało kto przejadanie się uważa za grzech obżarstwa. Także zza kazalnic sporadycznie się o tym mówi. To jest już normą, że uczestnicząc w corocznych świętach wraz z religijnością Babilonu, ulegamy obżarstwu i opilstwu, które towarzyszy wszystkim ludziom. Także groźba pozbawienia środków do życia usprawiedliwia nas często, że paramy się brudną pracą. Nasz brzuch stał się jednym z bożków. Widzimy też w Zborze rozluźnienie moralne. Mnożą się rozwody i powtórne małżeństwa, oczywiście rzekomo usprawiedliwione w świetle Słowa Bożego. Druga cecha ciała dotyczy głównie rzeczy godnych pożądania, które dają ułudę poczucia bezpieczeństwa, bogactwa, władzy, popularności, autorytetu, mocy i siły. Są to między innymi złoto, klejnoty, mamona i dobra materialne. Są to te rzeczy, których człowiek nie pragnąłby tak bardzo, gdyby był ślepy. Chyba dlatego jest to nazwane pożądliwością oczu. Niewidomy, który nie cierpi głodu i chłodu oraz jest zaspokojony w życiu małżeńskim, przeważnie najbardziej pragnie odzyskać wzrok. Wszystko inne jest mu mniej znaczące. Dzisiaj Zbór Pański szczególnie obfituje w te rzeczy materialne. Jesteśmy naprawdę często wręcz przesyceni nimi, ale pomimo to nadal za nimi gonimy, idąc na kompromis w swoim duchowym życiu. Popycha nas do tego nie tylko nasza pożądliwość, ale także lęk o naszą przyszłość, o naszą egzystencję. Dotyczy to pojedynczych wierzących, a także całych Zborów. Trzecia wymieniona cecha dotyczy głównie uznania w oczach innych ludzi, poważania u władców i możnych ziemi, jak również u przeciętnych ludzi. Pycha życia nienawidzi poniżenia i napomnienia, chce być za to kimś szczególnym. Taki Kościół za wszelką cenę dąży do wzrostu swojego autorytetu oraz wpływów w świecie. Stara się wejść we wszystkie możliwe związki wyznaniowe, aby czerpać z tego różnorakie korzyści. Zakłada wiele organizacji współpracujących z władzami świeckimi, dąży do wykorzystania władz państwowych oraz panującego prawa w realizacji swojej działalności. Kościół zabiega, aby być poważanym w tym świecie, aby się z nim liczono. Przypomina w tym władze żydowskie, które dla dobra interesów narodu wydały Rzymianom Chrystusa. Zatem idea takiego działania jest szczytna – ewangelizacja świata i rozwój Kościoła, ale niestety często w takich okolicznościach Chrystus musi być wyproszony z naszego Zgromadzenia, gdyż On nie jest układny i mógłby nam przeszkadzać w zachowaniu naszego autorytetu oraz dobrych stosunków z Wielkim Babilonem. Także w samym Ciele Chrystusa poszczególne Jego członki w jakiś sposób oddają same sobie nawzajem chwałę. Dzisiaj wręcz lubujemy się w oklaskiwaniu jedni drugich. Tak! Dzisiaj nasza cielesność może śmiało powiedzieć, że jest bogata i nic jej nie potrzeba. Ona wręcz nadal rozwija się, aby pozyskać za wszelką cenę jak najwięcej ludzi. W takim duchu żył Zbór w Laodycei. Oni to wszystko mieli. Ich cielesność siedziała na tronie w centrum Zgromadzenia jako wielki duchowy posąg, któremu wszyscy kłaniali się i w oparciu o który prawie wszyscy działali, uważając się za bogatych i zaspokojonych. Dlatego Zbór ten nie zabiegał już zbytnio o objawienie się w Zgromadzeniu Chwały Bożej. Kościół ten już nie potrzebował nawet samego Boga, wystarczyły mu literalne obietnice Słowa Bożego. Jednak delikatne słowa Chrystusa radykalnie weryfikują życie takiego Zboru: Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem ich jest Królestwo Niebios. Szczęśliwi są ci, którzy każdego dnia potrzebują Chrystusa, którzy są świadomi, że bez Niego nic nie mogą uczynić. Którzy nie tylko tak twierdzą, ale zgodnie z tym postępują. Ci ludzie okazują zależność od Pana poprzez to, że swoje życie opierają jedynie o środki Boże. W modlitwie i poście cierpliwie z wiarą czekają na Pana, szukając Jego Oblicza. Swoje uświęcenie realizują jedynie w oparciu o krzyż Golgoty, a swoją działalność misyjną w oparciu o łaskę i moc zmartwychwstałego Chrystusa, która rodzi się także bezpośrednio w krzyżu. Tacy ludzie nigdy nie powiedzą o sobie, że są bogaci i niczego nie potrzebują, gdyż są uzależnieni całkowicie od Boga, który jest ich jedynym skarbem. A cenne rzeczy tego świata nie są już dla nich żadnym bogactwem. Są pospolite jak śmiecie. Do takich chrześcijan należy Królestwo Niebios.

 

       W świetle historii z osiemnastego rozdziału pierwszej księgi Królewskiej możemy jeszcze jedną rzecz wnioskować o Zborze w Laodycei. Ten Kościół musiał odsunąć na bok proroków Pana lub po prostu ich tam już nie było. Dlaczego możemy tak wnioskować? Dlatego, że prorocy Pana zawsze bezkompromisowo stawiali przed oczyma władców ich odstępstwo oraz grzech. Oni byli ustami swojego Boga i zawsze mówili prawdę, nawet z narażeniem życia. Ludzka cielesność nie znosi wytykania jej grzeszności i winy. Widzimy to na przykładzie zawziętości Izebel w tępieniu proroków Pana. Król Izraela i jego otoczenie chciało kłaniać się Baalowi, dlatego próbowano wytępić tych, którzy w imieniu Pana Zastępów temu się sprzeciwiali. Podobnie musiało być w Kościele Laodycei. Jego przewodnicy nie mogliby beztrosko służyć cielesności ludzi w oparciu o środki Wielkiego Babilonu, gdyby byli w ich gronie prorocy Pana. Widzimy, że nawet sam Pan zwraca się do tego Kościoła w sposób bardziej łagodny, niż do innych Zborów, choć też stanowczy, gdyż ci ludzie nie potrafią przyjmować napomnienia, nie są do tego przyzwyczajeni. Nasz Pan mówi dla nich po prostu prawdę o ich stanie duchowym. Mówi prawdę, gdyż ich kocha. W kontekście tych słów werset 20 z listu do Zboru w Laodycei nabiera głębszego znaczenia: Oto stoję u drzwi i kołaczę; jeśli ktoś usłyszy głos mój i otworzy drzwi, wstąpię do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze mną. Oto w Zgromadzeniu Bożym już nie rozlega się głos Pana. Przywódcy Kościoła działają już jedynie w oparciu o literę Pisma, w oparciu o doktrynę, a także w oparciu o ludzkie możliwości, i to im całkiem wystarczy. Są nawet nasyceni duchowo, ale odsunęli od siebie głos Pana - proroków mówiących w imieniu Chrystusa. A przecież czytamy w Dz.13,1-3, jak wyglądała służba starszych Kościoła Apostolskiego. Oni pościli, modlili się i słuchali głosu Ducha Świętego. Pośród nich byli nauczyciele i prorocy słyszący głos Boży. Jednak wśród przywódców Laodycei nie ma już miejsca dla głosu Pana. Ci ludzie odprawiają modły, konferują, debatują i głosują. Wszystko jest ułożone i zapięte na ostatni guzik, ale Pan stoi na zewnątrz, u drzwi Zboru, u drzwi do serc poszczególnych ludzi. Jakaż tragedia duchowa! Zatem perspektywa Bożego postrzegania tego Kościoła jest diametralnie przeciwna do tego, co mówili o sobie Laodycejczycy. W tym Zborze panowała duchowa bieda i nędza, ponieważ Źródło Wód Żywych – Chrystusa, wypchnięto ze Zgromadzenia na zewnątrz, a w środku stanął duchowy posąg obrzydliwego ludzkiego „ja”, posąg Wielkiego Babilonu. Jest to analogiczna sytuacja, jaka panowała w Izraelu za czasów Eliasza. Tam była duchowa susza i głód. Wszyscy oczekiwali na życiodajną ulewę, ale mało kto oczekiwał objawienia się Boga Żywego. Współcześni Laodycejczycy są samo zadowoleni, chociaż wokół panuje duchowa susza, duchowa nędza i głód. Tylko nieliczni dostrzegają, że Boża Chwała odeszła od Zgromadzenia, które zaczęło funkcjonować prawie jedynie w oparciu o cielesne możliwości.

 

        Jednak historia zapisana w I.Król.18 objawia, jaki jest ratunek dla ślepego i nagiego Zboru w Laodycei. Pokazuje ona także przyczynę duchowego upadku chrześcijan. Oto widzimy, że w Izraelu pomimo potężnego bałwochwalczego kultu był także stary ołtarz Pana. Ale był on zniszczony. Podobnie w Laodycei pomimo wielkiego upadku duchowego, stał stary odwieczny krzyż Golgoty, jednak nie miał on mocy w życiu wierzących, gdyż żyli oni prawie całkowicie w oparciu o cielesne środki Wielkiego Babilonu. I oto widzimy, że po bezskutecznych modłach proroków Baala, Eliasz, mąż Boży, naprawia ołtarz Pana. On tam zawsze był, ale został zniszczony i zapomniany. Prorok wziął dwanaście nieociosanych kamieni według liczby plemion potomków Jakuba, którego doszło słowo Pana tej treści: Izrael będzie imię twoje. Z tych kamieni zbudował ołtarz w imię Pana. Obraz ten dla Oblubienicy Baranka stanowi wspaniałą symbolikę. Otóż w pierwszym liście Piotra jest napisane: I wy sami jako kamienie żywe budujcie się w dom duchowy, w kapłaństwo święte, aby składać duchowe ofiary przyjemne Bogu przez Jezusa Chrystusa. Te dwanaście kamieni symbolizuje Zbór Chrystusa. Sam ołtarz jest typem Kościoła! Może ktoś zapytać: Dlaczego? Skąd się wziął taki wniosek? Otóż dlatego, że ołtarz nowotestamentowy został postawiony w sercu ludu Bożego. Krzyż Golgoty w sposób duchowy powinien stać w centrum serc chrześcijan, w nas. W Chrystusie umarliśmy na krzyżu i zostaliśmy wespół z Nim pogrzebani przez chrzest w śmierć. I na tym ołtarzu powinniśmy składać duchowe ofiary, to jest wydawać nasze ciała na ukrzyżowanie. Ale Kościół Laodycei zamiast to czynić, zrobił zgoła coś odwrotnego. Ten święty ołtarz odsunął na bok, a zaczął działać prawie całkowicie w oparciu o to przeklęte ciało i jego możliwości. Zaczął działać w oparciu o to, co musi być zabite. W Kościele zaczęła manifestować się pożądliwość ciała, pożądliwość oczu i pycha życia, które stały się motorem napędowym wykonywania służby Bożej w Domu Pana. Taki Kościół w swojej ślepocie mniema, że ta praca i jej efekty są miłą wonią dla Boga. Jednakże wynikiem takiego stanu rzeczy jest to, że Boży ołtarz w życiu chrześcijan traci swoje znaczenie i moc, a w Zgromadzeniu objawia się całkowicie sromota ciała, które staje się aktywne. Dlatego też krew Baranka przestaje działać  w życiu wierzących. W Obj.22,14 czytamy, że błogosławieni są ci, którzy piorą swoje szaty, aby mieli prawo do drzewa żywota i mogli wejść przez bramy do miasta. Błogosławieni, którzy piorą swoje szaty i wybielają je we krwi Baranka (Obj.7,14). Ale jak Kościół ma to czynić, gdy jest nagi, gdy jest pozbawiony szat sprawiedliwości Chrystusa? Tak mówi Pan: Oto przychodzę jak złodziej; błogosławiony ten, który czuwa i pilnuje szat swoich, aby nie chodzić nago i aby nie widziano sromoty jego (Obj.16,15). Nie wiesz, żeś goły. Radzę ci, abyś przyodział szaty białe, aby nie wystąpiła na jaw haniebna nagość twoja (Obj.3:17-18). Właśnie to ma na myśli apostoł Paweł, gdy mówi: Ale umartwiam ciało moje i ujarzmiam, bym przypadkiem, będąc zwiastunem dla innych, sam nie był odrzucony. Na tym polega pilnowanie szat swoich i od tego też zależy ostateczne nasze zbawienie na tej ziemi. Ma to dokonywać się w naszym życiu w oparciu o Boży ołtarz, którym jest krzyż Golgoty. Tam została zniszczona moc naszego ciała. Zatem pierwszym krokiem do duchowego przebudzenia w Laodycei jest odbudowa ołtarza Pana, to znaczy przywrócenie w Kościele rangi, jaką ma krzyż Golgoty dla naszego codziennego życia. Krzyż ma znowu stanąć w centrum Zgromadzenia jako jedyna rzecz, w oparciu o którą ma być sprawowana służba w Świątyni Ciała Pańskiego.

  

         Dalej widzimy, że prorok układa na ołtarzu drwa. W kontekście tej całej historii wydaje się, że były one zbędne, gdyż nawet bez nich Boży ogień strawiłby wszystko łącznie z kamieniami. Jednak dla Kościoła to drzewo jest ważne. Ono wskazuje na drewniany krzyż. Następnie Eliasz kładzie na ołtarzu poćwiartowanego cielca. Rzeczą znamienną jest, że tutaj tekst nic nie wspomina o krwi, którą przy składaniu ofiar oczyszczano różne rzeczy poprzez pokropienie, podobnie jak krew Baranka oczyszcza nas od popełnionych grzechów. Jest to dla Laodycei znowu bardzo istotne, gdyż tu nie chodzi o oczyszczenie od grzechów. Chodzi tutaj o znacznie głębszą sprawę. Chodzi o złamanie mocy ciała w życiu Kościoła, aby mógł on znowu przyodziać szaty sprawiedliwości Baranka. Ten cielec jest symbolem cielesności Zboru, która musi spłonąć na Bożym ołtarzu, na krzyżu Chrystusa. Jakże precyzyjnie wyraził się kiedyś apostoł Paweł, pisząc w liście do Rzymian, że Bóg: przez zesłanie Syna swego w postaci grzesznego ciała, ofiarując je za grzech, potępił grzech w ciele (Rzym.8,3). Tak! Ten cielec dokładnie wskazuje na ciało Chrystusa, w którym został potępiony grzech. Ten żywy grzech buntu przeciw Bogu, który objawia się w postaci pożądliwości ciała i oczu oraz pychy życiowej. Gdy myślę o tym, to przypomina mi się historia Dawida i Goliata. Ten potężny olbrzym, ta wielka góra cielesności jest typem potęgi ciała, którym posługuje się szatan, budując w ludziach swoje królestwo, Wielki Babilon. Chrystus jako ten kamień uderzył w wielki posąg Babilonu, w ciało i zniszczył jego potężną moc, Bóg potępił grzech w ciele. Dawid cisnął z procy mały kamień, zabijając potężne ciało, które czuło się bezkarne, które bluźniło Bogu i paraliżowało działanie ludu Bożego. Dokonało się to na krzyżu Golgoty. Podczas tej ofiary doskonałej została przelana krew Baranka, która usprawiedliwia nas i oczyszcza ze wszystkich popełnionych grzechów. Zostajemy okryci szatami sprawiedliwości Chrystusa, ale gdy w naszym życiu zaczyna znowu dominować cielesność (grzech, który mieszka w ciałach naszych), gdy ożywa w nas ten mocarny Goliat, Boży wróg, wtedy znowu nasza nagość grzechu staje się widoczna przed Bogiem. Krew Baranka oczyszcza nas z popełnionych grzechów tylko wtedy, gdy nosimy szaty sprawiedliwości Chrystusa, ale ona nie oczyszcza przyczyny wszystkich grzechów, jaką jest ciało, stara grzeszna natura. Krew nie może okryć naszej nagości, gdy jest widoczna, dlatego Boży ołtarz nadal musi stać w centrum Kościoła i musi być aktywny. Dlatego ten cielec złożony na ołtarzu przez Eliasza symbolizuje zasadniczo potężnego bożka Laodycejczyków, którym było ich ciało. Kościół musi wydać Panu swoje ciało na ukrzyżowanie. Musimy położyć na tym świętym ołtarzu ofiarę całopalną, swoje ciała (cielesność Kościoła). Jest to kolejny krok na drodze do powrotu Chwały Bożej do Zboru Pańskiego. Następnie czytamy, że Eliasz nakazał wylać na tak przygotowaną ofiarę dokładnie dwanaście wiader wody. Przypadało dokładnie po jednym wiadrze na jedno pokolenie Izraela. I znowu ma to wielkie znaczenie dla Zboru w Laodycei. Ta woda w tym wypadku raczej nie jest symbolem Słowa Bożego, ponieważ wydaje się, że w oczach obserwatorów miała ona utrudnić spalenie cielca. Zatem wskazuje ona na świat, na wody ludów i narodów. Ta symbolika wskazuje na to, że cały Kościół (dwanaście pokoleń) jest przesiąknięty światem. Niemal cały Zbór żyje w duchowym nierządzie z Wielkim Babilonem, dlatego czuje się bogaty w tym wszetecznym mieście i wydaje się mu, że niczego nie potrzebuje. Ciało jest zaspokojone i wolne w dalszym rozwijaniu się. To wskazuje też, że taki Zbór musi w pewnym momencie przejrzeć na oczy i wyznać przed Bogiem, że jest nagi, że zbratał się w duchowym nierządzie z Wielkim Babilonem i żyje w grzechu cudzołóstwa w stosunku do swojego Oblubieńca, którym jest Chrystus. Ale ta woda mówi nam także, że Baranek na krzyżu pokonał także moc świata. Pan Jezus powiedział: Na świecie ucisk mieć będziecie, ale ufajcie, Ja zwyciężyłem świat. Amen. Następnie Eliasz modlił się, aby Bóg spuścił ogień. I tak się stało. Pan zesłał potężny ogień, który strawił wszystko, nawet kamienie ołtarza. Ten obraz ma także swoje głębokie odzwierciedlenie w Słowie Pańskim do Zboru w Laodycei, gdzie Chrystus mówi: Radzę ci, abyś nabył u mnie złota w ogniu wypróbowanego, abyś się wzbogacił i abyś przyodział szaty białe. Dalej Chrystus mówi, że kogo miłuje, tego karci i smaga. On właśnie w taki sposób usiłuje wprowadzić w nasze życie złoto w ogniu wypróbowane. W taki sposób Bóg chce sprawić, aby krzyż odzyskał moc w naszym życiu, aby ciało było ukrzyżowane. Czy jesteśmy świadomi tego, że Pan dotykając się naszego ciała różnorodnymi cierpieniami i doświadczeniami chce w taki sposób okryć naszą duchową nagość białymi szatami? On chce w ten sposób nas zbawić, uderzając w naszą cielesność. Tak, gdy Boży ogień spada z nieba, gdy Duch Boży manifestuje potęgę krzyża Golgoty, wtedy ciało traci swoją całą moc. Dlatego w Zborze zaczyna objawiać się prawdziwe bogactwo Kościoła, którym jest sam Bóg objawiony w zmartwychwstałym Chrystusie. On sam wtedy wstępuje do Zgromadzenia i zaczyna z nim wieczerzać, zakrywając jego nagość. Rozpoczyna się ostania rzecz, która miała miejsce w osiemnastym rozdziale pierwszej księgi Królewskiej. Rozpoczyna się wielka ulewa Bożego błogosławieństwa, Boża łaska i moc zmartwychwstałego Chrystusa niepohamowanie zaczyna rozlewać się na wszystkie strony Wielkiego Babilonu. Mija susza duchowa, a Chwała Boża zaczyna objawiać się tak, jak czytamy o tym w Dziejach Apostolskich. Głód duchowy przeobraża się w wielką obfitość pożywienia, a ludzie zaczynają wołać: Pan jest Bogiem! Ludu Boży! Twoim jedynym Chlebem Życia jest Jezus Chrystus, twój Pan, a twoją jedyną Wodą Życia jest Duch Boży. Amen!

 << spis rzeczy